Felieton 1 Sep 2016 | Redaktor
Trzeciej zdrady nie będzie

Czerwcowy szczyt NATO w Warszawie przeszedł już do historii. Wrzesień roku 1939 oraz jego końcowe następstwa dla Polski w 1945 r., są w niej od dawna. Oba wydarzenia stanowiły w czerwcowej i lipcowej prasie spójny logicznie kontekst rozmowy dziennikarzy z prominentnymi osobami zajmującymi się bezpieczeństwem Polski w skali międzynarodowej.

Pierwsza zdrada

Nie wyznaczało jej zerwanie traktatu czy też naruszenie jakiejkolwiek innej bilateralnej relacji. Polski nie było wówczas na mapie Europy, na jej ziemiach obecnych było jednak około 2,4 mln Polaków wcielonych do trzech armii zaborczych i strzelających do siebie na wszystkich frontach I wojny światowej. „Sprawa polska”, czyli przyszłość polityczna Polski, również była obecna. Jej zmieniający się kształt wyznaczała aktualna sytuacja militarna zaborców oraz stanowiska polityków państw Ententy. One właśnie miały wagę zasadniczą.

Fatalna perspektywa dla powojennej przyszłości Polski została nakreślona już w 1916 r., który przynosi umowę między Francją i Rosją, uznającą sprawę polską za wewnętrzną sprawę Rosji. W tym samym roku, w memoriale brytyjskiego I Lorda Admiralicji dotyczącym pokojowych rozstrzygnięć w Europie, znajdzie się pogląd, iż odbudowa niepodległej i suwerennej Polski rozdzielającej granice Niemiec i Rosji będzie błędem z punktu widzenie interesów Wielkiej Brytanii. Kiedy cesarze Niemiec i Austrii ogłosili proklamację w Pszczynie, a car rosyjski zagadał o utworzeniu „Polski wolnej, złożonej z wszystkich trzech części, dotąd rozdzielonych”, politycy francuscy i angielscy zweryfikowali swe koncepcje.

Traktat wersalski zapoczątkował powojenny bieg spraw polskich, którym wagę nadawała dyplomacja angielska. Zasadniczym celem polityki Wielkiej Brytanii było utrzymanie równowagi sił Niemiec i Rosji w Europie Wschodniej. Koszty realizacji tego celu były bez znaczenia, bowiem nie miała ich ponieść Wielka Brytania. Miała je ponieść Polska oraz inne kraje. Wstępem do kupczenia nieswoimi aktywami, choć w imię interesów własnych, była nota lorda Curzona z dnia 11 lipca 1920 r., by zaspokajając żądania Związku Sowieckiego, zaoferować mu część Europy Wschodniej, która nigdy nie należała do Rosji.

Szczytowym punktem antypolskiej polityki Anglików była decyzja Lloyda przedstawiona parlamentowi brytyjskiemu w dniu 10 sierpnia 1920 r., by stanowczo zalecić polskiemu rządowi przyjęcie żądań sowieckich. Oznaczało to rzecz jasna koniec niepodległości Polski, która kilka dni później zdołała odrzucić bolszewickie hordy pod Warszawą. Polityka zagraniczna Wielkiej Brytanii po zakończeniu I wojny światowej przybrała pierwszy raz dojrzały kształt określany angielskim terminem „appeasement”. Owo satysfakcjonowanie, czy też zaspokajanie żądań agresywnego państwa, totalitarnego agresora, nieswoim kosztem, przybrało wg prof. Andrzeja Nowaka postać pierwszej zdrady Zachodu.

Druga zdrada

Trzy dni po napadzie Niemiec na Polskę, Anglia i Francja związane z nią sojuszniczymi układami, wypowiadają Niemcom wojnę. Do 12 września wojska francuskie wchodzą na ziemię niemiecką na odległość 8 kilometrów, a Anglicy rozmieszczają wzdłuż granicy francusko-belgijskiej pierwsze kontyngenty Brytyjskich Sił Ekspedycyjnych. Jednakże 12 września sojusznicy Polski na posiedzeniu Rady Najwyższej Sprzymierzonych podejmują decyzję, iż Polsce nie zostanie udzielona pomoc militarna. Temu pierwszemu aktowi zdrady politycznej zaczyna towarzyszyć tzw. „dziwna wojna”; wojsko francuskie wycofuje się, zamierając na linii Maginota, a brytyjski Korpus Ekspedycyjny równie bezczynnie stoi wzdłuż francusko-belgijskiej granicy.

W kolejnych odsłonach zdrady alianci nie mają żadnych zahamowań. Już w Karcie Atlantyckiej podpisanej w sierpniu 1941 r. przez Churchilla i Roosevelta postanowiono, iż punktem wyjścia dla pokojowych działań w Europie po zakończeniu wojny będzie stan granic istniejących w czerwcu tego roku, a więc już po aneksji przez Związek Sowiecki wschodnich ziem polskich.

Uczestnicy konferencji teherańskiej sankcjonują w 1943 r. zapisy Karty, ustalając, że powojenna, wschodnia granica Polski będzie odpowiadać linii Curzona. Ustalono także, iż Polska znajdzie się w strefie operacyjnej Armii Czerwonej. Konferencja jałtańska (luty 1945) oddaje powojenną Polskę pod wpływy polityczne Związku Sowieckiego, ustala szczegóły tzw. repatriacji, czyli wyrzucenia większości ludności polskiej z dawnych Kresów Wschodnich oraz uznaje zgodność działań NKWD z prawem międzynarodowym, co skutkuje niszczeniem przez sowietów sił AK i NSZ.

Mogłoby się wydawać, że spotkanie Stalina, Churchilla i Trumana (konferencja poczdamska, lipiec/sierpień 1945) nie może już przynieść więcej szkody dla Polski ponad to, co ustalono wcześniej. A jednak … . „Wielka Trójka”, przecież nie przez przypadek nie ustala przebiegu wschodniej granicy pokonanych Niemiec.

Trzeciej zdrady nie będzie

Jaki jest klucz do pojmowania dziejów, i gdzie leży? Poszukiwano oczywiście od dawna odpowiedzi na te pytania. Już w XVIII wieku materialiści nie mieli wątpliwości, iż ludzie tworzą historię, dążąc do zaspokajania swych potrzeb, a wszelkie stosunki społeczne „uwarunkowane są przez siły wytwórcze”, którymi dysponują. Idealiści, nie negując stosunków ekonomicznych, uważają wszakże, iż są one funkcją natury ludzkiej; jej właściwości zatem kształtują cały bieg dziejów. Pośród cech tej natury nie brakowało nigdy i dalej nie brakuje niskich instynktów: zakłamania, obłudy, nikczemności, niesprawiedliwości, nienawiści, zniewalania, deprawowania, zdrady. Nie ma powodów, by zainfekowani nimi ludzie nie znaczyli tymi brudami swej działalności politycznej w mniejszej bądź większej skali. Eleganckie uzasadnienie brudnej działalności politycznej w skali międzynarodowej sformułował w wieku XIX syn Albionu: „Wielka Brytania nie ma wiecznych sojuszników ani wiecznych wrogów; wieczne są tylko interesy Wielkiej Brytanii i obowiązek ich ochrony”.

Trudno znaleźć jakiekolwiek poważne uzasadnienia perspektyw politycznych Polski formułowanych ostatnio przez niektórych prominentnych urzędników odpowiadających za jej międzynarodowe bezpieczeństwo. Wydaje się, iż poszczytowa euforia odebrała im wszelką możliwą racjonalność w przewidywaniu politycznej przyszłości; narzędzia pojmowania dziejów, „lekcje” historii, czy też poprawną ocenę bieżącej sytuacji politycznej. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego w wywiadzie udzielonym wysokonakładowemu periodykowi obwieszcza, że „Klęska wrześniowa nie ma prawa się powtórzyć”. Nieco mniej profetycznie o sytuacji z wrześniu 1939 r. mówi doradca ministra spraw zagranicznych RP: „Jestem przekonany, że [sytuacja] się nie powtórzy”.

Józef Piłsudski: „Polska jest stale oskarżana w innych państwach. Jest w tym wyraźna i niedwuznaczna chęć posiadania w środku Europy państwa, którego kosztem można byłoby załatwić wszystkie porachunki europejskie. Podziwu godne jest stałe zjawisko, że te projekty międzynarodowe znajdują tak chętnie ucho, no i języki, nie gdzie indziej, jak w Polsce.”.

P.S. W jakiś czas po napisaniu powyższego tekstu, wydarzenia w Turcji zarysowały domniemany monolit sojuszu atlantyckiego.

Edward Małachowski

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor