Nie mieszajmy miłosierdzia z brakiem rozsądku
Inne z kategorii
O Mszy papieża Piusa [VIDEO]
Komentarz do liturgii na XIV Niedzielę w ciągu roku
Raczej nie wlewamy wody z kiszonych ogórków do soku z malin myśląc sobie: - Może to poprawi jego smak? Nie zapraszamy znajomych z pracy na przyjęcie urodzinowe czteroletniej córki z nadzieją, że dzieci chętnie posłuchają plotek z korporacyjnego życia. Nie wkładamy też kota do klatki z chomikiem twierdząc, że to wzbogaci życie gryzonia. Są rzeczy, których nie należy mieszać ze sobą. I chyba pomieszało nam się, które to są rzeczy.
Jeśli zmieszamy zimną wodę z gorącą, nie będziemy mieli czym schłodzić się w upalne popołudnie ani czym zaparzyć herbatę w chłodny wieczór. Kiedy chcemy coś zjeść, to nie wrzucamy na patelnię wędzonej ryby, dżemu i chrzanu, bo są takie rzeczy na tym świecie, które do siebie nie pasują. Gdy chcemy mieć wodę i chcemy mieć ogień, to nie przechowujemy ich razem, bo jeśli wody będzie dostatecznie dużo, to ugasi ona płomień, a jeśli za mało, to wyparuje cała woda. I nie spacerujemy po polu minowym tylko dlatego, że pomiędzy minami jest także ziemia niezaminowana. - Przecież min jest tylko kilka, a pozo tym teren jest bezpieczny. Świetne miejsce na piknik! - tak nie myślimy.
Po zmieszaniu kultur może dojść do zaniku obu, tak jak po zmieszaniu zimnej i gorącej wody nie ma już ani jednej, ani drugiej. To pewne, że tak jak wędzona ryba z dżemem i chrzanem, pewne mieszanki kulturowe nie będą smakowały nikomu. Kultury oparte na przeciwnych sobie koncepcjach życia mogą co najwyżej koegzystować, o ile jedna jest w zdecydowanej mniejszości i rozproszeniu. Kiedy proporcje zrównają się, to albo jedna będzie próbowała zgasić drugą, albo druga będzie chciała doprowadzić do wyparowania pierwszej.
Nie ryzykowalibyśmy życiem naszych dzieci, rodzin i przyjaciół zabierając ich na teren, na którym są miny, nawet jeśli jest ich tylko kilka. Nie powinniśmy też ryzykować życiem naszej kultury i członków naszego narodu, szczególnie że i tak są już w kiepskiej kondycji. Mamy już przecież w Polsce wielokulturowość i jesteśmy przez to okropnie podzieleni. Mamy kulturę konserwatywną i liberalną. Mamy kulturę chrześcijańską, faryzejską i antychrześcijańską. Mamy kulturę narodową i antynarodową, a w narodowej sprzeczne koncepcje dobra wspólnego. Przez to Polak na Polaka patrzy jak na przeciwnika, a nieraz jak na wroga. Stan pacjenta z pewnością nie pozwala transportować go w kierunku zachodniego multikulti, bo my ledwo dajemy sobie radę z własną, wewnętrzną wielokulturowością. Nie ja jeden zadaję pytanie - czy nas coś jeszcze spaja oprócz języka? Historię mamy niby wspólną, ale poszczególne grupy interpretują ją na opak.
Masowe transportowanie do Polski ludzi z całkiem innej kultury, to pomysł tak samo dobry jak próba poprawienia zbyt kwaśnego soku z malin poprzez dodanie wody z kiszonych ogórków. Wydaje mi się, że czynić dobrze, to znaczy nie tylko miłosiernie, ale miłosiernie i zarazem mądrze. Zgoda na przyjmowanie imigrantów w pakietach po sto jest niemądra, a skoro jest niemądra to nie jest także dobra, nawet jeśli jest miłosierna. Jest to może miłosierdzie dla tych uchodźców, jednak jest to też brak miłosierdzia dla własnych rodzin, społeczności i wreszcie dla własnego narodu. Jesteśmy odpowiedzialni za Polskę w perspektywie dekad i wieków.
Przecież w Polsce sympatycy PiS-u nie znoszą sympatyków PO, a sympatycy PO nie cierpią sympatyków PiS-u. Tragiczno-korzystny skutek napływu imigrantów może być taki, że dotychczasowo rozbity naród połączy się, żeby zwalczyć wspólnego wroga – uchodźców. Wciąż zadziwia mnie, jak wiele osób wokół mnie o całkiem odmiennych sympatiach partyjnych w kwestii uchodźców jest mi bliska niczym rodzona siostra.
Ponoć nie możemy już cofnąć podjętych decyzji politycznych. Skoro jednak zgodziliśmy się przyjąć dziesięć tysięcy uchodźców wojennych, a prezydent Francji ogłosił, że jego kraj jest w stanie wojny, to… ogłośmy, że przyjmiemy uchodźców wojennych – z Francji! Otwórzmy się na francuzów, którzy nie chcą być kolejnymi ofiarami błędnej polityki swojego rządu. A skoro mamy prawo weryfikować, kogo przyjmiemy, to wybierzmy sobie ludzi jak najbliższych naszej kulturze. Najlepiej to katolików! Tylko wiecie co? To wywołałoby protesty kilku antykatolickich społeczności naszego kraju. My mamy już nasze własne, polskie multikulti i wszyscy mamy go serdecznie dość.
Marcin Gnosiewicz