Felieton 8 May 2018 | Redaktor
A Święty Stanisław nie bał się ostro upominać rządzącego krajem

Miewamy niekiedy błędne myślenie jakoby żywot świętych nas nie dotyczył, a już zwłaszcza tych, którzy żyli dawno temu, a więc w rzekomo zupełnie innych niż nasze okolicznościach. Czy aby jednak na pewno w innych?

Władca, który nie dbał o swój własny kraj... , nierząd i rozpasanie w państwie... , deprawacja... Czyżbyśmy tego nie znali?

Wczytajmy się dogłębnie we wspomnienia o św. Stanisławie, spisane i opowiedziane nam w jakimś określonym celu.

Oto z relacji wyłania się przed nami obraz Kapłana, który nie boi się rządzącym mówić prawdy o ich błędach, nawet jeśli za szczerość grozi mu śmierć męczeńska. Ale właśnie taki kapłan jest prawdziwym pasterzem, bo... życie swoje oddaje za owce.

Nie bez powodu dziś, w dzień św. Stanisława czytamy Ewangelię o Dobrym Pasterzu, ale też nie bez powodu św. Stanisław jest głównym patronem Polski wraz z NMP Królową Polski i św. Wojciechem, biskupem i... także męczennikiem.

W pismach bł. Wincentego Kadłubka czytamy relację: "Bolesław był prawie zawsze w kraju nieobecny, gdyż nieustannie brał udział w zbrojnych wyprawach. Historia to potwierdza faktycznie. I tak zaraz na początku swoich rządów (1058) udaje się do Czech, gdzie ponosi klęskę. Z kolei dwa razy wyrusza na Węgry, aby poprzeć króla Belę I przeciwko Niemcom (1060 i 1063). W roku 1069 wyruszył do Kijowa, aby tam poprzeć księcia Izasława, swojego krewnego, w zatargu z jego braćmi. W latach 1070-1072 widzimy znowu króla Bolesława w Czechach. Podobnie w latach 1075-1076. Po śmierci Beli I w roku 1077 Bolesław wprowadza na tron węgierski jego brata, św. Władysława. Wreszcie wyprawa druga do Kijowa (1077) przypieczętowała wszystko".

Jak czytamy w dzisiejszej Liturgii Godzin:

"[...] te wyprawy były powodem, że w kraju szerzył się rozbój i wiarołomstwo żon, a przez to rozbicie małżeństw i zamęt. Kiedy podczas ostatniej wyprawy na Ruś rycerze błagali króla, aby powracał do kraju, ten w najlepsze całymi tygodniami się bawił. Wtedy rycerze zaczęli go potajemnie opuszczać. Kiedy Bolesław wrócił do kraju, zaczął się okrutnie na nich mścić. Fakt targnięcia się na św. Stanisława w kościele, w czasie odprawiania Mszy świętej, świadczy najlepiej o tym, jak nieopanowany był jego tyrański charakter. Wincenty Kadłubek przytacza ponadto, że Bolesław nakazywał wiarołomnym żonom karmić piersiami swymi szczenięta.

Kiedy król szalał, aby złamać opór, Stanisław jako jedyny - według kroniki Kadłubka - miał odwagę upomnieć króla. Kiedy zaś ten nic sobie z upomnienia nie czynił i dalej szalał, biskup rzucił na niego klątwę, czyli wyłączył króla ze społeczności Kościoła, a przez to samo zwolnił od posłuszeństwa poddanych. To zapewne Gall nazywa buntem i zdradą. Ze strony Stanisława był to akt niezwykłej odwagi pasterza, ujmującego się za swoją owczarnią, chociaż zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą go za to spotkać."

Jak przebiegło męczeńskie wydarzenie, które rzeczywiście było konsekwencją świętej troski o owczarnię, czytamy w Kronice bł. Wincentego Kadłubka:

"Prześwięty biskup krakowski Stanislaw, gdy nie mógł odwieść go od tego okrucieństwa, wpierw groził mu zagładą królestwa, wreszcie wyciągnął przeciw niemu miecz klątwy.

Atoli on, jak byl zwrócony w stronę nieprawości, w dziksze popadł szaleństwo; bo pogięte drzewa łatwiej złamać można niż naprostować. Rozkazał więc przy ołtarzu i w infule, nie okazując uszanowania ani dla stanu, ani dla miejsca, ani dla chwili - porwać biskupa. Ilekroć wszak okrutni służalcy próbują rzucić się na niego, tylekroć skruszeni, tylekroć na ziemię powaleni łagodnieją.

