Błogosławieństwo dzieci przy komunii św.
Inne z kategorii
Od kilku lat obserwujemy rozprzestrzeniający się zwyczaj błogosławienia przez kapłana małych dzieci, które towarzyszą rodzicom przyjmującym komunię świętą. Dziś w czasie Mszy świętej widziałem dzieci, które podchodziły do rozdającego Eucharystię kapłana, nawet bez rodziców, „po krzyżyk”.
Błogosławieństwo kapłana, jako sakramentale, ma oczywiście wielką moc duchową. Kapłan działający w mocy Chrystusa błogosławi tak, jakby to robił sam Jezus. Błogosławieństw kapłańskich nigdy za wiele i można by cieszyć się z faktu, że przy tej okazji można podkreślać i przywracać znaczenie tego aktu tak ważnego w Kościele.
Jednak pojawia się poważny problem, który zdaje się być powszechnie niezauważany. Jego przedstawienie wymaga nieco dłuższej dygresji.
Jak wierzymy, w konsekrowanej hostii, którą przyjmujemy w komunii świętej, jest obecny Jezus Chrystus. Wiara katolicka nie pozostawia w tej sprawie żadnej wątpliwości. Obecność Pana, pod zewnętrzną postacią opłatka, jest – jak to określił Sobór Trydencki – prawdziwa, realna i substancjalna. Oczywiście prawda ta przekracza możliwości ludzkiego rozumu i jest jedną z wielkich czterech tajemnic wiary, których pojąć nie sposób (pozostałe to Tajemnica Trójcy Świętej, Tajemnica Wcielenia i Tajemnica Odkupienia).
Z tej prawdy wiary wynikają jednak poważne konsekwencje. Pierwszą z nich jest fakt, że Najświętszy Sakrament, oprócz tego, że jest spożywany w komunii świętej, jest przedmiotem najwyższej czci w Kościele. Przed Hostią, w której Pan jest obecny, się klęka, Hostii tej należy się najwyższy szacunek, przechowywać Ją wolno jedynie w specjalnie do tego przeznaczonym miejscu (tabernakulum), w specjalnych naczyniach (cyborium), których nie wolno do niczego innego używać.
Istnieje cały szereg innych norm, odnoszących się do czci Najświętszego Sakramentu, które za pontyfikatu św. Jana Pawła II zostały przypomniane w instrukcji Redemptionis Sacramentum. Jedna z tych norm stanowi, że ze szczególną uwagą i czcią traktować należy nawet najmniejsze cząstki konsekrowanego Chleba, bo w każdej, najmniejszej nawet, jest cały Chrystus prawdziwie obecny.
Oczywiście konsekrowany Chleb kruszy się tak jak każdy inny (teologowie wiedzą, że zmieniła się tu substancja, ale przypadłości - nie). Aby więc nie narazić na sponiewieranie tych drobnych cząstek, przy komunii św. powinna być używana patena, a drobiny Najświętszej Postaci, które na nią spadną powinny być przez kapłana po komunii świętej z największą starannością zebrane i spożyte przy puryfikacji kielicha.
Ta długa argumentacja była konieczna, by powrócić teraz do problemu błogosławieństwa dzieci przy okazji komunii świętej rodziców. Jeśli bowiem kapłan udzielający komunii świętej, kreśli kciukiem znak krzyża na czole dziecka, tym samym kciukiem, którym przed chwilą ojcu lub matce podawał Ciało Chrystusa, to jest niemal pewne, że gdzieś na czole dziecka zostanie jakaś drobina. Nawiasem mówiąc, dawne rubryki nakazywały księżom trzymanie kciuka i palca wskazującego złączonymi od przeistoczenia do komunii świętej. Nawet jeśli ktoś uważa, że była to jakaś przesada, wypływało to zapewne z troski o należną cześć Chrystusowi w tym sakramencie obecnemu. Pamiętam, że starsi kapłani zachowywali ten zwyczaj, jeszcze długo po zniesieniu obowiązku (kard. Wyszyński zachował go do końca życia).
Do czego więc zmierzam? Czy chcę udowodnić, że ów zwyczaj błogosławienia dzieci należy porzucić? Żadną miarą. Istnieje proste, oczywiste i piękne rozwiązanie tego problemu. Stosują je na przykład benedyktyni w opactwie Fontgombault, gdzie miałem szczęście spędzić kilka lat temu swoiste dni skupienia. Kapłan kreśli dłonią znak krzyża w powietrzu ponad głową dziecka.
Nie chcę oczywiście nikogo pouczać. Nie mnie o tym przesądzać, co godne, a co nie. Ale mogę pokornie prosić o przemyślenie powyższych argumentów.
Michał Jędryka
fot. ikomutoprzeszkadzalo.pl