Felieton 24 Dec 2016 | Redaktor
Pełnia czasu

Fragment wywiadu Michała Jędryki z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim. Cały wywiad ukazał się w Tygodniku Bydgoskim

Porozmawiajmy o Bożym Narodzeniu. Czytamy w Ewangelii wg świętego Łukasza o tym wydarzeniu, znajdziemy nieco inny opis również u świętego Mateusza. W pozostałych Ewangeliach na ten temat nie ma nic. Czy Marek i Jan uznali to wydarzenie za nieważne?

- A czy Pan zna dokładnie okoliczności swoich narodzin? Czy zajmował się Pan nimi? Czy przeciętny człowiek zajmuje się okolicznościami swego urodzenia? Czy próbuje ustalić, gdzie i w jakich warunkach i okolicznościach przyszedł na świat? Dzisiaj ta sytuacja się zmienia, bo matki i ojcowie prawie codziennie robią swoim niemowlętom zdjęcia, czasami dzieje się tak, że potem nie wiadomo co z tymi zdjęciami robić… Ale przecież jest to sytuacja ostatnich kilkudziesięciu lat, gdyż wcześniej tak nie było. Generalnie o narodzinach i dzieciństwie Jezusa wiemy i tak stosunkowo niemało. Zwróćmy uwagę, że o dzieciństwie Karola Wojtyły czy Stefana Wyszyńskiego – wielkich Polaków – wiemy niewiele więcej… Nasze osobiste wspomnienia sięgają wieku, kiedy mieliśmy pięć, sześć lat, wcześniejsze lata znamy z opowiadań rodziców – jeżeli nas to w ogóle interesuje.

Chciałbym w tym miejscu przejść do prawdy ogólniejszej. Kościół wierzy, że Ewangelia i całe Pismo Święte jest Słowem Bożym, że to jest tekst natchniony. Jeżeli więc czytamy w Biblii opowieść o dzieciństwie Jezusa, ale również opowiadanie o stworzeniu świata, gdzie prawdopodobnie nie mamy do czynienia z dosłownym opisem, stajemy przed problemem, jak katolik, który czyta Pismo Święte, ma szukać prawdy, co w danym tekście jest naprawdę istotne?

- Dotykamy tu problemu niezwykle ważnego, który nazywa się w języku teologicznym „hermeneutyką biblijną”, czyli sztuką czytania i objaśniania Biblii. Biblia powstawała w przeciągu około 1000 lat, są w niej rozmaite rodzaje literackie. Prawda została więc wyrażona na rozmaite sposoby i dlatego nie ma jednego klucza, który można zastosować do wszystkich tekstów. Są teksty, które należy rozumieć dosłownie; są takie, które mają charakter kronik historycznych; są przypowieści; są teksty, które mają charakter alegoryczny i symboliczny… Przykładowo, jeśli w psalmach czytamy, że „góry skaczą jak baranki”, to nie wyciągamy z tego wniosku, że rzeczywiście mowa jest o skaczących górach, tylko rozumiemy sens przenośny. Ale określenie rodzaju literackiego i znaczenia tekstu nie zawsze jest łatwe. Często by wyjaśnić sens konkretnego fragmentu, trzeba do tego dochodzić bardzo długo. Narracja o stworzeniu świata to wspaniały hymn pochwalny pod adresem Boga Stworzyciela, wyrażony pięknym i dostojnym językiem hebrajskim. Odwzorowany on został na samym początku Ewangelii według świętego Jana, gdzie mamy hymn o Logosie, opiewający osobę i posłannictwo Syna Bożego, czyli przedstawiający Wcielenie jako „nowe stworzenie”.

Nasze trudności wynikają też z tego, że nasze myślenie jest inne niż w czasach starożytnych.

- Biblia jest tekstem sprzed ponad 2000 lat. Wtedy sposób wyrażania prawdy różnił się od tego, który stosujemy w naszych czasach, ale to nie jest ułomność Biblii. To jest nasza odmienność! Po to są egzegeci i teologowie biblijni, żeby uczyć poprawnie czytać i objaśniać księgi święte.

To ja poproszę Księdza Profesora o egzegezę jednego wersetu: „Gdy nastała pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego zrodzonego z niewiasty…” (Ga 4,4). Co to jest „pełnia czasu”?

- To znaczy, że skończyło się długie oczekiwanie mesjańskie Izraela, gdy Bóg uznał, że biblijny Izrael został wystarczająco przygotowany na przyjście Mesjasza, zarówno w tym, co dotyczyło zaakceptowania Go, jak i w tym, co dotyczyło Jego odrzucenia. To niezwykły paradoks! A więc „pełnia czasu” wynika z przyjścia Jezusa Chrystusa. Można także odwrócić to myślenie i powiedzieć: ponieważ przyszedł Jezus Chrystus, prawdziwy człowiek i prawdziwy Syn Boży, to nastała „pełnia czasu”. Niczego radykalnie nowego nie możemy już oczekiwać. To, czego Bóg miał dokonać względem Izraela i ludzkości, tego dokonał wraz z przyjściem Jezusa Chrystusa.

A czy można to przygotowanie świata rozumieć również tak, że pojawiła się określona sytuacja cywilizacyjna, m.in., że pojawiło się greckie tłumaczenie Biblii, o którym ma Ksiądz mówić w czasie bydgoskiego wykładu, stało się więc możliwe rozprzestrzenienie się chrześcijaństwa w mówiącym po grecku cesarstwie?

- Ta intuicja jest bardzo trafna, bo właśnie tak było. W ostatnich trzech wiekach przed Chrystusem świat grecki, który do tej pory pozostawał jakby poza nawiasem Bożego Objawienia, nie tylko otrzymał orędzie biblijne, ale również się na nie otworzył. Na progu synagog jeszcze przed narodzinami Jezusa Chrystusa stanęły trzy typy ludzi. Pierwsza to Żydzi, dla których synagoga była naturalnym miejscem modlitwy. Druga to prozelici, czyli tysiące dawnych pogan, mówiących językiem greckim, którzy zainteresowali się wiarą w jedynego Boga oraz przyjęli judaizm i poddali się obrzezaniu. Trzecia grupa to tak zwani bojący się Boga, czyli bodaj jeszcze większa liczba dawnych pogan, również mówiących po grecku, którzy byli zainteresowani wiarą w jedynego Boga, ale nie przeszli tego, co miało upodobnić ich do Żydów, a mianowicie obrzezania, bo kultura grecka, hellenistyczna, wzdrygała się przed obrzezaniem jako ingerencją w ludzkie ciało. Septuaginta jako Biblia grecka sprawiła, że solidny grunt pod przyjęcie i rozwój chrześcijaństwa został skutecznie przygotowany.

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor