Odtąd ludzi będziesz łowił... i Szpaku złowił nas w ogromnej liczbie
Inne z kategorii
"Czterdziestoletnie przetrwanie tej lekko niesubordynowanej pielgrzymki, na której nigdy nie wiadomo co się wydarzy za godzinę, jest jednak autentycznym dowodem na to, że sieci którymi łowił ks. Andrzej nie zrywały się, bo to nie były sieci jego siły i mocy, ale jego słabości, a właśnie w te słabe sieci do końca weszła moc Boga."
Z dziękczynieniem Bogu za stworzenie świata, a w nim ks. Andrzeja Szpaka
WIELKI CZWARTEK 2018' ...
Zmarł niedawno. Tylko że my wciąż nie możemy tego pojąć, bo wszystko, co rozpoczął trwa więc i on jest... Pewnie gdy w wakacje wyruszymy na kolejną pielgrzymkę ludzi różnych dróg, czyli tych co wierzą i tych co nie wierzą, tych co są bardzo rozżaleni na ogrom doświadczonych zranień i tych pogodzonych... niejedna łza popłynie, bo to będzie pierwszy raz bez niego. Bez Andrzeja. Bez Szpaka. Bez naszego... Szpaka...
Bóg da nowego przewodnika, to pewne, już z resztą z pewnością jest, tylko my pewnie jeszcze tego nie wiemy, ale przecież nigdy nie umieliśmy planować, a jednak zawsze mieliśmy gdzie spać i co jeść...
"Odtąd ludzi będziesz łowił..." - musiał wiele lat temu usłyszeć w duszy nasz Szpaku. Pewnie nigdy by nie przypuszczał, że tylu nas złowi! Metody jakimi łowił, których sam pewnie do końca nie był świadomy, były... Hm... Po prostu były do końca jego autentycznością. On był szczery. Ale nie, że taki tam sobie szczery, ale prawdziwie szczery do końca. I bardzo słaby...
Płacz i krzyk Szpaka... On naprawdę wiele razy płakał. On po prostu nie trzymał emocji, tylko że jego emocje obnażały jego serce, w którym była miłość do nas. Taka prosta miłość, zachwyt i entuzjazm. Andrzej wiele razy też krzyczał. Jak krzyczał? W takiej najukochańszej trosce! Dlatego był dla nas wiarygodny. Stawał się wszystkimi dla wszystkich.
Ksiądz Andrzej niekiedy krzyczał - bywało, że pod koniec pielgrzymki stawał się spięty i my wszyscy to odczuwaliśmy. Co to oznaczało? Ktoś by powiedział - słabość. ..."bo okazywana emocjonalność to słabość" - ktoś by zawyrokował. Być może dla wielu tak rzeczywiście jest, ale co nas to obchodzi?
Na tej pielgrzymce właśnie z takiej "słabości" Bóg uczynił moc! Ksiądz Szpak był ludzki pośród ludzi, emocjonalny pośród nadwrażliwców, pośród artystów, a jego krzyk był zawsze krzykiem szczerej troski!
Krzyk Andrzeja był głosem, który przynaglał na Jasną Górę! Jakby sam nie mógł się doczekać dojścia do Jej Sanktuarium. Ona była Pierwsza i dla Niej nas poganiał, gdy się ociągaliśmy, Szpak dla Niej robił wszystko, nawet dla Maryi był zdenerwowany!
Jakie były sieci ks. Andrzeja Szpaka? Wielokrotnie to były właśnie jego słabości. Emocje, zachwyty sztuką tą wielką jak Norwid, jak i tą naszą, niekiedy prostą, zwyczajną, niestandardową.
On miewał częste wzruszenia, znany z szaleństwa nad przyrodą - arcydziełem stworzenia świata przez Boga. Ktoś by mógł powiedzieć: "wariat" i wielu tak rzeczywiście o nim mówiło. Ale nie był wariatem, tylko widział więcej niż przeciętni ludzie i tym zarażał innych.
Gdy zatrzymywaliśmy się na postoje, albo na noclegi, a pośród naszej wielkiej grupy przecież rzadko kto przejawiał aparycję według tzw. norm popkultury, czy narzucanych standardów, budziliśmy różne reakcje.
Gdy nasz ksiądz Andrzej Szpak zaczynał rozmawiać z gospodarzami, którzy nas gościli, proboszczami, gospodyniami, strażakami itp... widać było w danych miejscowościach trzy postawy. Bywały osoby uprzedzone do Andrzeja i do nas, które już przy pierwszym zetknięciu 'pękały' i widać było autentyczną radość ze spotkania z tym wariackim księdzem.
Byli też tacy, w których radość ze spotkania była tak naturalna, że każdego jednego człowieka by przyjęli z serdecznością i od tych ludzi to my się uczyliśmy szczerości. Szpaku z takimi gospodarzami od razu czuł się jak w domu u mamy i my wszyscy od razu też.
Byli też i tacy, którzy z wielkim dystansem nas gościli, czuło się że 'z obowiązku'. Co robił Szpaku? tymi zachwycał się najbardziej, a podziękowania składał tak soczyste i wychwalał prawdziwie, to znaczy konkretnie nazywając co było pyszne na talerzu, co wspaniałe w danej parafii...
Wtedy na twarzach gospodyń, wcześniej sztywnych (pewnie pod wpływem postawy proboszcza), pojawiał się uśmiech. Najpierw nieśmiały, potem coraz cieplejszy, a i sam proboszcz po prostu miękł, a my - tacy jacy byliśmy, pod wpływem z kolei postawy Szpaka, sami zagadywaliśmy proboszcza i gospodynie.
Naocznie widać było jak lód topniał, jaka była radość ze spotkania, początkowo bardzo trudna, tym bardziej przynosiła autentyzm szczęścia z doświadczenia spotkania.
Ksiądz Andrzej Szpak tańczył, śpiewał, recytował poezję i... ciągle chwalił nas wobec nas samych. Mówił nam jacy dobrzy jesteśmy. Po prostu. On mógł na nas krzyczeć, bo to był krzyk miłości. On mógł przy nas płakać, bo to był płacz miłości. On mógł się denerwować, bo to były nerwy miłości.
On pokazał receptę na dobre życie, a nie były to szkolenia osobowości, treningi psychologiczne, czy jakieś wyjątkowe kursy przygotowujące do pracy z być może trochę bardziej niesubordynowaną młodzieżą etc...
Wszystko polegało na tym, że oddawał się całkowicie w opiekę Maryi i Boga Ojca. To Bóg powodował, że Andrzej łowił każdego z nas po kolei, dokładnie taki, jaki był. Słaby, emocjonalny, po prostu do końca AUTENTYCZNY!
Nie da się policzyć ilu z nas zostało złowionych przez Andrzeja. Pewnie będą tysiące... Samo dzieło pielgrzymki Młodzieży Różnych Dróg, które on zainicjował, "łowiło" i dawało inspirację innym, podobnym dziełom.
Nie da się tego policzyć i nawet nie o to chodzi.
Czterdziestoletnie przetrwanie tej lekko niesubordynowanej pielgrzymki, na której nigdy nie wiadomo co się wydarzy za godzinę, jest jednak autentycznym dowodem na to, że sieci którymi łowił ks. Andrzej nie zrywały się, bo to nie były sieci jego siły i mocy, ale jego słabości, a właśnie w te słabe sieci do końca weszła moc Boga.
Kasia Chrzan
fot. Andrzej Kędzierski