Felieton 29 Feb 2016 | Redaktor
Nie zapomnę

Zbliża się 1 marca, a z nim obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Nareszcie doczekałem takiego czasu, kiedy o tych zapomnianych bohaterach wolno mówić głośno.

Piszę w ten sposób, ponieważ o Niezłomnych Żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego, które walczyło z sowietyzacją Polski, pierwszy raz usłyszałem około 30 lat temu. Wiedzę tą zdobyłem w rodzinnym domu, w którym patriotyzm (o mocno antykomunistycznym zabarwieniu) zawsze był głęboko zakorzeniony.

Mój Tata podsuwał mi pierwsze „tygrysy”  –  (a trzeba powiedzieć, że nie wszystkie nasączone były peerelowską propagandą) i zawsze mocno mnie wspierał w mojej pasji związanej z historią – modelarstwie. Ciocia (siostra ojca) uczyła mnie „Roty”, u niej w mieszkaniu oglądałem albumy o Tadeuszu Kościuszce i Wojsku Polskim. Z kolei moja druga Ciocia (siostra matki) pracowała w bibliotece i wyszukiwała dla mnie książki o Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, ze szczególnym uwzględnieniem lotników, które to pozycje pochłaniałem w każdych ilościach (nierzadko po wielokroć). Będąc u Babci, prędzej czy później siadałem z przedwojennymi rocznikami „Małego Przewodnika” w ręku, których treść można zawrzeć w trzech słowach: Bóg – Honor – Ojczyzna.

I wreszcie moja Mama, która była najważniejszym bastionem antykomunizmu w naszej rodzinie. Odkąd pamiętam, po nocach zawsze słuchała Wolnej Europy i Głosu Ameryki. Opowiadała mi o Dziadku, który walczył w oddziałach gen. Hallera i w 1920 roku został ranny w wojnie z bolszewikami. Jeśli się nie mylę, to chyba od niej po raz pierwszy dowiedziałem się, co tak naprawdę wydarzyło się w Katyniu, a także 17 września 1939 roku. To z mamą, pod czujnym okiem ZOMO, chodziłem 13. dnia każdego miesiąca do kościoła oo. Jezuitów na Mszę Św. za Ojczyznę, gdzie serce rosło gdy wszyscy śpiewali „ojczyznę wolną, racz nam wrócić Panie”. O ile pamięć mnie nie zawodzi, to kilka lat przed rokiem 1989 Mama miała książkę z „drugiego obiegu” o majorze Zygmuncie Szendzielarzu „Łupaszce”.

Dlatego jestem szczęśliwy i wdzięczny za to, że mamy w Polsce tak niezmiernie ważną instytucję jaką jest IPN, który dba o to, aby wiedza o Niezłomnych Żołnierzach polskiego powojennego podziemia niepodległościowego nie przepadła, a pamięć pozostała żywą. Wielce rad jestem, że w IPN-ie pracują historycy z ogromną pasją i zaangażowaniem, tacy jak Pan dr Marek Szymaniak, którego niekłamaną przyjemność i zaszczyt miałem poznać osobiście. Za podsumowanie niech posłuży zdanie, które przeczytałem kiedyś na patriotycznym t-shircie poświęconym Żołnierzom Wyklętym: „Jeżeli kiedykolwiek o Was zapomnę, Ty Boże zapomnij o mnie!”.

Piotr Nadolski

Na fotografii w centrum: Danuta Siedzikówna „Inka”

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor