Felieton 26 Apr 2016 | Redaktor
Do medytacji. Wstęp

Dlaczego ja o TYM piszę?
Chciałbym napisać krótki cykl artykułów o medytacji, którą znam głównie z praktyki. Medytuję metodą, której ponad 20 lat temu nauczyli mnie jezuici. Szczególnym, pod pewnymi względami wyjątkowym doświadczeniem jest to, że od czterech lat co tydzień piszę dla innych tzw. punkta do medytacji i uczestniczę w spotkaniach, na których ludzie (głównie studenci) mówią, jak im poszła medytacja, co ich poruszyło, co im medytacje dają itp. Pozostaję w bliskim kontakcie z wieloma takimi osobami, mogę więc na przestrzeni lat widzieć zmiany w ich życiu. Być może opis medytacji bazujący na takich doświadczeniach przyda się tym, którzy medytują, albo chcieliby zacząć drogę medytacji. To z mojej strony. Inny, istotniejszy powód pisania o medytacji, to kwestia tego, czym jest sama medytacja.

Dlaczego w ogóle warto o TYM pisać
Ludzie mówią „medytacja” na bardzo różne rzeczy. Osobiście nie uprawiałem nigdy niczego poza medytacją wg metody św. Ignacego Loyoli i to o niej będę pisał, nie dodając ciągle, że chodzi o medytację ignacjańską. Raz czy drugi spróbowałem innych sposobów, ale w żadnym innym rodzaju medytacji nie doszedłem do momentu, kiedy nie myśli się o metodzie, tylko po prostu się medytuje. Nie mówię więc, że medytacja ignacjańska jest najlepsza, ale, jak mówił inżynier Mamoń, „lubię  piosenki, które znam”, czyli opisuję i polecam znaną mi metodę.

Medytacja to według mnie, po pierwsze, poświęcenie kilkudziesięciu minut wyłącznie na trwanie w świadomości, że Bóg jest ze mną. Widzi mnie teraz, wie, co się we mnie dzieje, rozumie. Moja uwaga kieruje się w Jego stronę (np. mówię do Niego w myślach), rozmyślam nad różnymi ważnymi sprawami w Jego obecności, licząc na Jego pomoc we właściwym pojmowaniu tych spraw. Wzrasta we mnie rozumienie Jego woli i pragnienie, żeby ją pełnić. Nawet jeżeli nie ma we  mnie żadnych słów, to trwam, wierząc, że po prostu jest przy mnie. Staram się nie robić w tym czasie nic innego. Nie prowadzę samochodu, nie prasuję, nie robię sobie herbaty, nie spisuję przemyśleń. Nawet jeżeli trudno mi się skupić, staram się wrócić do świadomości bycia w obecności Boga i do konkretnej sprawy, nad którą rozmyślam.

Medytacja zaczyna się od rozmyślania o konkretnych rzeczach. To, o czym się myśli, może być ściślej określone już na początku, np. przez fragment Pisma Świętego. Jednak tak naprawdę przedmiot rozmyślania pojawia się i nabiera ostrości powoli. Bywa, że dopiero ostatnie minuty medytacji przynoszą nam coś ważnego, poruszającego, co ma znaczenie praktyczne, co zmieni nasz dzień, naszą postawę, pogląd itp. Bywa też, że przez cały czas medytacji nie poruszy nas zupełnie nic, a i z takiej medytacji może płynąć wiele dobra, jeżeli dostrzeżemy, że sama wierność Bogu i systematyczność jest potrzebna do tego, żeby w innej chwili być gotowym do przeżycia Bożego dotknięcia. Czasem jednak rozmyślanie prowadzi do tego, że jakaś prawda, chociażby ta o obecności i miłości Boga, dociera do nas tak mocno, że przestajemy rozmyślać. Zaczynamy po prostu patrzeć na nią bez słów, jak na wschód słońca. Niektórzy odróżniają to od medytacji i nazywają kontemplacją.

Dlaczego warto TO robić
Medytacja jest jednym z trzech najważniejszych rodzajów „ćwiczeń duchowych” opisanych przez św. Ignacego Loyolę. Drugi rodzaj to rozeznawanie, trzeci to examen, w pełnej nazwie łacińskiej consciousness examen, który po polsku zwykło się nazywać rachunkiem sumienia. Początkującym taka nazwa utrudnia niestety jego praktykowanie, bo sugeruje, że mają myśleć głównie o grzechach, jak przy przygotowaniu do spowiedzi.

Rozeznawanie jest kwestią planowania (zgodnie z odczytywaną przez nas wolą Bożą). Examen jest kwestią sprawozdawczości, codziennej weryfikacji tego, w jakim kierunku zmierzało nasze życie. Oba te rodzaje ćwiczeń duchowych mają bezpośrednie odniesienie do decyzji i działań. Przez medytację natomiast staramy się otworzyć na to, co jest silnikiem wszelkich decyzji i działań – na poruszenie serca i umysłu przez Boga.

„Słowa, słowa, słowa…” – mówi Hamlet zmęczony kłamstwami, deklaracjami, gadaniem, pustym mieleniem liter, sylab, słów. „Żywe jest Słowo Boże i skuteczne” – mówi św. Paweł podtrzymywany i niesiony ku innym ludziom mocą słów o Bogu, Jezusie, krzyżu, zmartwychwstaniu, Duchu, wierze, nadziei, miłości, człowieku i jego powołaniu. W słowach można znaleźć Słowo albo można znaleźć „słowa, słowa, słowa”. Medytacja to moja droga do Słowa, choć pewnie o wiele bardziej droga Słowa do mnie. Następny tekst będzie o tym, jak to robić.

o. Rafał Huzarski SJ



Tekst pierwotnie opublikowany na blogu „Grzebień na Huzara”. Przedrukowujemy za zgodą autora.

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor