Hej! Młodzi! A ta druga cała w kurzu... /cz.3/
Inne z kategorii
Nauka o cnocie u poetów, historyków i filozofów
- Skoro zaś do tego naszego życia musimy wejść przy pomocy cnoty, a na jej temat wiele wyśpiewują poeci i historycy, a jeszcze więcej filozofowie, to trzeba zwrócić baczną uwagę na tego rodzaju pisma. Niemały bowiem jest zysk, gdy w duszach ludzi młodych rodzi się jakaś zażyłość i przyzwyczajenie do cnoty, bowiem nauka cnót z natury jest nieusuwalna i łagodnie wsiewa się w głębiny dusz.
Jak myślimy, co innego zamierzał Hezjod, gdy układał te pieśni, które wszyscy śpiewają, jeśli nie zachęcić młodych ludzi do cnoty? „Droga prosto wiodąca ku cnocie jest na początku szorstka, trudna i pełna obfitego potu i wysiłku”. Dlatego nie każdy może wspinać się po tej drodze z powodu jej stromizny, czy też wspinając się nie każdy bez problemów może dotrzeć na szczyt.
Kto jednak stanie na górze zaczyna widzieć, jak jest łagodna i piękna, jak jest łatwa i przystępna oraz przyjemniejsza od innej drogi, tej wiodącej w stronę wady, która z powodu swej łatwości jest podejmowana przez większość, jak powiedział ten poeta. Wydaje mi się więc, że Hezjod napisał te rzeczy zachęcając nas do cnoty i wzywając, żeby wszyscy byli dobrzy.
Napisał te rzeczy także po to, abyśmy zniechęceni w obliczu trudności nie porzucali drogi przed jej końcem.
Oczywiście, jeśli wyśpiewał o cnocie również coś innego, ale podobnego do tych rzeczy, przyjmijmy te słowa jako prowadzące nas do tego samego celu. Jak zaś sam słyszałem od pewnego wielkiego człowieka badającego myśl Poety, że cała poezja Homera jest pochwałą cnoty i że wszystko u niego, co nie jest uwagą marginalną, prowadzi właśnie do tego. Przede wszystkim, gdy pisał o dowódcy Kefalenów, który nagi uratował się z rozbitego statku, stwierdził, że najpierw zdobył szacunek królewny, gdy ta tylko go ujrzała, bo godność takiego człowieka musiała przykryć oglądaną nagość, skoro autor przedstawił go jako upiększonego cnotą zamiast szatami.
Następnie przez Feaków został uznany za tak bardzo godnego, że chociaż oddani luksusowi, którym byli otoczeni, wszyscy wpatrywali się w niego i podziwiali go, a żaden z Feaków nie pragnąłby wtedy bardziej niczego innego niż stać się Odyseuszem, i to tym ocalonym z rozbitego statku. Komentator myśli poety powiedział, że w tych opowieściach Homer wypowiada się jakby wołał: Ludzie, trzeba wam troszczyć się o cnotę, która ratuje rozbitka i która, gdy nagi znajdzie się na stałym lądzie, ukazuje go jako bardziej godnego czci niż szczęśliwi Feakowie!
I rzeczywiście tak się sprawy mają! Pozostałe bogactwa nie bardziej należą do swoich właścicieli niż do każdego z mogących je otrzymać i przechodzą od jednego do drugiego jak w dziecięcej zabawie w kostki. Jedynym z bogactw, którego nie można odebrać, jest cnota i pozostaje ona zarówno u żywego człowieka jak i u zmarłego. Stąd też również Solon, jak mi się wydaje, powiedział na temat ludzi bogatych:
„Ależ my nie zamienimy się z nimi: bogactwa za cnotę, ponieważ ona zawsze jest stała, a dobra ludzi posiada raz jeden, raz drugi”
Podobne są do tego słowa Teognisa, w których stwierdza, że bóg – o kimkolwiek by mówił – odważa ludziom różny dar w różnym czasie: „raz są bowiem bogaci, a innym razem nie mają nic”. Także pewien mędrzec z Keos, dość dobry w swoich pismach, filozofował podobnie do nich na temat cnoty i wady. Trzeba zwrócić uwagę także na jego poglądy, bo nie jest on człowiekiem zasługującym na zlekceważenie.
Jest gdzieś u niego taka nauka, o ile pamiętam myśl tego człowieka, bo samej wypowiedzi nie znam dobrze poza tym, że w sposób prosty, bez żadnego metrum powiedział coś takiego. Właśnie wtedy gdy Herakles był młody, mniej więcej w tym wieku, w którym wy teraz jesteście, i gdy rozważał którą z dróg wybrać: tę, która przez trudy prowadzi do cnoty, czy też tę łatwą, podeszły do niego dwie kobiety, którymi były Cnota i Wada. Chociaż milczały, od razu na podstawie wyglądu dało się poznać różnicę. Jedna była upiększona kosmetykami, wydelikacona przez luksus i prowadziła otaczający ją zewsząd rój przyjemności. Wskazywała na nie i obiecywała jeszcze więcej próbując pociągnąć Heraklesa do siebie. Druga natomiast była wysuszona i pokryta kurzem, spojrzenie miała ostre i mówiła zupełnie inne słowa: że nie obiecuje niczego łatwego ani przyjemnego, ale wiele potu, trudu i niebezpieczeństw, na całej ziemi i na morzu, nagrodą zaś za to jest stanie się bogiem, jak opowiadał ten człowiek. I to za nią ostatecznie poszedł Herakles.
cdn...
św. Bazyli Wielki - "Do młodzieńców" frgm.