Felieton 7 Jul 2016 | Redaktor
Ofiary UPA zostaną uczczone, ale tylko między wierszami

Wydawało się, że podczas trwającego właśnie posiedzenia sejmu, parlament przyjmie w przededniu 73. rocznicy rzezi wołyńskiej uchwałę w sprawie banderowskiego ludobójstwa na Kresach Wschodnich. Niestety, tak się nie stanie.

Okazuje się, że nie 11 lipca, a 17 września ma być obchodzony jako Narodowy Dzień Pamięci Męczeństwa Kresowian. Wciąż zatem z rożnych względów pamięć o bestialskich mordach na polskich kobietach, dzieciach i starcach, dokonanych przez Ukraińców spod znaku Bandery, przegrywa z bieżącą polityką i polityczną poprawnością.

11 lipca 1943 roku, jak i 17 września 1939 roku, są dla Polaków datami traumatycznymi. Obie są tragiczne. Ale połączenie ich w ramach jednego dnia pamięci jest pomysłem chybionym. Obie wprawdzie przypominają nam o okrucieństwie w stosunku do Polaków, ale każda z nich ma inny kontekst.

Połączenie obu tych rocznic będzie zamazywać każdą z nich. Ze względu na swoją wyjątkowość, zasługują na osobne uczczenie. W przypadku banderowskiego ludobójstwa jest to o tyle ważne, że dopiero teraz zaczyna się o nim mówić bez niedomówień (nie wszędzie rzecz jasna), odsłaniając jego bestialstwo.

Uczczenie osobnym dniem pamięci zbrodni ukraińskich jest także ważne z innego powodu. Otóż na Ukrainie ideologia banderowska przeżywa swój renesans. Na kultywowaniu zbrodniczych formacji (OUN, UPA) buduje się podwaliny tożsamości narodowej, a zbrodniarzy ustanawia bohaterami Ukrainy.

To, co w cywilizowanym świecie nie mieści się w głowie, na Ukrainie znajduje ożywczy klimat. Za sprawą władz państwowych i samorządowych ludobójcza ideologia, przypudrowana historycznym bełkotem, zyskuje status obowiązującej wykładni dziejowej.

Dlatego dziwię się Prawu i Sprawiedliwości, którego posłowie przygotowali całkiem niezły tekst uchwały sejmowej, że zamiast załatwić temat tak,jak należy, czyli konsekwentnie i w zgodzie z prawdą historyczną, lawiruje w imię geopolitycznych szachów, w których czeka je i tak szach-mat.

Kompletnie nie przekonują mnie w tym względzie argumenty, że głośne upominanie się o ofiary ukraińskiego ludobójstwa jest realizowaniem scenariusza Putina, który w ten sposób chce skłócić dwa narody walczące z „rosyjskim imperializmem”. To wyjątkowo głupia i płytka argumentacja.

Ofiary wołyńskiego ludobójstwa od ponad siedemdziesięciu lat wołają o pamięć, a nie o zemstę, choć trudno pozbyć się tego uczucia, czytając i oglądając to, co z kobietami i dziećmi wyrabiali ukraińscy nacjonaliści. Dlatego z niesmakiem patrzę na ten przedziwny polityczno-historyczny kontredans, urządzany w sytuacji, w której nie ma na niego miejsca.

Na szczęście w wielu miejscach w Polsce odbędą się uroczystości w 73. rocznicę wołyńskiej rzezi. Pamięć o niej, chwała Bogu, nie zginęła. Odradza się. Szkoda, że bez wsparcia państwa, które napina się tam, gdzie nie musi, a kuli ogon tam, gdzie robić tego nie powinno.

Maciej Eckardt

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor