Felieton 10 Feb 2018 | Redaktor
Bydgoszczanie i ludzie z okolic: Jeśtescie potrzebni pewnym dzieciom - co Wy na to?

Drodzy Państwo. Apel nieziemsko ważny!

Na oddziałach szpitalnych w naszym mieście są dzieci. Na przykład niektóre po raz kolejny przygotowują się do przeszczepu szpiku kostnego, bo po poprzednim są wznowienia białaczki. Inne cierpią na choroby zwane fakomatozami, w których sam organizm produkuje guzy, a jeszcze inne dzieciaczki przechodzą wiele naprawdę niewyobrażalnie ciężkich chorób. Oto prawdziwi Królowie i Królowe na tym świecie i nie znajdziemy prawdziwszych na naszej planecie.

Rodzice ich ogromnie cierpią, gdy na przykład podczas leczenia swego dziecka, przebywając niekiedy miesiącami na oddziałach, przeżywają śmierć dzieci z pokojów obok, które jeszcze nie dawno tuptały po korytarzu z uśmiechem. Mimo bólu, mimo niejednego granicznego kryzysu, dawały radę, ale niektóre już nie.

Najczęściej mamy takich dzieci nie mogą pracować, bo są nieustannie całymi latami przy cierpieniu swych ukochanych dzieci, a ojcowie dwoją się i troją, aby spełniać choć te proste dziecięce życzenia!

Chemioterapia która może trwać rok lub dwa nie pozwala dziecku spragnionemu kontaktu z innymi dziećmi na spotkania. Każda bakteria, każdy wirus może być bowiem ogromnie trudny do wyleczenia. Nie wszyscy mieszkają blisko szpitala, a przecież jest i tak, że raz w tygodniu trzeba jechać na badania, a nikt nie zapyta skąd brać pieniądze na paliwo. Do tego bywają terapie nie objęte refundacją. Trzeba zbierać samemu, żeby ratować życie własnego dziecka. To woła o pomstę do Nieba i niejeden polityk za to kiedyś naprawdę odpowie.

Co możemy zrobić my? Gdzie zbierać pieniądze - wiadomo. Mnóstwo ogłaszanych zbiórek na stronach fundacji działa. Dzięki Bogu są bohaterowie, którzy się tym zajmują!

Możemy jednak jeszcze więcej. To jest konkretne działanie. Post i modlitwa. Za dzieci chore onkologicznie i ciężko konkretnie w naszym mieście. Oddziały są naprawdę pełne cierpienia.

Gdy mamy czas, a przecież mamy! Gdy jesteśmy spokojni i możemy sie modlić - a wielu rodziców nie ma tego luksusu, bo w skrajnych nerwach trudno o skupienie na modlitwie, mamy obowiązek czynić to my wszyscy.

Kto wierzy, ten wie, że modlitwa góry przenosi. Taką górą jest chociażby dziesięć pięter różowego budynku szpitala Jurasza w naszym mieści. Setki oddziałów prawdziwych Królów i Królewien, na których twarzyczkach jest Niebo - to znaczy Prawda o miłości do końca odkrytej przed naszym poplątanym światem. To Niebo jest cierpiące.

Cierpienia nie da się zrozumieć na sposób doczesny. Tu nie ma mądrych. Ale jeden cierpiący może pokochać drugiego cierpiącego, choćby go nawet nie spotkał. I może się modlić za niego.

My - bydgoszczanie - wierzący w taki, czy inny sposób, mamy obowiązek modlitwy za wszystkie ciężko chore dzieci, których jest naprawdę ogromna liczba na oddziałach bydgoskich szpitali. Nie możemy o tym zapominać, myśląc że instytucje się zaopiekują, a my sami nic nie możemy. Możemy wiele! Teraz i zaraz! Natychmiast!

Ciocie - pielęgniarki na oddziałach onkologicznych to niezwykłe kobiety o ogromnych sercach. One widziały tyle cierpienia, pożegnały tyle dzieci, że na sposób ludzki nie jest to do wytrzymania. A one z nadludzką siłą podają kroplówki z serdecznością i przyjaźnią, jakby Bóg dolewał im specjalnymi kroplówkami ten ich uśmiech wbrew wszystkiemu! To przecież musi być specjalna chemia z Nieba!

Po korytarzach przechodzi też ksiądz Darek. Wielu go zna z nieziemskich kazań dla dzieci z Bazyliki bydgoskiej. To człowiek, który z pewnością ma więcej niż jedno serce. Przychodzi też do dzieci, które niekiedy same wątpią. Nie daje porad, ale na przykład opowiada smutnemu dziecku o dziewczynce, która kiedyś uwierzyła, że jak zrobi z papieru tysiąc żurawi, to przeżyje... Co się stało z nią dalej, niech pozostanie tajenicą rozmowy kapłana i dziecka.

Modlitwa to konkret. Miejsce, w któym mieszkamy nie jest przypadkowe. Tutaj są te konkretne szpitale w naszym mieści. Tutaj sa te konkretne dzieci i są te konkretne pielęgniarki i lekarze, wychowawczynie oddziałowe, nauczycielki. Wreszcie tutaj są ci konkretni rodzinie, braciszkowie i siostry chorych dzieci, babcie i dziadkowie. I my w tym wszystkim jesteśmy konkretni.

Wybór jest nasz, to jest wybór z poziomu wiary, a wiara góry przenosi. Naszymi górami są wielopiętrowe szpitale, a w nich oddziały prawdziwych Królewien i Królów tego świata - których Niebo promieniujące na twarzyczkach bardzo cierpi. My te wszystkie góry możemy nieustannie otaczać modlitwą.

Przypominajmy sobie o tym nawzajem.

Sobota niech pozostanie dniem przypomnienia na KB o modlitwie za chore dzieci naszego regionu. Co Wy na to?

Kasia Chrzan

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor