Felieton 14 Jul 2016 | Redaktor
Ten jest dorosły, kto odnalazł i realizuje powołanie

Każdy z nas pamięta ze szkoły (mam nadzieję, że i najmłodsze pokolenia też pamiętają) entuzjazm naszego narodowego wieszcza, Adama Mickiewicza, jakim darzył młodość.

Młodości! ty nad poziomy Wylatuj, a okiem słońca Ludzkości całe ogromy Przeniknij z końca do końca…

Do dziś umiem to z pamięci wyrecytować. No więc młodość to jest to. Jest potężna, piękna, mądra… Mickiewicz posunął się nawet do granicy absurdu:

Jeśli względów twojego miłosierdzia godna Cierpliwość, z którą gorycz wychyliłem do dna, Jedynej, lecz największej śmiem żądać nagrody : Pobłogosław wnukowi - niechaj umrze młody…

Mickiewicz oczywiście wielkim poetą był (tak, wiem, to było o Słowackim), ale jakoś my wszyscy z niego i mówimy żeśmy młodzi, nawet gdyśmy starzy! Młodzi duchem oczywiście! Tę apoteozę młodości podtrzymywał jakoś w nas i w całym Kościele Bożym św. Jan Paweł II, czego owocem z całą pewnością są Światowe Dni Młodzieży, które za kilka dni się zaczną.

A jednak, gdy poważnie przyjrzymy się zagadnieniu, musimy je trochę zmodyfikować (teraz będzie „starca szkiełko i oko”).

Jeden z najprzytomniejszych umysłów XX w., dominikanin, o. Innocenty Maria Bocheński, zauważył, że „każdy wiek ludzki ma swoje zalety i wady. Młodzi ludzie posiadają np. więcej dynamizmu niż starsi, ale za to dużo mniej doświadczenia, a nieraz i siły charakteru. Najlepszym wiekiem człowieka nie jest ani młodość, ani starość, ale wiek dojrzały”.

Ale czym jest ów „wiek dojrzały”? Albo – jak to krócej i popularnie mówimy – dorosłość? Najczęściej przywoływana, zwłaszcza przez nastolatków odpowiedź, że jest to osiągnięcie formalnej pełnoletniości, czyli wieku 18 lat, jest oczywiście dalece niewystarczająca. Pełnoletniość jest granicą czysto umowną. Przecież nikt rozsądny nie powie, że jakieś zasadnicze zmiany zaszły w człowieku, w momencie, gdy minęła północ dnia jego osiemnastych urodzin! Choć systemy prawne przyznają z tym momentem właśnie owemu doroślejącemu człowiekowi pewne prawa, to jednak – co ciekawe – na niektóre z uprawnień osiemnastolatek musi jeszcze poczekać. Na przykład – bierne prawo wyborcze przysługuje do Sejmu od 21 lat, a do Senatu trzeba mieć aż 30.

Do 1998 roku polskie prawo stanowiło, że małżeństwo mężczyzna może zawrzeć dopiero ukończywszy lat 21. Dla kobiet był to wiek 18 lat. Obecnie dla obu stron mamy 18. Ale właśnie w tym miejscu mamy w prawie ciekawą konstrukcję, nad którą warto się chwilę zatrzymać. Otóż istnieje przepis mówiący, że z ważnych powodów sąd może zgodzić na wcześniejsze małżeństwo. Ale jeśli na przykład na podstawie takiej zgody sądu za mąż wychodzi 16-latka, to w tym momencie uzyskuje automatycznie pełnoletniość! Istnieją więc pełnoletnie 16 latki.

Ten przepis ma głęboki sens i jest śladem czegoś, co w dawnych wiekach było powszechnie uznawane. Chodzi bowiem o to, że tak naprawdę dorosłość rozpoczyna się z chwilą założenia własnej rodziny. Zdarza się, owszem, że rodzinę zakłada ktoś niedojrzały, ale dojrzałość to nie to samo co dorosłość, bowiem kto zakłada rodzinę, niezależnie od poziomu swojej dojrzałości fizycznej, psychicznej czy duchowej, musi wziąć odpowiedzialność za rodzinę. Tak więc fakt założenia rodziny, rzeczywiście wiele zmienia w życiu człowieka i w moim przekonaniu od tego momentu właśnie rozpoczyna się okres dorosłości faktycznej, a nie tylko formalnej.

No dobrze, powie ktoś, a co z tymi, którzy rodziny nie założą? Kapłanami, zakonnikami, osobami samotnymi z wyboru? Z kapłanami czy zakonnikami sprawa jest dosyć prosta, dla nich moment otrzymania święceń bądź złożenia ślubów jest tym momentem, o którego zaczyna się realizacja ich powołania. Bo z naszego, katolickiego punktu widzenia jest to przecież bardzo jasne. Dorosłość to okres, w którym zakończył się już pewien okres przygotowania, kiedy już rozeznałem, czego Bóg ode mnie żąda i podjąłem wszelkie decyzje.

Tak samo więc w życiu samotnym jest – czy może powinien być – jakiś moment decyzji o realizacji takiego powołania. Pięknie o tym napisał kiedyś o. Jacek Salij do pewnej osoby samotnej: „Jeśli okaże się, że ma Pani do zrealizowania powołanie najpokorniejsze z pokornych, z pewnością – jeśli tylko Pani swoje powołanie usłyszy – przyczyni się Pani do tego, że nasza ziemia stanie się odrobinę piękniejsza. (…) Do mądrze i po Bożemu przeżywanego życia samotnego odważyłbym się nawet odnieść słowa, które Apostoł Paweł stosuje do samego Kościoła: «Wesel się, niepłodna, która nie rodziłaś, wykrzykuj z radości, która nie znałaś bólów rodzenia, bo więcej dzieci ma samotna niż ta, która żyje z mężem» (Ga 4,27)”.

Ten werset z Listu do Galatów wyraża bowiem istotę każdego ludzkiego powołania. Skoro mówimy o dorosłości, a dorosłość to realizacja swego powołania, to trzeba powiedzieć, że każdy mężczyzna jest powołany do ojcostwa, a każda niewiasta do macierzyństwa. Czy będzie to ojcostwo i macierzyństwo według ciała czy według ducha, to inna kwestia. Przywołam na zakończenie zasłyszaną na pewnym bardzo dawnym kazaniu anegdotę.

Przychodzi starsza pani do konfesjonału i po wyznaniu grzechów zaczyna skarżyć się spowiednikowi: „ojcze ja taka samotna jestem, nikogo nie mam na świecie, nikt mnie nie odwiedza, zupełnie sama jestem, jak ciężko to znieść…” A spowiednik na to: „a gdzie są twoje dzieci?” Niewiasta tłumaczy: „ojcze ja nigdy nie miałam męża, ja całe życie samotna jestem!” A spowiednik na to: „a gdzie są twoje dzieci?”

Michał Jędryka

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor