Z motyką na Słońce? [FELIETON]
Pieter Bruegel starszy, Wieża Babel, 1563 olej, deska, 114 × 155 cm, Kunsthistorisches Museum, Wiedeń.
W jednej z niezliczonych internetowych dyskusji, ktoś po raz tysiąc pierwszy, a może po raz milion drugi, napisał, że dziś, by przekonać ludzi o konieczności ochrony życia, należy zmienić narrację.
Inne z kategorii
To jest motyw, który się wciąż powtarza, tylko ja jeszcze nie widziałem ani osoby, która umiałaby podać przykład takiej nowej, przekonującej współczesnych ludzi narracji, ani tym bardziej człowieka przez tę nową narrację przekonanego. Zaczynam się obawiać, że ta mityczna nowa narracja nie tylko nie istnieje i nigdy nie zaistnieje, ale że gdyby miała powstać byłaby sprzeczna sama w sobie…
Ale, oczywiście powitałbym z radością jakąś opowieść („narratio” przecież znaczy po łacinie „opowiadanie”), która byłaby jednocześnie przekonująca, jak wierna prawu odwiecznemu, które uważa życie ludzkie za święte.
Bo może rzeczywiście ta dawna opowieść o Kainie, który zabił swego brata i o krwi przelanej, która woła do Boga z ziemi, do nikogo już nie trafia? A jeśli nie trafia, to właściwie dlaczego ta nowa ma trafić? Czy ona (ta nowa opowieść) będzie bardziej wstrząsająca od opisu morderstwa, które zapisano w księdze Rodzaju?
A może… Może po prostu musi być audiowizualna? Może powinniśmy dokładnie obejrzeć sobie wszystkie sceny filmowe, gdzie pokazano morderstwo i wybrać z nich tę najokrutniejszą, najbardziej dosłowną? Może to jest jakaś droga. W końcu film „Niemy krzyk” przekonał ponoć wielu…
A może przeciwnie. Może powinniśmy porzucić to rozkręcanie emocji i podejść do sprawy tak zupełnie racjonalnie? Od strony argumentów, od odpowiedzi na istotne pytania? Może to powinno być jasne i wyraźne jak geometria?
Tymczasem dziś trochę mną wstrząsnęło zdanie, które wygłosił na kazaniu mój proboszcz. „Ludzie przestali bać się Boga” - oto wytłumaczenie dlaczego nie trafia już do nas przykazanie „nie zabijaj”, ani ta opowieść o Kainie, ani zresztą inne przykazania. Można godzinami tłumaczyć, że bojaźń Boża (która wszak jest początkiem mądrości) nie ma nic wspólnego ze strachem. Zaryzykuję może nieco tylko uproszczone stwierdzenie, że „bać się Boga” znaczy w języku religijnym po prostu „traktować Boga poważnie”. I rzeczywiście, jako społeczeństwo, jako Kościół, jako winnica Pana, przestaliśmy traktować Go poważnie.
I co teraz? Może jakiś współczesny prorok powinien do Pana Boga wołać: zechciej zmienić narrację, bo tej o Kainie i krwi już nie rozumieją! A Pan mu odpowie, że wszystko co było do Objawienia przecież już w Chrystusie objawił?
A może jednak sprawa nie jest taka prosta. Może tak jak na dawnych kazaniach należy znajdować opowieści (a więc narracje), które zwrócą uwagę współczesnym ludziom na świętość ludzkiego życia, nie tylko jako na prawdę religijną, ale po prostu ludzką! Może. Ale tu mi się przypomina ironia samego Jezusa. „Czy łatwiej jest powiedzieć paralitykowi: Odpuszczają się tobie grzechy, czy też: Wstań, weźmij łoże twe i idź” (Mk 2, 9). Czy łatwiej jest powiedzieć „trzeba zmienić narrację”, czy taką narrację opowiedzieć?
Istnieje jednak pewna synteza zawarta w słowach Psalmu 126/127: „Jeżeli Pan nie zbudował domu, na próżno się trudzili jego budowniczowie. Jeżeli Pan nie ustrzegł miasta, na próżno czuwał strażnik”. Jeśli nasza nowa narracja nie bedzie wynikała z tej odwiecznej, na próżno będziemy ją wymyślać.
Maksymilian Powęski