Krótka historia nienawiści [FELIETON]
zdjęcie ilustracyjne, Jomarc Cala, Unsplash
Gdy ktoś mówi, że marzy mu się państwo świeckie, zawsze odpowiadam, że to już było. I mieliśmy go dość - pisze Maksymilian Powęski.
Inne z kategorii
Ogłoszono właśnie wyniki pewnego sondażu. Zawsze uważałem, że sondaży nie należy traktować poważnie, a rozmawiać o nich można mniej więcej tak, jak rozmawia się o pogodzie. Przecież gdy spotykamy ludzi o pogodzie rozmawiających, możemy być pewni, że nie znaleźli żadnego bardziej atrakcyjnego ani oryginalnego tematu, a o czymś rozmawiać trzeba, zamiana kilku słów ze spotkaną osobą należy wszak do elementarnej kultury osobistej.
Nie chcę jednak tu rozprawiać o samym sondażu, ale o zjawisku, które to badanie usiłuje opisać. Przytoczę więc, że United Survey na zlecenie Wirtualnej Polski przeprowadził wśród Polaków sondaż dotyczący ich stosunku do Kościoła katolickiego. Wśród badanych przeważają opinie negatywne. Zgodnie z wynikami przeprowadzonego badania 41,1 proc. respondentów ma negatywne zdanie o Kościele. 21,6 proc. określiło swój stosunek jako neutralny. Pozytywne odczucia względem tej instytucji ma 37,2 proc. badanych.
Nie chodzi mi ani o biadolenie nad wzrastającą niechęcią do naszego Kościoła, ani o pocieszanie się, że pozostające przy nim 40 procent to i tak sporo jak na nachalność antyreligijnej, bo już nie tylko antyklerykalnej, propagandy. Zostawmy to wszystko na boku, zastanówmy się nad genezą zjawiska.
Ktoś gdzieś w „internetach” dziwił się, że gdy publikowana jest jakakolwiek wiadomość o Kościele (bez różnicy, pozytywna czy negatywna) to od razu pojawiają się wyzwiska wobec księży i wierzących. Wyzwiska te i przy okazji pomówienia są zresztą dość przewidywalne. Można być pewnym, że pojawi się stereotyp o księżach pedofilach, i o chciwości duchowieństwa.
Oczywiście są kapłani, którzy rzeczywiście dopuszczają się ohydnych przestępstw seksualnych i ponoszą za swoje czyny odpowiedzialność. Można być pewnym, że jeśli nie dosięgnie ich sprawiedliwość ludzka, to na pewno wymierzona zostanie zapłata Tego, przed którym drży całe piekło. Piekła jednak nikomu życzyć nie wolno, często jednak zapominamy, że na tych, którym grzechy zostały w konfesjonale odpuszczone, a którzy ich na ziemi nie odpokutowali, czeka czyściec, który — jak twierdzili niektórzy święci — cięższy bywa niż najsroższe ludzkie więzienie.
Ale ci nieszczęśnicy stanowią tylko mały ułamek kapłanów Kościoła, a manipulacja często stosowana nosi łacińską nazwę „pars pro toto”, co się po polsku wykłada „część jako całość”. Oczywiście nie wolno z części wnioskować o całości, bo Kościół ma też oprócz tych nikczemnych grzeszników, wielu świętych kapłanów, którzy podobają się nie tylko wiernym, ale przede wszystkim podobają się Chrystusowi, kapłanów według Serca Chrystusowego, za których mamy obowiązek się modlić, by wytrwali w wierności.
Skąd jednak bierze się owa nienawiść do Kościoła, którą zieją otchłanie internetu, którą spotykamy w prywatnych rozmowach, a także w niektórych gazetach i kanałach telewizyjnych? Odpowiedź jest najprostsza, jaka może być. Ci hejterzy zostali tak wychowani. Dorota Kania nazwała to zjawisko „resortowymi dziećmi”. To już są raczej wnuki, ale to wciąż ten sam rodowód. Antyklerykalizm czy raczej antykatolicyzm w Polsce nie narodził się po '89 roku, był obecny w PZPR (partia ta miała w statucie „walkę z zabobonem”, przez który rozumiano katolicyzm). Szczególnie aktywną agendą walki z Kościołem było niesławnej pamięci Towarzystwo Krzewienia Kultury Świeckiej, które powstało ze zjednoczenia dwóch organizacji – Towarzystwa Szkoły Świeckiej oraz Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli. Zjazd zjednoczeniowy odbył się 28 kwietnia 1969 roku.
Według statutu Towarzystwa jego podstawowymi celami było: „upowszechnianie marksistowskiego światopoglądu, propagowanie zasad socjalistycznych moralności, socjalistycznych obyczajów i obrzędów, działanie na rzecz pogłębiania procesu laicyzacji życia społecznego”. Cele te miano realizować poprzez m. in.: „współuczestnictwo w kształtowaniu świeckiej obyczajowości i obrzędowości; współpracę z instytucjami, organizacjami społecznymi oraz placówkami kulturalno-oświatowymi w zakresie pracy ideowo-wychowawczej”. Do roku 1990 towarzystwo wydawało tygodnik „Argumenty” oraz miesięczniki „Człowiek i Światopogląd” i „Rodzina i Szkoła”. W 1992 roku organizacja zmieniła nazwę na Towarzystwo Kultury Świeckiej.
To ci właśnie aktywiści wymyślili „nową świecką tradycję”, którą Bareja wyśmiał w „Misiu”, choć sam zdaje się nie był entuzjastą katolicyzmu.
To właśnie partia komunistyczna dwukrotnie wyprowadzała nauczanie religii z polskich szkół. Pierwszy raz zrobiono to krótko po wojnie, kiedy po kilkunastu miesiącach pozorów wolności, potrzebnych dla ugruntowania komunistycznej władzy, wprowadzono stalinowski terror. W 1956 prymas Wyszyński, wracając z Komańczy wymógł na Gomułce powrót religii do szkół, ale na krótko. W 1961 roku uchwalono ustawę, w której znajdował się artykuł głoszący, że szkoły i inne placówki oświatowo-wychowawcze są instytucjami świeckimi i całokształt nauczania i wychowania w tych placówkach ma charakter świecki. Te dwa zdania wystarczyły by religię znów na długie dziesięciolecia ze szkół wyrzucić, a nawet w czasie wakacji, na przykład na koloniach, utrudniać dzieciom wykonywanie praktyk religijnych, zwłaszcza gdy chodzi gdy chodzi o uczestnictwo w niedzielnej Mszy, ale zdarzały się też nierzadko praktyki wyśmiewania dzieci odmawiających poranny czy wieczorny pacierz.
Dlatego, gdy ktoś mówi, że marzy mu się państwo świeckie, zawsze odpowiadam, że to już było. I mieliśmy go dość.
Maksymilian Powęski