Felieton 6 Feb 2018 | Redaktor
O rodzinie: Otwartość nie polega na wygłaszaniu opinii o drugim, ale na ujawnianiu swoich uczuć

Krystyna Jedynak - mężatka od 46 lat

Żeby budować szczęście małżeńskie, trzeba się nawzajem rozumieć. Rzekoma „niezgodność usposobienia” jest mitem wymyślonym przez prawników jako argument popierający rozwody. Jest to wygodne wytłumaczenie małżeńskich niepowodzeń. Nie ma niezgodności usposobień, jest natomiast brak zrozumienia się i są błędy, które można stale korygować, jeżeli tylko jest dobra wola z obu stron.

Najczęstszym błędem we wzajemnym porozumieniu jest brak otwartości.

Otwartość nie polega na wygłaszaniu opinii o drugim, ale na ujawnianiu swoich uczuć np. „ To mnie cieszy, lub to mi sprawia przykrość”. Otwartość jednej strony zwiększa otwartość drugiej, opiera się na zaufaniu, które z kolei oparte jest na wzajemnej wierności i uczciwości małżeńskiej.

Ta otwartość polega na zgodności tego, co się mówi, z tym co się przeżywa, co się odczuwa i czego oczekuje. Małżonkowie, którzy mają odwagę mówić sobie wszystko, przeżywają niewątpliwie jakieś wstrząsy, lecz sukcesywnie ich pożycie małżeńskie staje się coraz bardziej udane.

Natomiast ukrywanie przed sobą wszystkiego jest równoznaczne z niepowodzeniem i nieraz drogą do rozpadu małżeństwa. Wielu małżonków nie zdaje sobie sprawy z tego, że ukrywając przed sobą niektóre uczucia, myśli czy przekonania, wywołują u współmałżonka podejrzliwość, niepokój a nawet zazdrość. Warunkiem jednak jedności małżeńskiej musi być szczerość.

Główny wysiłek przy wzajemnej komunikacji trzeba skierować na umiejętność słuchania. Należy nie tylko nauczyć się zwracać uwagę na to, że partner coś do mnie mówi, ale także trzeba nauczyć się słuchać – co mówi.

Tak więc, kluczem do dobrej komunikacji jest empatia – czyli właściwe zrozumienie tego, co się odbiera i wczuwanie się w rzeczywiste intencje tego, z kim się rozmawia. Ten moment komunikacji często bywa zakłócony, bo nieraz własne domysły myli się z faktyczną intencją.

Interpretowanie intencji zależy w dużej mierze od własnych doświadczeń i nastroju chwili – trzeba więc kontrolować się. Dla upewnienia się czy dobrze zrozumiało się drugą stronę, potrzebne jest uzyskanie tzw. informacji zwrotnej. Okazuje się, że umiejętność słyszenia tego, co partner chciał powiedzieć, nie przychodzi łatwo.

Z czasem trzeba także umieć usłyszeć to, czego partner nie mówi i nie chce powiedzieć, ale co być może jest najważniejsze i powinno być dosłyszane nawet z głębi milczenia. Wsłuchiwanie się w partnera jest szczególnej wagi nakazem małżeńskiej mądrości, ale ten stały „nasłuch” nie jest wcale łatwy. Naturalna koncentracja uwagi na tym, co komunikuje współmałżonek, przychodzi dopiero po dłuższym czasie.

Warto podkreślić, że sztukę dobrego słuchania może opanować każdy człowiek, bo do tego nie potrzeba żadnych specjalnych uzdolnień, tylko trochę dobrej woli i wytrwałości.

W procesie komunikacji, zresztą nie tylko małżeńskiej, obok „odbioru” ważne jest także „nadawanie”. Na ogół potrafimy dużo mówić, ale to nie znaczy, że potrafimy mówić dobrze. Naszym nagminnym grzechem jest nadmierna liczba słów, które nie tylko niczego nie wnoszą, ale często utrudniają współmałżonkowi zrozumienie tego, co chcemy przekazać. Pamiętajmy, że nadmiar słów najzwyczajniej męczy drugą osobę, co może mieć duże znaczenie zarówno w procesie porozumiewania się małżonków, jak i w tworzeniu atmosfery wzajemnych kontaktów.

Następną sprawą jest kwestia doboru słów, za pośrednictwem których pragnie się przekazać drugiej osobie swoje myśli. Tutaj cechuje nas niejednokrotnie wulgaryzm językowy, który czyni wiele złego w życiu małżeńskim, bo powoduje często niezamierzone przykrości, czasem bardzo dotkliwe, jakie sprawiamy współmałżonkowi. Dlatego trzeba uczyć się sztuki dobierania słów, dzięki którym nasze wypowiedzi będą nie tylko bardziej zrozumiałe, ale też nie będą wywoływać niepotrzebnych odczuć negatywnych.

Ma to ogromny wpływ na jakość codziennego współżycia.

cdn... Krystyna Jedynak

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor