Felieton 23 May 2019 | Redaktor
Igrzyska, chleb i najważniejszy z wyborów

Jest tylko jeden podstawowy wybór, z resztą codzienny. Tym fundamentalnym wyborem jest nasza realna relacja z Bogiem. Albo człowiek w niej jest, albo nie chce w niej być. Z tej decyzji wypływają dokładnie wszystkie nasze pozostałe... wybory.

Żyjemy w bardzo złych czasach. Mamy wielkie igrzyska i mnóstwo chleba. A jeśli igrzyska się nam nie podobają, i tak musimy na nie patrzeć, bo wchodzą z impetem w nasze życia poprzez obrazy, dźwięki czy niektóre decyzje osób sprawujących władzę, do których musimy się odnosić.

Europejski współczesny człowiek jest najczęściej nakarmiony, ma dach nad głową, a jeśli mówimy o jakiejś nędzy, to ma ona miejsce z powodu złych zarządzań zasobami, a nie jako o braku pożywienia. Ogólnie rzecz biorąc mamy dobrobyt i sensację do oglądania tu i ówdzie, czy tego chcemy, czy nie.

Wróćmy do tematów wyborów, które są cyklicznym wydarzeniem w każdym kraju. Stając w okolicznościach nadchodzącej niedzieli wyborczej, dokonajmy pewnej projekcji klimatu kampanii.

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy w grupie na przykład stu osób, znamy się wszyscy, trwa dyskusja, bo musimy wybrać przedstawicielstwo naszej grupy. Kandydatury już są, niech to będzie kilka pojedynczych osób. Wyobraźmy sobie teraz, że kandydaci, którzy zdecydowali się zostać naszymi przedstawicielami, działają takimi samymi sposobami, jak to robi się przed wyborami we współczesności. Niech jedni o drugich mówią źle. Niech wytykają sobie nawzajem błędy. Ktoś na chwilę przed wyborami zaprezentuje jakiś film, o poważnym - nawet katastrofalnym - problemie, obarczając całą wina kogoś. Wytykane jest nawzajem zło, podając manipulacyjnie lub nie, argumenty mające udowadniać, że kontrkandydaci nie nadają się na przedstawiciela całej grupy.

W końcu, wyborca, przyglądający się temu wszystkiemu, ma ochotę... wyjść.

Taki jest klimat obecnych czasów. Igrzyska i chleb [vel. kiełbasa]. Bodźcowanie sensacjami i karmienie dobrami tego świata. Klimat przedwyborczy toczy się często w takim stylu. Oczywiście nie wszystkich to dotyczy, niech wybaczą ci, którzy chcą inaczej, ale czy są słyszalni? Czy igrzyska ich nie zagłuszają?

My wszyscy tworzymy naszą kulturę i jesteśmy autorami obyczajowości. Chyba byłoby naiwnością czekać na świat, w którym dobro wspólne jako cel byłoby prawdziwą intencją wszystkich, to znaczy każdego? A kandydaci, zamiast rzucać wzajemnymi oskarżeniami [abstrahuję czy słusznymi, czy nie], mówiliby nam o dobru swego kontrkandydata, wychwalaliby siebie nawzajem?

Co to byłby za świat, w którym kandydaci wspieraliby się nawzajem i gdyby wszyscy uczciwie pragnęli, aby wybrany został najlepszy. A i tym wyborem najlepszego ucieszyliby się wszyscy, nie dlatego, że na sposób para - giełdowy zdobył największą ilość głosów, ale dlatego, że mamy kogoś, kto będzie nas dobrze reprezentował, a więc też chronił.

Ach... rozmarzyliśmy się, pewnie naiwnie, może nawet infantylnie? Cóż... wolno nam marzyć o dobru, prawdzie i pięknie. Ale nie tylko marzyć, choć przy temacie kampanii wyborczej raczej to wciąż sfera marzeń, wojna światów wszak trwa. Jednak prawda, dobro i piękno jest. I jest w nas. W naszym codziennym wyborze, z którego wynikają wszystkie i to dokładnie wszystkie nasze inne wybory.

To wybór Boga. Bóg prowadzi każdego przez świat realny. I nawet, gdy trwają igrzyska dobrobytu i trudnej do pojęcia obyczajowości, gdy spory wewnątrz-społeczne mają się dobrze, a niszczycielskie ideologie stosują metody, o których być może nikomu by się nawet nie śniło, i tak, trwając w miłości Boga, człowiek będzie wiedział co robić, bo nie mamy Boga, który by nam nie objawiał prawdy, ale mamy Boga, który nas prowadzi w konkrecie naszych decyzji. I wiemy jak wybierać. Bo przecież z dobrego drzewa będą dobre owoce...

Katarzyna Chrzan

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor