Felieton 13 Oct 2016 | Redaktor
Bezsilni i bezradni? – o Dniu Edukacji Narodowej

Świętowanie „Dnia Edukacji Narodowej” A.D. 2016 zaprawione jest goryczą. Nie wartościując całokształtu procesu kolejnej reformy systemu oświatowego, nie sposób nie zauważyć, iż nowożytna szkoła – państwowa, obowiązkowa i egalitarna – jest ciągle narzędziem na usługach państwa, a dokładniej dominujących w nim aktualnie ugrupowań partyjnych.

Proces przekształcania szkół wyznaniowych – w zdecydowanej większości prowadzonych przez Kościół katolicki – w państwową strukturę edukacyjną, nabrał w Polsce zasadniczego tempa w roku 1773. Procesowi temu mającemu różne sprężyny napędowe, towarzyszył na całym europejskim kontynencie dogmat, pierwotnie sformułowany w Austrii i mówiący, że „die Schule ist ein Politikum”. Szerzyła się także niezachwiana wiara, iż odpowiednie wykształcenie przysporzy obywateli wyniesionych na wyżyny ducha oraz intelektu, którzy wzmocnią fundamenty państwa. Ks. Grzegorz Piramowicz ujmował to następująco: „(...) Ludzie bardziej objaśnieni – ludzie lepsi, a zatem ludzie szczęśliwsi (...)”.

Rok 1773 zapoczątkował schyłkowy okres historii Rzeczypospolitej, bowiem tzw. Sejm Rozbiorowy (1773–1775) zalegalizował 30 września zmowę koronowanych złodziei-sąsiadów – zawarty rok wcześniej w Petersburgu traktat podziałowy. Austriackie, pruskie i rosyjskie złoto zgromadzone w tzw. funduszu korupcyjnym i przeznaczone na przekupywanie posłów i senatorów w połączeniu z rosyjskimi bagnetami wykreowały zestaw parlamentarny, w którym miażdżącą przewagę uzyskali rodzimi renegaci, zdrajcy i agenci sąsiadujących z Rzecząpospolitą cesarstw i królestwa. Aby zapobiec zerwaniu obrad przez „liberum veto”, Sejm przekształcono uprzednio w konfederację.

Na kolejnym posiedzeniu Sejmu Rozbiorowego – w dniu 14 października – zostaje powołana „Komisja nad Edukacją Młodzi Szlacheckiej Dozór Mająca”, będąca pierwszą i w Polsce, i w Europie, państwową władzą oświatową, charakterem zbliżoną mocno do współczesnego ministerstwa oświaty.

Pamięć tego wydarzenia przybrana w formę święta rozpoczęła w Polsce żywot w 1972 r. jako „Dzień Nauczyciela”; w r. 1982 dostrzeżono innych jeszcze pracowników placówek edukacyjnych i ustanowiono „Dzień Edukacji Narodowej”. Natomiast odznaczenie „Medal Komisji Edukacji Narodowej” nadawane jest od 1956 r.

Jak widać, powojenna władza ludowa stosunkowo późno rozpoczęła ideologiczną eksploatację wydarzenia z 1773 r. Istniało realne zagrożenie, iż zbyt dociekliwe studia nad zagadnieniem zepsują propagandowy obraz namalowany np. tak (Łukasz Kurdybacha): „(...) Stworzone przez Komisję Edukacji Narodowej szkolnictwo było na wszystkich swoich poziomach zmodernizowane, uwzględniało w pełni postulaty najbardziej wówczas postępowych pedagogów i najbardziej oświeconych przedstawicieli społeczeństwa. (…) Wysuwając na czoło świecką naukę moralną, która w istocie rzeczy była tym samym, co dobrze i wszechstronnie pojęte wychowanie świadomego swoich praw, obowiązków i celów obywatela, Komisja Edukacji Narodowej uczyła zasad religii chrześcijańskiej tylko w niedziele i święta, głównie przy pomocy kazań w kościele. (...)”.

Tymczasem główny inicjator powstania Komisji – ks. Hugo Kołłątaj – tak pisał: „(...) Komisja Edukacyjna w państwach Rzeczypospolitej ustanowiona ma za cel oświecenie człowieka, aby był dobrym obywatelem. Nie jest uczniem szkoły Chrystusa, kto nie jest dobrym obywatelem, kto przytłumił w sobie głos sumnienia, kto za nic waży świętej religii prawidła. (...)”. W 1787 r. ukazało się I wydanie „Powinności nauczyciela” ks. Grzegorza Piramowicza. Ten wybitny działacz oświatowy i współredaktor Ustaw KEN, pisał: „(...) Wiara w prawdziwego Boga, zawierająca prawdy objawione i nauki cnót chrześcijańskich, jest dla człowieka najpotrzebniejszem do prawdziwego oświecenia światłem, najpotężniejszą do poczciwego życia pomocą, słodką i pewną w przeciwnościach pociechą. (…).

Co dziś, A.D. 2016 pozostało z dzieła Komisji Edukacji Narodowej? Czy tylko to, co kilka lat temu pisał o nauczycielach prof. Aleksander Nalaskowski?: „ (…) W obszarze rozciągającym się pomiędzy edukacją a polityką jesteśmy zupełnie bezsilni i bezradni. Przede wszystkim nie wiemy, czy istnieje jakikolwiek obszar pomiędzy, czy jedno nie jest składnikiem drugiego i na wszelki wypadek nie zadajemy sobie pytań o zdradę ideałów. Edukacja od chwili jej upaństwowienia i uczynienia obowiązującą stała się asumptem dworskim. Jesteśmy dworzanami władzy, która nas [tu tkwimy w takim przekonaniu] karmi i utrzymuje przy życiu. (...)”.

Edward Małachowski

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor