Ukradzione święto [NA WNIEBOWSTĄPIENIE]
Wniebowstąpienie przedstawione na obrazie Giovanniego di Niccolò de Luteri, znanego jako Dosso Dossi (1489–1542).
„Słońce dnia czterdziestego wzeszło w całej swej okazałości. Ziemia, która zatrzęsła się z radości z powodu narodzin naszego Emmanuela, jak przepowiedziano w Psalmach, teraz również jest przedziwnie wzruszona. Boskie wydarzenia na niej, odsłaniające tajemnicę Boga-Człowieka dobiegają końca. Niebo weseli się razem z ziemią. Chóry Anielskie przygotowują się na przyjęcie obiecanego Króla, a ich Książęta stoją u Bram, aby je otworzyć, gdy zostanie ogłoszony sygnał zbliżania się potężnego Zdobywcy. Dusze, wyzwolone z otchłani rankiem Zmartwychwstania, krążą wokół Jerozolimy, czekając na ten szczęśliwy moment, kiedy brama Nieba, zamknięta grzechem Adama, zostanie otwarta i wejdą tam razem ze swoim Odkupicielem. Tymczasem Zmartwychwstały Pan Jezus odwiedza swoich uczniów i żegna ich, gdyż mają oni pozostać jeszcze przez «krótki czas» na tym padole łez”.
Inne z kategorii
Tak pisał w „Roku liturgicznym” Dom Prosper Gueranger, słynny odnowiciel Benedyktynów i opat Solesmes. Ten tekst pięknie pokazuje, jak cała logika ziemskiego życia Chrystusa prowadziła Go ku temu momentowi, kiedy wstąpił do Swojego Nieba. Tam gdzie będzie królował , jak o tym pisze św. Paweł Apostoł: „Wreszcie koniec: gdy odda królestwo Bogu i Ojcu, gdy zniszczy wszelkie panowanie i władzę, i moc. Bo potrzeba, by on panował, dopóki nie rzuci wszystkich nieprzyjaciół swoich pod stopy swoje. A ostatnim wrogiem, który zniszczony będzie, jest śmierć: wszystko bowiem rzucił pod stopy jego. A gdy mówi: Wszystko Mu jest poddane, bez wątpienia z wyjątkiem tego, który Mu poddał wszystko”. (1 Kor 15, 24 nn).
Dzieje Apostolskie i Tradycja Kościoła mówią nam, że Zbawiciel wstąpił do nieba czterdziestego dnia po swoim Zmartwychwstaniu. Nie wiem czy na katechezie się o tej liczbie czterdziestu dni jeszcze uczy, ale szybka kwerenda wśród uczęszczających na katechizację dzieciaków wzbudziła mój smutek. Nie wiedzą. Jednak w liturgii Kościoła od IV wieku istnieje święto Wniebowstąpienia, przypadające w czwartek, równe 40 dni od największego ze świąt.
Tymczasem święto przypominające nam ten wspaniały, choć po ludzku może nieco smutny finał ziemskiej misji Zbawiciela — o czym jeszcze za chwilę powiemy — zostało mocno umniejszone w Polsce w ostatnim stuleciu.
Po drugiej wojnie światowej dzień wolny przypadający we Wniebowstąpienie został przez „państwo świeckie” zniesiony. Starsze pokolenie pamięta, że wtedy chodziło się do Kościoła przed szkołą, o szóstej rano, lub wieczorem, a księża ogłaszali, że „jest to święto cywilnie zniesione”. Po 1989 roku nikt niestety nie upomniał się o jego przywrócenie, mimo, że w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Liechtensteinie, we Francji i w Luksemburgu ten dzień jest wolny od pracy. Nasi biskupi wywiesili „białą flagę” i przenieśli to święto na niedzielę. Formalnie rzecz biorąc na wniosek polskiego Episkopatu decyzję taką podjęła podjęła Kongregacja do Spraw Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów 4 marca 2003 roku („udzielamy pozwolenia, aby obchodzenie Uroczystości Wniebowstąpienia Pańskiego było przypisane do następującej po nim siódmej niedzieli Wielkanocy”). Pierwszy raz święto w nowym terminie obchodzono w 2004 roku, a więc dwadzieścia lat temu.
