Plus vis quam ratio?
Inne z kategorii
Spór o Lecha Wałęsę, z którym mamy w ostatnich tygodniach do czynienia, wcale nie jest sporem o osobę byłego prezydenta, ani o jego osobiste zasługi czy – przeciwnie – winy przeszłości. Nie jest nawet sporem o rodowód Solidarności, III RP, czy o to, kto obalił komunizm.
Spór ten ma wiele warstw, ale ta, która wydaje się najistotniejsza, jest stosunkowo rzadko dostrzegana. A chodzi o sprawę zupełnie zasadniczą, fundamentalną. Spór ten jest starszy niż „Solidarność”, starszy niż Lech Wałęsa, starszy nawet niż komunizm. Chodzi bowiem o rolę prawdy w polityce.
„Cóż to jest prawda?” – pytał cynicznie Piłat Zbawiciela – i zapewne nie oczekiwał odpowiedzi. Cynizm Piłata do rangi cnoty podniósł XVII-wieczny filozof angielski Tomasz Hobbes. Jego zdaniem w porządku politycznym nie istnieje prawda obiektywna. Nie istnieje, bo polityk ma tyle racji ile… głosów! I niestety – smutne to skojarzenie, ale jakże wymowne: słowa „panowie, policzmy głosy” padają przecież w filmie „Nocna zmiana”. Kto oglądał, ten pamięta, z czyich ust one wyszły.
Demokracja liberalna, która od angielskich filozofów tamtego okresu się wywodzi, opinię większości zawsze stawiała w miejsce prawdy i tym samym usankcjonowała kłamstwo. Czyżbyśmy więc byli skazani na uznanie, że „jeśli fakty przeczą teorii, to tym gorzej dla faktów”? Niebezpieczeństwo to widział nawet marksista, książę ateistów, Leszek Kołakowski: „Swoboda słowa i krytyki nie może wyrugować kłamstwa politycznego, ale może przywrócić normalny sens słowom: kłamstwo, prawda, prawdomówność” – pisał w „Miniwykładach o maksisprawach”.
I w tym właśnie widzę najgłębszy sens trwającej walki. Tak, walki, bo co prawda dawniejsza bezwzględność wojny ustąpiła dziś innej broni, uległa ucywilizowaniu. Głów się nie ścina, lecz liczy się głosy. „Ballots instead bullets” – jak mówią Amerykanie. Mimo to naczelna zasada wojny pozostała niezmieniona: siła (a więc większość) znaczy więcej niż prawda, co jest odwróceniem dawnej rzymskiej zasady „plus ratio quam vis” (więcej znaczy racja niż siła), która wciąż jeszcze widnieje niczym wyrzut sumienia jako dewiza najstarszego polskiego uniwersytetu.
To więc, że chwilowo większość jest po stronie tych, którzy w tej akurat sprawie bronią prawdy, nie ma tu nic do rzeczy. Bronić musimy tego, że prawdy nie ustala się przez głosowanie. Ani przez uliczne manifestacje.
Jeśli tego nie będziemy sobie cenić, kto wie, czy niebawem nie powróci do nas ta siła barbarzyńska, która nie będzie już liczyć głosów, lecz bagnety i ołowiane kule. Ale to już zupełnie inna historia.
Michał Jędryka