Walczyłem niemal samotnie...
Inne z kategorii
28 maja, 35 lat temu, zmarł wielki Prymas Polski (na zdjęciu z abpem Baraniakiem w Rzymie). Z bogatego nauczania pasterskiego księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego przypominamy poniżej fragmenty tekstów, które i dziś wdają się szczególnie aktualne.
Dzisiaj często doradza się nam: Kościół jest zbyt nieustępliwy, zbyt zawężony, Niechby Kościół trochę inaczej rozumiał Ewangelię, trochę ustąpił. Niechby nie był taki wymagający zwłaszcza w dziedzinie życia rodzinnego i małżeńskiego, Iluż to mądrych ludzi po ukazaniu się encykliki Ojca świętego [Pawła VI - przyp. red.] Humanae vitae doradzało Kościołowi, aby nie wtrącał się w te sprawy. A Ojciec święty, biskupi i kapłani powiedzieli twardo: Nie! Trzeba raczej Boga słuchać aniżeli ludzi, bo idzie o obronę godności człowieka, aby nie był on tylko zwierzęciem zmysłowym, ale istotą rozumną, posługującą się swoimi szlachetnymi władzami i właściwościami dla celu rozumnego przekazywania życia. Dziś po dziesięciu latach od ogłoszenia encykliki, gdy nawet w naszej ojczyźnie widzimy następstwa swobody zmysłowej w życiu rodzinnym wszyscy stwierdzają, że postawa Kościoła była słuszna, że jest on jedynym obrońcą godności człowieka żyjącego w rodzinie.
Pamiętam, gdy ukazała się ustawa dopuszczająca rozwody i przerywanie ciąży, przez szereg lat walczyłem niemal samotnie, tłumacząc Warszawie, że jeżeli ustawy te wejdą w życie i wytworzą nowy obyczaj, to Stolica porośnie trawą, zabraknie ludzi do pracy.
(Przemówienie przy poświęceniu gmachu Seminarium Duchownego w Gdańsku, 16 kwietnia 1978)
Społeczne pojmowanie małżeństwa jako służby rodzinie nie da się pogodzić z przyjmującym się zwyczajem rozbijania rodziny przez rozwody. Rozwód bowiem jest następstwem widzenia w rodzinie tylko własnej, osobistej sprawy, Ujawnia się tutaj brak ducha współdziałania społecznego, służby społecznej rodzinie i niezbędnej w tej służbie ofiarności. Brzydkie samolubstwo jednej ze stron zamyka oczy na los rodziny, głosi prawo do osobistego szczęścia, niebaczne na losy dzieci, na ich prawo do rodziny, na ich łzy sieroce, na ich dolę, okaleczone szczęście i zniekształcone wychowanie. Jeżeli komu tu potrzeba litości i miłosierdzia, to nie rodzicom rzekomo zawiedzionym w swoim szczęściu, tylko właśnie tym dzieciom. Jest to tragiczny los, zwłaszcza gdy matka wyrzeka się swoich dzieci, aby oddać się złudzie poszukiwania własnego szczęścia z innym człowiekiem. Czyż można tu mówić o prawdziwym szczęściu, gdy surowy sędzia – sumienie, pójdzie krok w krok za taką wyrodną matką? Pójdą załzawione oczy dziecięce za tą, do której nie przemawia już „krew z jej krwi”.
Obrona życia w rodzinie wymaga zerwania z rozpowszechnionymi praktykami nieuczciwości wobec powołania rodzicielskiego lub własnych dzieci.
Trudno tu wyliczać powody, które doprowadziły do tego, że wiele kobiet nie chce spełnić powinności macierzyńskiej, uprawiając nieludzką antykoncepcję, przerywanie poczętego życia albo też zwykły gwałt na dzieciach już narodzonych.
„Matka życia” dziś często staje się matką śmierci. Lęk społeczno-ekonomiczny przed wzrostem ludności doprowadził do tego, że rozpoczęto handlową produkcję środków przeciwpoczęciowych. A chociaż bardzo szybko przekonano się o szkodliwości moralnej i społecznej tej zdrożnej produkcji, dziś jeszcze bardzo często znajduje ona swoich obrońców. Oni to wysilają się nad tym jak wykazać, że dla młodzieży jest to jedyna droga, chociaż nie zawsze pewna, uchronienia się przed przedwczesnymi następstwami moralnych nadużyć przeciwpoczęciowych.
Zwłaszcza młodzież ma od razu skrzywione sumienie, które zwalnia ją od niezbędnego zawsze wysiłku samowychowania, opanowania siebie, by nie szkodzić sobie i innym. Raczej należałoby dołożyć trudu, aby pouczyć młode pokolenie o szlachetnym powołaniu do przekazywania życia. A chociaż jest to droga dłuższa i trudniejsza, jest jedynie godna człowieka, który ma obowiązek panować nie tylko nad ziemią, ale i nad samym sobą.
(Z listu pasterskiego na Tydzień Miłosierdzia, Warszawa, 24 września 1978)