(Ale) tyran lżąc ich z wielkim oburzeniem sam podnosi świętokradzkie ręce, sam odrywa oblubieńca od łona Oblubienicy, pasterza od owczarni: sam zabija ojca w objęciach córki i syna w matki wnętrznościach.

O żałosne, o przeponure widowisko śmierci! Świętego bezbożnik, miłosiernego zbrodniarz, biskupa niewinnego najokrutniejszy świętokradca rozszarpuje, poszczególne członki na najdrobniejsze cząstki rozsiekuje, jak gdyby miały ponieść karę poszczególne części członków.

A ja ze zdumienia i z jakowegoś przerażenia całkiem zdrętwiałem, tak iż ledwie pojąć, a cóż dopiero językiem, cóż dopiero piórem wyrazić zdołam cudowne dzieła, na tym Świętym przez Zbawiciela dokonane.

Wśród opowiadania bowiem zawodzi rozum, zrozumieniu nie dopisuje mowa, a słowa nie wyjaśniają rzeczy zgodnie z tym, co zaszło. Albowiem ujrzano, że z czterech stron świata nadleciały cztery orły, które krążąc dosyć wysoko nad miejscem męczeństwa, odpędzały sępy i inne krwiożercze ptaki, żeby nie tknęły męczennika.

Ze czcią strzegąc go czuwały bez przerwy dniem i nocą. Mamże to nocą nazwać czy dniem? Dniem raczej nazwałbym niż nocą, to jest bowiem druga noc, o której napisano: ,,A noc jak dzień będzie oświetlona".

Tyle bowiem boskich świateł przedziwnej jasności zabłysło w poszczególnych miejscach, ile rozrzuconych było cząstek świętego ciała, tak iż niebo samo jakby zazdrościło ziemi jej ozdoby, jej chwaty, ziemi, ozdobionej blaskiem gwiazd jakichś i jakimiś, myślałbyś, promieniami słońca.

Niektórzy zaś z ojców ożywieni radością z powodu tego cudu i gorliwą pobożnością zapaleni pragną usilnie pozbierać rozrzucone cząstki członków. Przystępują krok za krokiem, znajdują ciało nie uszkodzone, nawet bez śladu blizn, podnoszą je, zabierają i namaszczone drogocennymi wonnościami chowają w bazylice mniejszej Świętego Michała.

Aż do dnia przeniesienia, którego przyczynę sam dobrze znasz, nie ustąpił stamtąd silny blask wspomnianych świateł. Po tym wydarzeniu ów okrutnik przerażony, nie mniej przez ojczyznę, jak przez senatorów znienawidzony, uchodzi na Węgry."

Co działo się dalej, czytamy w dzisiejszej LG:

"Duchowni ze czcią pochowali je w kościele św. Michała na Skałce. Fakt ten jest dowodem czci, jakiej wtedy męczennik zażywał. Czaszka Stanisława posiada wszystkie zęby. To by świadczyło, że biskup zginął w pełni sił męskich. Mógł mieć ok. 40 lat. Na czaszce widać ślady 7 uderzeń ostrego żelaza, co potwierdza rodzaj śmierci, przekazany przez tradycję. Największe cięcie ma 45 mm długości i ok. 6 mm głębokości. Stanisław został uderzony z tyłu czaszki.

Na wiadomość o dokonanym w tak ohydny sposób mordzie na biskupie, przy ołtarzu, w czasie sprawowania Najświętszej Ofiary, cały naród stanął przeciwko królowi. Opuszczony przez wszystkich, musiał udać się na banicję. Bolesław Śmiały usiłował jeszcze szukać dla siebie poparcia na Węgrzech u św. Władysława. Ten mu jednak odmówił. Zmarł tamże zapewne w 1081 roku. Istnieje podanie, że dwa ostatnie lata król spędził na ostrej pokucie w klasztorze benedyktyńskim w Osjaku, gdzie też miał być pochowany.

W 1088 roku dokonano przeniesienia relikwii św. Stanisława do katedry krakowskiej."

Ponadczasowe jest duszpasterzowanie. Męczeństwo natomiast zawsze zwycięża grzech. Dzięki Jezusowi Chrystusowi. Niech św. Stanisław prowadzi każdego z nas do prawdziwej wolności.

red.: KB

źródła: Kroniki bł. W. Kadłubka, Liturgia Godzin

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor