Felieton 19 Oct 2016 | Redaktor
Męstwo a srebrniki jałowego spokoju

Dziś mijają 32 lata od pamiętnej wizyty błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki w Bydgoszczy. Przyjechał on odprawić wieczorną Mszę świętą, a po niej prowadził nabożeństwo różańcowe. 19 października 1984 roku przypadał w piątek. Ksiądz Jerzy z bydgoszczanami rozważał więc tajemnice bolesne różańca świętego. Nawiązał do tego, co w czasie całej jego kapłańskiej posługi było jakby motywem przewodnim jego kazań, mianowicie do zdania świętego Pawła „Nie daj się zwyciężać złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). W czwartej tajemnicy bolesnej – „dźwiganie krzyża” – rozważał cnotę męstwa, potrzebną do zwyciężania zła dobrem.

„Aby zwyciężać zło dobrem, trzeba troszczyć się o cnotę męstwa. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu. Chrześcijanin musi pamiętać, że bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju. Chrześcijaninowi nie może wystarczyć tylko samo potępienie zła, kłamstwa, tchórzostwa, zniewolenia, nienawiści, przemocy, ale sam musi być prawdziwym świadkiem i obrońcą sprawiedliwości, dobra, prawdy, wolności i miłości”. Były to niezwykle mocne, stanowcze i mądre słowa. Ani on, ani nikt z obecnych nie wiedzieli jeszcze, w jaki sposób się one proroczo wypełnią w ciągu kilku godzin, kiedy to cnota męstwa tego skromnego kapłana miała go zaprowadzić do chwały męczeństwa.

Ale warto zastanowić się właśnie przy tej okazji nad tymi dwoma słowami: „cnota męstwa”. O co tu chodzi? O czym w ogóle mówi ten męczennik? To zagubione dziś pojęcia, o których rzadko niestety słyszymy na kazaniach, prawie wcale w szkole, jedynie sporadycznie na katechezie. Kto dziś umie powiedzieć, czym jest cnota? Które dziecko wie, że są cztery cnoty kardynalne – roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo?

Od wiedzy o jakimś przymiocie charakteru do wdrożenia go we własnym życiu jeszcze bardzo daleka droga, ale jeśli nawet nie wiemy, do czego dążymy, to czyż nie poruszamy się po omacku i nie błądzimy w ciemności? „Światłem ciała jest oko. (…) Jeśli tedy światło, które w tobie jest, ciemnością się staje, jakże straszna to ciemność!” – ostrzega Zbawiciel (Mt 6, 22n).

Czy więc, wspominając bł. ks. Jerzego, nie trzeba przywrócić zapomnianej wiedzy o cnotach? Czym więc one są?

Fascynujemy się niemal wszyscy osiągnięciami współczesnej nauki. Jest oczywiście czym się fascynować. Takiego postępu technologicznego, jaki widzimy w ostatnich dziesięcioleciach, ludzkość nie widziała przez tysiące lat swego istnienia. Postęp ten wynika oczywiście z ogromnych sukcesów nauk przyrodniczych, a przede wszystkim fizyki. Nie doceniamy natomiast mniej spektakularnych, a niezwykle głębokich osiągnięć myśli ludzkiej, wypracowanych już w starożytności i rozwijanych w średniowieczu, a dotyczących ludzkich zachowań, sposobu postępowania, wychowania, kształtowania takich czy innych cech charakteru.

Współczesna psychologia eksperymentalna, zafascynowana metodologią fizyki (gdzie wszystko trzeba zważyć, zmierzyć i określić w liczbach), niechętnie odnosi się do tych dawnych i ważnych wyników. A tymczasem one nie są wynikami eksperymentów, ale – owszem – są rezultatami ludzkiego doświadczenia. Jest to doświadczenie wielu dziesiątek pokoleń, przekazywanych z ojców i matek na synów i córki, choć rzadko wtedy spisywanych; doświadczenie wynikające z uważnej obserwacji człowieka, jego rozwoju i wychowania.

Szczególnie bogatą syntezę takich doświadczeń stworzyli oczywiście filozofowie greccy, a zwłaszcza dwaj najwięksi klasycy – Platon i Arystoteles. To od nich, a także od poprzedzającego ich Sokratesa, pochodzi rozwinięte później w chrześcijaństwie pojęcie cnoty.

Zanim przypomnimy, co rozumieli owi starożytni myśliciele pod tym pojęciem, zauważmy, że wielki polski teoretyk i praktyk etyki i wychowania, o. Jacek Woroniecki, proponował tu ciekawą zmianę terminologii. Uważał bowiem, że staropolski wyraz „cnota”, nie oddaje w pełni tego, co wyrażają greckie słowa „arete” i „hexis” oraz łacińskie „habitus” i „virtus”. Woroniecki proponuje tu stosowanie raczej wyrazu „sprawność”.

Czymże więc jest owa „cnota-sprawność”? Jest ona względnie trwałym, osiągniętym przez ćwiczenie i powtarzanie określonych czynów, umiejętnością, pozwalającą dokonywać zamierzonych czynów szybko i skutecznie, ale jednocześnie świadomie i dobrowolnie . Zawsze się dziwię, dlaczego wychowawcy w tak niewielkim stopniu wykorzystują nasuwającą się analogię między życiem moralnym człowieka a sportem. (Przez życie moralne rozumiemy w zasadzie całe życie świadome, bo przecież znaczna większość codziennych czynów ma mniejsze lub większe znaczenie moralne). Niemal każde dziecko, a jeszcze bardziej starsza młodzież, lubi sport, uprawia go, o sporcie rozmawia. Faktem bezspornym – również wśród młodzieży – jest to, że osiąganie wyników sportowych wymaga długotrwałych treningów. Jeśli ktoś chce osiągnąć świetne wyniki w biegu na 100 m, to musi ten bieg wielokrotnie powtarzać.

Podobnie rzecz się ma na przykład z grą na instrumencie. Muzyk, który chce perfekcyjnie wykonać koncert, musi wielokrotnie przećwiczyć jego wykonanie. Ta analogia da się nawet poprowadzić dalej. Ćwiczenie jednych utworów, w znacznym stopniu ułatwi potem wykonanie innych. I tak samo jest w życiu moralnym. Praca nad jedną sprawnością moralną powoduje, że łatwiej nam osiągnąć inną! Zjawisko to etycy klasyczni nazwali solidarnością cnót. Zwróćmy też uwagę , że analogia muzyczna jest o tyle lepsza od analogii sportowej, że w sporcie można (choć to oczywiście złe moralnie) próbować oszukiwać poprzez doping. W muzyce zaś żadne środki chemiczne nie pomogą temu, kto zaniedbał ćwiczenia.

Na tym właśnie polega cała starożytna teoria sprawności. Żeby osiągnąć sprawność moralną, czyli stałą dyspozycję do wykonywania dobrych czynów w danej dziedzinie, niezbędne jest częste powtarzanie takich dobrych czynów. Powtarzana praca na przykład wykształca w nas cnotę (sprawność) pracowitości. Przeciwnie, praktykowane na co dzień lenistwo wykształci w człowieku trudną do przezwyciężenia wadę lenistwa. Cnota-sprawność różni się zarazem od nawyku. Nie chodzi w niej bowiem o to, żeby wykonywać coś mechanicznie, z przyzwyczajenia. Wręcz przeciwnie – chodzi o wykonanie świadome i dobrowolne – podobnie jak muzyk nie gra koncertu mechanicznie, ale z najwyższą uwagą, właśnie dzięki nabytej sprawności.

Kluczowe znaczenie w życiu człowieka mają owe cztery wymienione już cnoty (sprawności) zwane kardynalnymi. Męstwo, wspomniane przez bł. ks. Jerzego, jest trzecią z nich. Jak kształtować w sobie męstwo? Pójdziemy tu śladem wspomnianego już o. Jacka Woronieckiego. Tak pisze on o męstwie: „pierwszy odruch, który się budzi w duszy na widok grożącego niebezpieczeństwa i skłania do ucieczki, winien być tak opanowany przez rozum i wolę, iżby władza popędliwa, z której on wypływa, nabrała umiaru i stałego usposobienia do rachowania się zawsze z prawem moralnym”. Męstwo jest równowagą pomiędzy dwiema skrajnościami: tchórzostwem i zuchwalstwem. Pisze dalej Woroniecki: „Męstwo, gdy jest mocno ugruntowane w duszy, sprawia, że w decydujących chwilach, kiedy człowiekowi coś zagraża, nie ulega strachowi, ani się daje bezmyślnie porwać odruchom odwagi, ale zależnie od okoliczności i wymagań chwili i prawa moralnego cofa się przed tym, co mu zagraża, albo trwa na swym stanowisku i nawet uderzy w stojącą mu na poprzek drogi przeszkodę”. Ten nestor polskiej pedagogiki bardzo jasno i konkretnie wykłada, jak dbać o rozwój męstwa u dzieci. „Gdy idzie o opanowanie strachu i obawy, to już od lat dziecinnych wypadnie dzieci pouczać, jakie są rzeczy, których należy rozumnie się obawiać, a jakich nie. Niech się nauczą obawiać sił żywiołowych, jak ogień, woda, prąd elektryczny i inne, i niech zrozumieją, jak mądre są zakazy starszych, aby się zapałkami nie bawić, do wody nie leźć itp. Ale niech nauczą się też, że nie ma racji obawiać się każdego obcego człowieka, zwierząt domowych, ciemnego pokoju itp. Co się tyczy strachu, który może wywołać niespodziewanie zagrażające niebezpieczeństwo, to nonsensem pedagogicznym byłoby sztucznie takie zdarzenia wywoływać i straszyć dzieci dla ćwiczenia w męstwie. Wystarczy umiejętnie wyzyskać okazje, jakie samo życie ześle, pochwalić za mężne zachowanie się w niebezpieczeństwie, a zganić i szczególnie zawstydzić, go zabrakło”.

W stosunku jednak do dorastającej młodzieży – zauważa dalej o. Woroniecki – należy zwracać uwagę na odwagę cywilną wobec przesądów opinii publicznej. Wydaje się to szczególnie istotne w dzisiejszych czasach, kiedy przesądy takie, w postaci tak zwanej poprawności politycznej, wzmacniane są przez media a nawet – niestety – przez instytucje publiczne, które powinny strzec poprawnego wychowania, takie jak szkoła. Młody człowiek, który ma odwagę przeciwstawić się poglądom większości, gdy trzeba, będzie często ośmieszany, i szczególną postacią męstwa jest godna postawa w takiej sytuacji. Na to trzeba młodzież przygotować.

Znajdziemy też u Woronieckiego taką oto mądrą uwagę: „Wypadnie dać do zrozumienia, że samochwalstwo obniża wartość męstwa, świadczy bowiem, że pobudką nie był tu może sam odważny czyn, ale chęć popisania się nim. Była to więcej fanfaronada zuchwalca, niż odwaga mężnego człowieka”.

Może więc bł. ksiądz Jerzy Popiełuszko, który w okresie komunizmu był symbolem niezłomnej postawy wobec narzucanej przemocą obcej ideologii, dziś będzie patronem przywracania cnót w wychowaniu. A cnoty męstwa w szczególności. By się nie sprzedać „za parę srebrników jałowego spokoju”.

Michał Jędryka

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor