Przeciwstawianie Boskiej pomocy ludzkim zasługom jest groteskowe
fot. nadesłane
Nie nam, Panie, nie nam, lecz swemu imieniu przyznaj chwałę, za Twe miłosierdzie i troskliwość, aby nie mówili poganie „Gdzie jest ich Bóg”? (Ps 113/115)
Inne z kategorii
W czasie obchodów stulecia Bitwy Warszawskiej, którą brytyjski dyplomata Edgar d’Abernon zaliczył do przełomowych bitew w historii świata, wiceprezydent Bydgoszczy, Michał Sztybel, postanowił podzielić się na fejsbuku taką oto refleksją: „15 sierpnia 1920 r. w Bitwie Warszawskiej nie dokonał się żaden cud. Piłsudski nienawidził tego określenia, bo podważało zasługi Wojska, m.in. dokonań kryptologów, którzy rozszyfrowali depesze Bolszewików”.
Słowa wiceprezydenta Sztybla są oczywiście poruszające, bo przeciwstawiają działanie Boże działaniu ludzkiemu, tak jakby to pierwsze umniejszało to drugie. Nie jest on jednak w tym oryginalny, wielu jemu podobnych chce koniecznie odrzeć tę bitwę z jakiegokolwiek odniesienia do nadprzyrodzoności.
Michał Sztybel zapewne zna obraz Jerzego Kossaka, na którym artysta przedstawił, ponad polskim wojskiem, ukazującą się na niebie Najświętszą Maryję Pannę. Mówiono, że widzieli ją przerażeni bolszewiccy żołnierze, walczący na przedpolach Warszawy i pod Ossowem, gdzie poległ ksiądz Ignacy Skorupka. Jednak ta religijna wizja najwyraźniej, delikatnie mówiąc, nie przekonuje go.
Nie wiem, czy pisząc wspomniane słowa, ich autor zdawał sobie sprawę, że występuje przeciwko całej wielkiej tradycji polskiego i europejskiego oręża. Żeby uzmysłowić o co chodzi, zajrzyjmy do kilku opisów historycznych bitew. 2 sierpnia 47 roku przed Chrystusem, Gaiusz Juliusz Cezar, gdy pokonał w bitwie pod Zelą buntującego się króla Pontu, Farnakesa II, przesłał do senatu meldunek z pełnymi pychy słowami: „veni, vidi, vici”.
Cnota pokory w miejsce pychy, to jedna z najciekawszych zmian jaką wniosło chrześcijaństwo, przejmując pogańskie dziedzictwo Grecji i Rzymu. Cesarz Karol V odniósł się do zwycięstwa w bitwie pod Muhldorf dokładnie 1500 lat później słowami: „veni, vidi, Deus vicit” — co znaczy: przybyłem, zobaczyłem, zwyciężył Bóg. To samo powtórzył w liście do papieża Jan III Sobieski po wiktorii wiedeńskiej. Z kolei w bitwie pod Lepanto, kiedy po zdobyciu Konstantynopola potęga turecka zaczęła zagrażać Rzymowi, papież Pius V przypisał zwycięstwo wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny i w 1572 roku, 7 dzień października ogłosił świętem Matki Boskiej Zwycięskiej, zmienionym w 1573 przez jego następcę, papieża Grzegorza XIII, na święto Matki Boskiej Różańcowej. Podobnie po wiktorii wiedeńskiej, zostało na 12 września ustanowione święto Imienia Maryi, a na 10 października, nieco już zapomniane, Dziękczynienie za zwycięstwo chocimskie 1621, o którym pisał prymas Wyszyński: „W dniu dziękczynienia za zwycięstwo chocimskie - tylko jeden Kościół w Polsce wznosi swoje modlitwy do Boga, który obronił nas prawicą swoją. Któż z największych patriotów myśli dziś o tym zdarzeniu. A jednak może ono rozstrzygnęło o dalszym rozwoju kultury w środkowej Europie? Zapewne do Prymasa Polski należy pamiętać o obowiązku dziękczynienia za Naród, który do archiwum historycznego odesłał zdarzenie, choć ono żyje nadal w dziejach Narodu. Wielbię Victricem manum Tuam, Ojcze! Dziękuję Ci za tę siłę wiary, która oparła się sile. Dziękuję za ten szczytny idealizm, który poniósł rody całe na pola bitew i ofiarował wszystkich niemal synów niejednej rodziny. Dziękuję za tę potęgę, którą wlałeś w skrzydła husarii. Słyszę jej śpiew i czuję pęd zwycięski. Niech to wszystko śpiewa Tobie, Ojcze Narodów. - A gdy dziękuję za przeszłość, proszę - wspomnij na bój, który dziś toczymy, by Polska nie była zalana przez obcą przewrotność, przez materialistyczną brutalność, przez półinteligencką pychę i wyniosłość. To straszna siła, która zwycięża, ogłupiając trwogą nawet mężnych i dobrych. Upomnij się o Naród Twój, którego jesteś Ojcem i Panem. Daj odpocząć odrobinę ludziom znużonym przez nieustanny ucisk i walkę. Choćbym miał umrzeć nie wysłuchany przez Ciebie, Matko, to jeszcze będę uważał za największą łaskę życia to, żem mógł do Ciebie mówić”.
Wszystko to ma swoje uzasadnienie w katechizmie. W jego wydaniu znanym jako Katechizm św. Piusa X, możemy przeczytać: „Bóg troszczy się o świat i wszystkie rzeczy, które zostały przez Niego stworzone na świecie. Bóg zachowuje te rzeczy i kieruje nimi za sprawą swej nieskończonej dobroci i mądrości. Na świecie nie dokonuje się nic bez woli albo bez dopuszczenia Bożego (...) istnieją rzeczy, które Bóg pragnie i nakazuje, a inne są przez Niego po prostu tylko dopuszczane, jak na przykład grzech”. Tę prawdę o współdziałaniu (lub czasem przeciwdziałaniu, jak w przypadku grzechu) sił Boskich i ludzkich doskonale rozumieli przez wieki nasi przodkowie, nie widząc żadnej sprzeczności między chwałą oręża polskiego i bohaterstwem wielu heroicznych uczestników bitew, a pomocą Bożą, bez której nic nie jest możliwe. To właśnie jest wyrazem wspomnianej już pokory, która nie jest bezmyślnym uniżaniem się, ale jest spojrzeniem na człowieka i jego sprawy w świetle prawdy, ujrzenie tych spraw takimi, jakimi naprawdę są. Nauka o Bożej opatrzności jest tej prawdy istotnym elementem.
Obecna ona była już w Starym Testamencie i już wtedy odnoszona do militarnych aspektów: „Podnieś swą rękę przeciw wrogim ludom, niech doświadczą Twego władania. Jak na nas im okazałeś świętość swoją, tak na nich wielkość nam swoją ukaż. Niech Cię poznają, jak my poznaliśmy, że nie ma Boga poza Tobą, Panie. Odnów znaki, powtórz cuda, wsław swoją rękę i prawe ramię” — czytamy w Mądrości Syracha (36, 3 nn).
Jeśli ktoś zna tę tradycję, to przeciwstawianie Boskiej pomocy ludzkim zasługom jest groteskowe. Czy sam Piłsudski tak czynił? Być może Michał Sztybel rzeczywiście znalazł w jego pismach coś podobnego, choć mi się to nie udało. W każdym razie w znanych mi publikacjach, marszałek nie kwestionował wprost określenia „cud nad Wisłą”. Jest jednak faktem, że sam tej nazwy nie używał, a okreslenie to, która do bitwy Warszawskiej przylgnęło, rozpowszechniane była zwłaszcza przez środowiska Piłsudskiemu niechętne. Zresztą sam stosunek Piłsudskiego do katolicyzmu jest przedmiotem licznych kontrowersji, to również fakt. Zostawmy więc postać Piłsudskiego Panu Bogu i historykom.
Wracając do naszego wątku — dla jakich więc celów pan Michał Sztybel czyni publicznie taką uwagę i przeciwstawia Bożą pomoc ludzkim wysiłkom? Czy czyni to z niewiedzy o polskiej tradycji i jej zakorzenieniu w chrześcijaństwie? Czy z chęci przypodobania się ekstremistycznym, lewicowym, chrystianofobicznym środowiskom? W każdym razie jest to smutne.
Maksymilian Powęski