Walcz o nadzieję w sobie, tak trzeba i już!
Inne z kategorii
Medytacje ewangeliczne z dnia 8 lipca 2019 r., Poniedziałek
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy. (Mt 9,18-26)
...
Dramatyczna historia kobiety i dziewczynki. Zarówno zwierzchnik jak i kobieta cierpiąca na krwotok byli u kresu swojej nadziei. Mieć córkę, która nie żyła, choć jak się okazuje nie skonała, czy cierpieć nie miesiąc, dwa, rok... ale dwanaście lat na krwotok, to są przecież doświadczenia ponad ludzką wytrzymałość.
Po ludzku nie ma rozwiązań dla tych sytuacji. Niemożliwe jest, aby coś się zmieniło na lepsze. Śmierć to na sposób ziemskiego myślenia koniec. A dwanaście lat krwotoku to wystarczający czas, aby upewnić się, że już nic się nie zmieni i że pozostanie się nieszczęśliwym do końca życia.
Pokusa rozpaczy bywa perfidna, każdy tego doświadcza na swojej własnej drodze wyzwolenia. Każdy człowiek ma doświadczenie własnej niewoli. Gdyby tak nie było, cały opis wędrówki Izraelitów do Ziemi Obiecanej byłby niepotrzebny. Pierwsze słowo w Dekalogu również byłoby bezsensowne a dotyczyłoby tylko niewoli egipskiej, czyli ziemi, która jest bardzo daleko od Polski. Tylko, że ziemia egipska jest w nas. Ziemia Obiecana również. Do której ziemi chcemy się przywiązać i na której budować? To zależy już tylko i wyłącznie od nas.
Każdy z nas potrzebuje czasu do przejścia przez swoją drogę wyzwolenia. Nie ma dwóch takich samych historii życia. Jak trudna bywa ta droga sami wiemy. Czasami polega ona po prostu na walce o resztkę nadziei, która jest w nas.
Gdy jednak dochodzimy w końcu do punktu kolejnego wyzwolenia, bo to wszystko nie dotyczy przecież tylko jednej sprawy w nas, mamy wybór kolejny. Sami nie możemy się wyzwolić, ale Jezus oddał za to życie, abyśmy pozwalali Bogu wyzwalać się całkowicie.
Lęk przed tym, co nowe jest naturalny. Niekiedy jest naszą ostrożnością po prostu, może czasem przesadzoną?... Możemy jednak uczynić coś bardzo niemądrego. Możemy sercem tkwić wciąż w niewoli i żyć złem minionych dni w naszej pamięci, wspominać to, roztkliwiać się nad sobą. Jesteśmy już nowymi ludźmi, Bóg dał nam całkiem nowe życie, ale my uznajemy siebie samych za tych ludzi z przeszłości. To jest nasz sen, z którego Bóg nas może obudzić jeśli tego chcemy. Nowe życie - młode wino, nie da się go wlać w stary bukłak.
Czy chcemy być starzy, czy nowi? Przeszłość mija i jaki ma sens, idąc do przodu, patrzeć w tył? A jeśli otrzymaliśmy płóg - czyli narzędzia, predyspozycje do czynienia dobra, które jest przeznaczone do działań teraz i w przyszłości, a w przeszłości już nic zmienić się nie da, to po co się oglądać, za tym co Bóg nam wybaczył podczas Sakramentu Pokuty i Pojednania? Pamiętać trzeba, żeby nie powtarzać, ale nie można tym żyć.
Taka jest każda spowiedź. Każde oczyszczenie i wyzwolenie. Wybór nasz jest jeden: czy naprawdę ufamy Bogu, że czyni nas nowymi?
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu
Ave Maryja
Kasia Chrzan