Felieton 22 Dec 2015 | Redaktor
Pan blisko jest...

Pan blisko jest, oczekuj Go,
Pan blisko jest, w Nim serca moc.

Są tacy ludzie, których w zasadzie brak nam zawsze. Od momentu gdy opuszczą doczesny świat, zostaje puste miejsce w naszym sercu, brak, osamotnienie i jakieś poczucie niedosytu ich obecności. Nadchodzą święta Bożego Narodzenia i, jakkolwiek banalnie to zabrzmi, właśnie wtedy bolą nas najbardziej „puste miejsca przy stole”. Nie wiem, czy każdy zna „Kolędę dla nieobecnych”. Dla mnie jest ona tym utworem, który nieodmiennie powoduje ciarki i sprawia że, jak mawiała Nel z „W pustyni i w puszczy”, pocą mi się oczy.

Daj nam wiarę, że to ma sens,
Że nie trzeba żałować przyjaciół.


Wczoraj odszedł do niebiańskich Hermanic, na wieczną Lednicę, na Rajską Jamną ojciec Jan Góra. Wiadomość dotarła do mnie w bardzo nowoczesny sposób. Otworzyłam facebooka, a tam informacja o tej bolesnej, niespodziewanej i jakże przedwczesnej śmierci. Miał tyle lat co mój tata, miał przecież w sobie ogień Bożej energii, mógł jeszcze tyle zrobić. A jednak Bóg wybrał dla niego święta u boku ukochanego św. Jana Pawła, podziwianego Romana Brandstaettera. Zaczęłam ten akapit od słów o przyjaciołach. Nie da się ukryć, że był on dla mnie jednym z tych anonimowych przyjaciół, których noszę w sercu. Pamiętam rekolekcje głoszone w 1996 roku w Parafii NSPJ w Bydgoszczy. Byłam w zaawansowanej ciąży i Ojciec Jan chciał mi ustąpić miejsca, gdy spotkaliśmy się u Prałata Jaskólskiego na kawie. Zapraszał nas na Jamną. Miał w sobie coś, co przykuwało uwagę, co nie pozostawiało człowieka obojętnym. I choć bywał kontrowersyjny, nie miało się wątpliwości, co do Jego żarliwej wiary.

Pamiętam też, że podczas rekolekcji zwykł mawiać, by na rozejście się śpiewać pieśń, bo nie wypada iść do domu na sucho (a może wyrażał się dosadniej? O suchym pysku). Intonował przepiękne kanony.

W jeszcze bardziej zamierzchłej przeszłości pamiętam taki Nowy Rok, który wraz z przyjaciółmi witałam u Benedyktynów w Tyńcu. Tam właśnie po raz pierwszy usłyszałam, jak można śpiewać i tańczyć pieśni, które tak bardzo miłował ojciec Jan.

Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas, I zapomnieć że są puste miejsca przy stole.

Ten niezwykły dominikanin, kaznodzieja, po trosze aktor (a tak, tak – nikt tak jak on nie potrafił naśladować Papieża Jana Pawła II), pisarz, uczył jak być dzieckiem Bożym. Biło od Niego ojcowskie ciepło, które naprawdę było emanacją jakiejś duchowej siły. Mówił, że kiedy zaczynał być duszpasterzem akademickim, bardzo chciał być takim równym gościem. Wtedy jedna ze studentek uświadomiła Mu, że kolegów to ma się na uczelni, w duszpasterstwie szuka się ojca. I chcąc nie chcąc przyjął tę rolę i pełnił ją (bo absolutnie nie grał) godnie, pięknie.

I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu.

Tak, ojca Jana będzie brakowało. Na Lednicy, w Hermanicach, w Jamnej… Jego uporu, jego determinacji w organizowaniu wielkich przedsięwzięć, a najbardziej chyba tych prozaicznych umiejętności, przedsiębiorczości. Pamiętam, jak opowiadał o sposobach, którymi zdobywał środki na organizację czuwania na Lednicy. Pamiętam jego pomysły: pobożnych kart kredytowych, ręczników dla papieża z napisem Jamna… Myślę, że to tylko malutka cząsteczka tego, co rodziło się w jego niepospolitym umyśle.

I przekonaj, że tak ma być,
Że po głosach tych wciąż drży powietrze,
Że odeszli po to by żyć.
I tym razem będą żyć wiecznie.

Ojciec Jan jednak przede wszystkim był człowiekiem ducha i wiary. Pisał o sobie: Otóż wszystko, co w życiu zrobiłem, opiera się na zawierzeniu Jezusowi i wypływa z wiary. Każda cegła położona jest z wiarą w sens tego przedsięwzięcia, każdy gwóźdź wbity z intencją, że ma służyć Bogu i ludziom. Tak było w Hermanicach, tak jest na Jamnej, nad Lednicą, w Poznaniu i w Polsce. To jest fundament. Punkt odniesienia. Wierzę Kościołowi, który kocham.

W tym roku tę kolędę zaśpiewam także myśląc o ojcu Janie. Pan Jezus z pewnością wyrówna rachunki strat, znajdzie się ktoś nowy, inny, by uczyć młodych (i nie tylko), miłować Chrystusa. Ale smutniej trochę będzie, że nie ma ojca Jana, który tak pięknie intonował „O Christe, Domine Jesu”.

Przyjdź na świat,
By wyrównać rachunki strat.
Żeby zająć wśród nas,
Puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć że są puste miejsca przy stole.

Beata Wróblewska

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor