Ilu świń warte jest zbawienie człowieka?
Inne z kategorii
Ateiści mają swoje ulubione fragmenty Pisma świętego. Skąd to wiem? Ponieważ byłem ateistą, wiele rozmawiałem z ateistami, czytałem ateistyczne publikacje. Ateista, a właściwie antyteista, gdy styka się z tekstem szanowanym przez chrześcijan, uruchamia procedurę: „Do czego by się tu przyczepić?”. Z czasem trafia na przypowieść o wypędzeniu duchów z opętanego Gerazeńczyka.
I ja też kiedyś trafiłem i bardzo mi się nie spodobała. A może spodobała, bo przy jej pomocy udowadniałem wierzącym, że Jezus czynił rzeczy okrutne. Dzisiejsza liturgia słowa wspomina o tych wydarzeniach. Przypomniała mi, że nadal nie rozumiem sensu tej historii. Jezus nie musiał, a jednak zgodził się na wstąpienie złych duchów w ogromne stado świń, skutkiem czego te utopiły się w jeziorze.
Po co?
Bezsensowna strata materialna! Niepotrzebne cierpienie zwierząt! Takie tezy stawiałem jako antyteista. Nie miałem wiedzy potrzebnej do interpretacji, nie miałem nawet woli poznania prawdy, a tylko chęć „przyczepienia się” do czegoś. Śmiem twierdzić, że tak samo postępują inni antyteiści. Takie zamiary zawsze idą w parze z wybiórczością. Kompletnie nie doceniałem tego, że Jezus w tej przypowieści idzie do pogan, że ci poganie sami go odrzucają, chociaż widzą, jak wielką ma moc.
Dzisiaj postanowiłem poszukać wyjaśnienia u katolickich egzegetów. Twierdzą oni, że poświęcenie dwóch tysięcy świń dla jednego człowieka podkreśla wielką wartość istoty ludzkiej w oczach Boga. Poza tym nam się tylko wydaje, że mamy prawo własności do ziemskich rzeczy, a ono tak naprawdę należy do Boga. Inni zwracają uwagę, że w ten sposób Jezus pokazał ogrom zła, jakie nas niewoli, a przed jakim on może nas uwolnić. Gerazeńczycy nie skorzystali.
Ja też kiedyś bardziej przejąłem się świniami niż uwolnionym od cierpienia człowiekiem. Uzdrowienie? Świetnie, ale czy nie dałoby się całkiem bezboleśnie? Panie doktorze, ja rozumiem, że pan wyciął guza, ale czy nie dałoby się bez krwi, bólu i tej blizny? Po co Jezus dopuścił do utopienia dwóch tysięcy świń? Nie mógł zrobić pokazu fajerwerków? Nie mógł. Jeśli chciał pokazać wielkie zło, od którego uwolnił Gerazeńczyka, to musiało wydarzyć się coś przykrego. W przeciwnym razie byłby raczej jak David Copperfield, a nie jak Zbawiciel, raczej zasłoniłby prawdę, niż ją ujawnił.
Jeden z egzegetów zwrócił uwagę, że to nie Jezus utopił świnie, lecz złe duchy. On nie był sprawcą, podobnie jak nim nie jest, gdy dopuszcza złe czyny popełniane przez ludzi. Mimo że poganie mogli zobaczyć potęgę Legionu, którą Jezus złamał kilkoma słowami, poprosili go o opuszczenie swych ziem. Ja też kiedyś „przyczepiłem się” do tych świń, pomijając inne ważne fakty i inne interpretacje. Ja też kiedyś poprosiłem Jezusa, żeby odszedł.
Kiedy natrafiam na niezrozumiały fragment poezji, skomplikowane, nieintuicyjne zagadnienie naukowe albo niezrozumiałą instrukcję obsługi, szukam pomocy w zrozumieniu. Dzięki temu potrafię docenić poemat „Anhelli” Juliusza Słowackiego, pobieżnie pojąć twierdzenia współczesnej kosmologii i obsłużyć pralkę. Przykładowo: bez objaśnień znawców tematu nie miałbym pojęcia, dlaczego nowocześni malarze zamiast postaci malują na płótnach różnobarwne kleksy.
To ciekawe, że nowoczesny człowiek jest w stanie doszukać się sensu w nieskomplikowanym płótnie pokrytym barwnymi, przypadkowymi plamami, a odrzuca myśl, że można znaleźć sens w wyszukanych, wiekowych pismach Starego i Nowego Testamentu. Tak chętnie chodzimy dziś na szkolenia ze sprzedaży, negocjacji i umiejętności miękkich, a nie chcemy szkolić się w interpretacji Pisma Świętego. Mimo to z wielką łatwością twierdzimy, że mamy dość wiedzy i umiejętności, żeby wystawić obu Księgom mierną ocenę i odebrać im certyfikat wiarygodności.
Marcin Gnosiewicz