Panowie, ale wiecie, co Wam uczynił feminizm, jeśli na to pozwoliliście?
Inne z kategorii
Hasło: 'moje ciało, moja sprawa' i także w kontekście tematu ciąży jest zmanipulowaniem mężczyzn, z których jakaś część wygodnie umiejscowiła się w takim toku rozumowania. Dodajmy: nienaturalnego rozumowania.
Naturą mężczyzny jest waleczność. Mężczyzna pragnie być zwycięzcą, to jeden z aspektów jego piękna. Ale na czym ma polegać walka, w której bierze on udział?
Mężczyzna jest wojownikiem, to jego natura. Nie musi być doskonały, ani nie odczuwać strachu, wszyscy boimy się różnych rzeczy i wszyscy mamy słabości. Powołaniem mężczyzny jest chronić kobietę. Na przykład, gdy spodziewają się potomstwa, a ona sama nie jest w stanie się chronić. Czas ciąży, mimo że zwany jest błogosławionym, nie jest łatwy dla większości kobiet. Nie wspomniawszy już o czasie przyjścia na świat dziecka, które wymaga całodobowej czujności przez długie miesiące i intensywnej opieki przez pierwsze i późniejsze lata. Do tego z natury przystosowana jest kobieta, mężczyzna oczywiście tak samo wychowuje dziecko, ale w męski sposób, naturalne jest to zróżnicowanie.
Mężczyzna walczy o byt, ma siłę zazwyczaj niezmienną, tzn. nie przechodzi somatycznie czasu połogu, karmienia piersią etc... Ale dostarcza pożywienie kobiecie karmiącej, zapewnia dach nad głową i potrzebne rzeczy. Ta walka jest ciężka, praca wielokrotnie jednej osoby nie wystarcza. Takie są realia. Oboje rodzice z natury są dla siebie też wsparciem psychicznym, mimo że oboje mają słabości, ale te słabości są powodem wzajemnego dawania sobie do nich prawa i współodczuwania. Ona ma to czego jemu brakuje, on ma to, w czym ona cierpi na jakiś niedostatek.
A jakie są realia współczesnej obyczajowości? O co naprawdę walczy mężczyzna na tzw. 'manifach', nisosąc transparent mówiący o 'prawie kobiety do jej własnego ciała'? Dodajmy od razu, że chodzi o temat głownie aborcji i okołoaborcyjny, to jest jasne.
De facto chodzi w tym wszystkim o zwolnienie mężczyzny z odpowiedzialności. Wiele kobiet zapewne usłyszało od mężczyzny: "Jesteś w ciąży - to twój problem". Chyba musi to być najbolesniejsze, co kobieta może w życiu słyszeć. To jest w samej naturze zdanie zakłamane. Gdyby takie nie było, mężczyzna nie byłby potrzebny do poczęcia dziecka i nigdy nie byłby ojcem. Sama biologia wystarcza do tego, żeby jasno widzieć fałsz takiego pomysłu.
A zatem, o co walczy manifestujący mężczyzna w czarnych marszach? Czy nie o całkowite uwolnienie się od odpowiedzialności ojcowskiej? Czy nie o instrumentalne traktowanie kobiety, jako ciała dla przyjemności cielesnej? (hasło typu: "zabezpiecz się jakoś" - czyż nie?) Czy nie o utrzymywanie samego siebie w niedojrzałości? Nie ma znaczenia czy kobieta tego też chce, odpowiedzialność za czyn jest w największym stopniu w czyniącym.
Mężczyzna walczący dla kobiety o prawo do zabicia dziecka, jej i jego, to dramat współcześności. Powodów takich postaw jest z pewnością wiele. Siła mężczyzny to waleczność, wynika z jego natury i jest jego pięknem. Ale i mądrość. Poznawanie samego siebie - bez nadmiernej uczuciowości w jaką z racji natury wyposażone są kobiety, pozwala na rozsądne, nieemocjonalne wybory.
Co się stało z mężczyznami, że w ogóle mają pomysł walki o prawo do aborcji? Dlaczego wielu pozwala samych siebie odcinać od decyzyjności o własnym dziecku? Przecież to jest po prostu niepojęte...
Niech pozostanie w nas jako osobiste pytanie, bo czas najwyższy przebudzić się z tego przedziwnego zakrętu pseudocywilizacji.
Kobieta może sobie krzyczeć co chce o własnej tzw. 'niezależności'. Może w pomysłowy sposób skłaniać mężczyzn do uwierzenia w to. A mężczyzna może się temu poddać. Nie będą szczęśliwi nigdy. Rzekoma niezalezność jest przeciwna naturze miłości.
Czym bez prawdziwej, szczerej i pełnej wzajemnego zaufania miłości są owe 'walentynki', jak nie pustą bańką mydlaną i wewnętrznym kłamstwem, kultem pożądania i wzajemnego wykorzystywania siebie?
Pomyślmy dobrze o tym.
Katarzyna Chrzan - filozof klasyczny