Jednak Kościół Rzymski w swoim kalendarzu wciąż ma to święto w czwartek, czterdziestego dnia po Wielkanocy. Następnego dnia po tym święcie rozpoczyna się zwyczajowo dziewięciodniowe oczekiwanie na przyjście Ducha Świętego. Ma to uzasadnienie w historii zapisanej w Dziejach Apostolskich, które tak opisują pierwsze chwile po Wniebowstąpieniu: „Wówczas wrócili do Jerozolimy z Góry, zwanej Oliwną, leżącej w pobliżu Jerozolimy w odległości drogi szabatowej. A gdy przybyli, poszli do wieczernika, gdzie też pozostali: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub Alfeuszów i Szymon Zelota, i Juda Jakubów. Ci wszyscy trwali jednomyślnie na modlitwie wraz z niewiastami, z Maryją Matką Jezusa i z braćmi jego”. Duch Pocieszyciel przychodzi dziesiątego dnia po Wniebowstąpieniu, stąd oczekiwanie trwa dni dziewięć. I stąd pochodzi słowo „nowenna”. Po łacinie dziewięć to „novem”, a po grecku „ennea”.
Dziś zaś mało kto już w Polsce o istnieniu Wniebowstąpienia pamięta. A warto sobie o nim przypomnieć. W dawnej liturgii tego dnia po ewangelii gaszono paschał, co było symbolem zakończenia widzialnej obecności Chrystusa na Ziemi. Do tego dnia w tamtym czasie przygotowywały ewangelie poprzedzających niedziel! W trzecią niedzielę po Wielkanocy już czytano fragment, w którym Zbawiciel tłumaczył „Już niedługo, a nie będziecie mnie oglądać, i znowu niedługo, a ujrzycie mnie: bo idę do Ojca” (J 16, 16). W następną niedzielę słyszano słowa z tego samego rozdziału: „Idę do Tego, który mnie posłał, i nikt z was nie pyta mnie: Dokąd idziesz? Ale, żem to wam powiedział, smutek napełnił serca wasze. Lecz ja prawdę wam mówię: Lepiej dla was żebym odszedł, bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do Was, a jeśli odejdę, poślę Go do was”. I w kolejną niedzielę dalsza część tegoż rozdziału Janowej Ewangelii: „Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat, znowu opuszczam świat i idę do Ojca”. W zreformowanej liturgii też te teksty są czytane, ale ze względu na to, że cykl czytań jest rozłożony na trzy lata zostały one rozproszone i nie tworzą już takiego cyklu przez uroczystością Wniebowstąpienia.
O tej uroczystości mówił też papież Benedykt w czasie swojej podróży do Polski. Cała jego homila była w zasadzie rozważaniem jednego zdania z Dziejów Apostolskich: „Mężowie galilejscy, czemu stoicie zapatrzeni w niebo?” (1,13). „Dla nas jednak to wydarzenie sprzed dwóch tysięcy lat jest czytelne. Jesteśmy wezwani, by stojąc na ziemi, wpatrywać się w niebo – kierować uwagę, myśl i serce w stronę niepojętej tajemnicy Boga. By patrzeć w kierunku rzeczywistości Bożej, do której od stworzenia powołany jest człowiek. W niej kryje się ostateczny sens naszego życia”.
I można dopowiedzieć, że tak jak tamci „mężowie Galilejscy” musieli doznać trochę smutku po rozstaniu z ukochanym Mistrzem, tak każdy z nas, zanim wejdzie dojdzie do nieba, musi doznać „trochę smutku” (por. 1P 1, 6). Jest to smutek „padołu łez”, smutek trudu życia, ale też smutek śmierci i przemijania postaci tego świata. Czy jednak jeszcze w to wierzymy? „Gdy przyjdzie Syn Człowieczy, czy znajdzie wiarę na ziemi?” (Łk 18, 8).
Jako podsumowanie zacytujmy dawny Mszalik: „Kościół zwraca naszą uwagę na to, że ukoronowaniem zwycięstwa Chrystusowego było Wniebowstąpienie. Ukoronowaniem naszego życia wiernego Bogu będzie również życie wieczne w niebie. Radość świąteczna na ziemi to przedsmak i obraz radości doskonałej, nieprzemijającej. Aby na nią zasłużyć, musimy dochować wierności przyrzeczeniom złożonym na Chrzcie świętym i świecić przykładem chrześcijańskiego życia, naśladując Chrystusa, «posłusznego aż do śmierci». Wymaga to udziału w krzyżu Chrystusa od poszczególnych wyznawców i od całego Kościoła, zapewnia jednak nieprzemijającą radość z oglądania Boga”.
Rozmyślnie publikuję ten tekst w niedzielę poprzedzającą czwartek Wniebowstąpienia. Może ktoś wspomni tego dnia o Chrystusie, który prowadzi nas do Swojego Nieba.
Maksymilian Powęski