Felieton 5 Mar 2018 | Redaktor
Marzec sprzed 64 laty - Kardynał St. Wyszyński - o czym myślał w tamte dni?

Nasze rozpędzone życie wymaga co jakiś czas zatrzymania, wszak w biegu łatwo można zgubić właściwy kierunek. Ciekawie jest czasem zajrzeć do życia innych ludzi, zwłaszcza tych, którzy przeżyli je na sposób pełny, dobry, choć bardzo trudny.

Proponujemy zagłębić się w dwa dni z życia Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Jego zapiski więzienne są obrazem przeżywania każdego dnia w warunkach, które mogły w człowieku budzić rozpacz.

Poznajmy myśli Kardynała, które zaqpisał właśnie w marcu: 4 i 10, w roku 1954, czyli wcale nie tak dawno. Warto się zatrzymać chwilę i pomyślec o tym, jak różne są nasze życia, a jednocześnie wewnętrznie jak podobne, jeśli chodzi o nasze wnętrze i o wpatrywanie sie w ofiare Chrystusową.

4. III. 1954, czwartek.

Wynikła znowu sprawa książek, o które prosiłem w październiku ub. roku. Dotąd mi ich nie doręczono. Pytałem, czy nie posiadają mojego brewiarza, gdyż potrzebna mi jest część wiosenna. Komendant oświadczył, że wszystko, co otrzymują, jest mi przekazywane, nic więcej nie posiadają. Zresztą, „może tam gdzieś co leży" - dodał komendant. Wkrótce zgłosił się do księdza tzw. kierownik i poprosił o sporządzenie spisu książek posiadanych i tych, o które prosiłem w październiku. Ksiądz wyjaśnił, że już raz był wręczony odpis spisu - w listopadzie.

Kierownik wyraził przypuszczenie, że widocznie to gdzieś zaginęło. Wobec tego sporządziliśmy trzeci odpis książek, o które prosiłem 15. X. 1953 r., jak również spis książek doręczonych. Widocznie ci panowie magazynują moje rzeczy, a dziś pomieszało się im wszystko, co otrzymali i co pozostało.

A ponieważ nie zdradzają biegłości orientacyjnej „w drukach", więc wolą mieć czarno na białym. Ksiądz Stanisław doręczył obie listy kierownikowi. Jakoż kierownik zjawił się wkrótce ponownie u księdza Stanisława i przyniósł mu wiosenną część mojego brewiarza, w czerwonej oprawie, z obrazkami, które tam były. Wielka to radość znowu mieć własny brewiarz.

Idę przez swoje życie kapłańskie pełen nędzy, słabości i ran, otrzymanych po drodze. Prawdziwie - „robak a nie człowiek". Wszyscy mają prawo podziwiać całą nieudolność moją.

A jednak idąc, sprawuję swoje posłannictwo kapłańskie. Nędza moja nie przeszkadza mi - dla Bożego miłosierdzia - usłużyć ludziom dobrami, które świat ma najcenniejsze. Tak szedł Chrystus, wzgarda pospólstwa - aż po dzień dzisiejszy. Obszarpany, pobity, ubrudzony w błocie ulicznym, oplwany. A jednak to On zbawiał świat... I zbawił go, choć świat natrząsał się ze swego Zbawcy.

Jak te dwie drogi idą blisko siebie. Nieudolność moją dźwiga łaska sakramentalna; nieudolność Jezusa dźwiga Bóstwo Jego... Niech się świat śmieje, byle dzieło zbawienia było wykonane.

10. III. 1954, środa.

Człowiek, na szczęście, nie ma takiej władzy, by położyć kres bezwzględny i nieprzekraczalny najbardziej istotnemu przymiotowi Boga - miłości.

Gdybyż mógł związać łańcuchami miłość i przebaczenie Wszechmocnego! Na szczęście, Bóg w sprawowaniu swego miłosierdzia zależy tylko od siebie samego. Jego prawo łaski jest prawem królewskim i bez odwołania. Przebacza, gdyż chce - dla chwały swojej, powodowany swoją dobrocią.

frgm. Zapisków Więziennych Stefana Kardynała WYszyńskiego Prymasa Polski

źródło: kosciolgarnizonowy.pl

red.: KB

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor