Felieton 16 May 2016 | Redaktor
„Zostanę patronem Polski”

Dziś liturgicznie obchodzimy wprawdzie drugi dzień święta Zesłania Ducha Świętego, czyli święto Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła, kalendarz liturgiczny świętego Kościoła składa się jednak z dwóch cykli. Jeden, zwany „temporale”, związany jest z biegiem liturgicznych okresów: adwentu, wielkiego postu i okresu wielkanocnego, a jego „kamieniami milowymi” milowymi są trzy największe święta chrześcijańskie: Boże Narodzenie, Wielkanoc i Zesłanie Ducha Świętego. Drugi zaś („sanctorale”) wyznaczony jest dniami poświęconymi poszczególnym świętym czczonym w Kościele Powszechnym i Kościołach partykularnych. W tym cyklu 16 maja wspominamy jednego z patronów Polski, św. Andrzeja Bobolę.

Ten jezuita ponad 350 lat temu poniósł śmierć męczeńską, gdy starał się szerzyć światło wiary katolickiej na Ukrainie. Pokłosiem jego pracowitego życia były liczne nawrócenia i umocnienie w wierze tysięcy osób. Czemu zawdzięczał swe zwycięstwa? Skąd czerpał moc do realizacji tak wielkich zadań? Dlaczego musiał przelać krew?

Historia jego życia była dość dobrze znana starszemu pokoleniu Polaków. W okresie międzywojennym Polska bardzo uroczyście przeżywała sprowadzeni relikwii tegoż świętego, a specjalna encyklikę poświęcił tej niezwykłej postaci papież Pius XII.

Andrzej Bobola urodził się w 1591 roku w Strachocinie koło Sanoka. Wstąpił do jezuitów i został wyświęcony w 1622 roku. Pracował jako nauczyciel w Braniewie, Pułtusku, Nieświeżu. Pamiętać zaś trzeba, że najlepsze szkoły tych czasów to właśnie szkoły jezuickie. To jezuici w wielu XVII uczyli na przykład logiki, dziedziny wiedzy niemal zapomnianej przez wszystkich innych od czasu upadku scholastyki w XVI w. Bobola znany też oczywiście był jako duszpasterz, między innymi w Wilnie, Bobrujsku, Połocku, Warszawie, Łomży, następnie w Pińsku.

W zamęcie buntu wznieconego przez Chmielnickiego dostał się w ręce Kozaków. Pamiętnego 16 maja 1657 wpadli oni do Janowa Poleskiego, gdzie ksiądz Andrzej Bobola właśnie przebywał. Kozacy traktowali go jako wroga politycznego, bo starał się nawracać ludność prawosławną na katolicyzm. Zdarli zeń sutannę i zaczęli bić nahajami, wzywając, by wyrzekł się wiary. Następnie oprawcy ucięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z nich koronę na wzór Chrystusowej i włożyli ją na jego głowę oraz zaczęli go policzkować, aż wybili mu zęby, wreszcie wyrywali paznokcie i zdarli skórę z ręki, wlekli za końmi, wykłuli mu oko.

Na plecach wycięto mu skórę w formie ornatu. Katusze i straszne tortury trwały około dwóch godzin, po których uderzeniem szabli w szyję dowódca oddziału zakończył około godziny 15.00 jego nieludzkie męczarnie, powodując śmierć.

Pisał Pius XII w encyklice Invicti athletae Christi: „Wzdryga się dusza na wspomnienie wszystkich tych mąk, które bohater Chrystusowy z niezłomnym męstwem i nieugiętą wiarą przecierpiał. Po obiciu kijami i dotkliwych policzkach, przywiązany sznurem do konia, ciągniony był przez jeźdźca na powrozie męczącą i krwawą drogą aż do Janowa, gdzie czekała go ostatnia katusza. W tej męce dorówna Męczennik polski najchlubniejszym zwycięzcom, jakich czci katolicki Kościół. Zapytany, czy jest łacińskim księdzem, odparł Andrzej: «Jestem katolickim kapłanem. W tej wierze się urodziłem i w niej też chcę umrzeć. Wiara moja jest prawdziwa i do zbawienia prowadzi. Wy powinniście żałować i pokutę czynić, bo bez tego w waszych błędach zbawienia nie dostąpicie. Przyjmując moją wiarę, poznacie prawdziwego Boga i wybawicie dusze swoje»”.

Po swojej śmierci Bobola został zapomniany, jednak on nie zapomniał o swoich współbraciach. 16 kwietnia 1702 roku ukazał się przełożonemu klasztoru jezuitów w Pińsku, gdzie w miejscowym kościele został pochowany. Została więc wydobyta trumna ze szczątkami kapłana. Jego relikwie, zachowane w niezwykły sposób, pozwoliły poznać okrutne szczegóły męczeńskiej śmierci. Rozpoczął się kult Męczennika - do tych relikwii pielgrzymowali zarówno katolicy, jak i prawosławni, jednocząc się we wspólnej modlitwie. Nastała noc rozbiorów. W 1819 r. św. Andrzej Bobola ukazał się w celi dominikanina, o. Alojzego Korzeniowskiego, w Wilnie i powiedział: „Gdy wojna, której masz obraz przed sobą zakończy się pokojem, Polska zostanie odbudowana i ja zostanę uznany jej głównym patronem”. Świadectwo o tym widzeniu przekazał sam wielki o. Jacek Woroniecki OP w artykule poświęconym temu proroctwu, opublikowanym w „Przeglądzie Powszechnym” w 1939 r. 30 października 1853 r. został on beatyfikowany w Bazylice św. Piotra w Rzymie.

Gdy więc Polska zaczęła się odradzać po I wojnie światowej, ożywił się także kult Andrzeja Boboli. W 1923 roku zostały z Połocka przewiezione do Moskwy do muzeum medycyny, potem przekazane Stolicy Apostolskiej i spoczęły w Rzymie. Rozpoczęły się starania o kanonizację. Dokonała się ona 17 kwietnia 1938 roku w Rzymie. Trumna z relikwiami Świętego w sposób bardzo uroczysty powróciła do Polski. Na wyraźne życzenie papieża Piusa XI relikwie pozostały w Warszawie.

Michał Jędryka

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor