Mężczyzna potrzebuje kobiety. Kobieta potrzebuje mężczyzny. Skąd więc tylu samotnych?
Inne z kategorii
Współczesność nie jest jakoś szczególnie zagadkowa, a tytuł tego artykułu jest niby prosty, ale wbrew pozorom bardzo przewrotny. Dlaczego? Opowiemy za chwilę.
Może dotyczyć każdego
Natura kobiety i mężczyzny jest wspólna w tym sensie, że są do siebie idealnie dopasowani w swych różnorodnościach. Bycie razem jest najpiękniejszą przygodą życia człowieka na ziemi. Oczywiście są i ludzie bezżenni, powołani do życia konsekrowanego, czego logika tego świata nigdy nie pojmie, ale nie o tym teraz.
Nie istnieje coś takiego jak powołanie do samotności, samotność jest wbrew naturze kobiety i mężczyzny.
Taka sprzeczność
Gdy we współczesnym świecie rozejrzymy się dookoła, szybko napotkamy wiele samotnych kobiet i mężczyzn. Dlaczego tak jest? Dlaczego współcześnie tak zatrważająca ilość ludzi żyje odartych z obecności drugiej osoby? Kobieta bez mężczyzny, mężczyzna bez kobiety?
Spróbujmy zapytać o powody, bo każde zjawisko ma swoje realne i bardzo konkretne przyczyny. Jeśli ktoś w tym momencie uznaje, że samotność nie jest żadnym problemem dla człowieka, że to w dzisiejszych czasach jest po prostu jakaś forma szczęśliwego życia, to niech dalej nie czyta i już.
Kultura karmicielka
Trendy kulturowe karmią nas pożywką o treściach typu: "bycie singlem jest cool". Można robić karierę, realizować swoje pasje, siebie (cokolwiek to oznacza) etc. Z drugiej jednak strony całkiem dobrze i dynamicznie działają na przykład społecznościowe portale randkowe. A zatem popyt jest. Więc o co chodzi?
W historiach z dużego i małego ekranu, ciska się rzekoma prawda o 'życiu bez zobowiązań', codzienność samotnych bohaterów filmowych bywa intrygująca, ciekawa i w sumie wesoła. Co prawda pod koniec historii z życia kogoś-tam trafia się jakaś poważniejsza relacja damsko-męska, ale nie do końca znów taka poważna, bo przecież potrzeba jeszcze zarobić na drugiej, albo na trzeciej części filmu. Analizę seriali może sobie już podarujmy, w nich pewnie i tak co związek to tragedia.
Ogólnie trzeba zauważyć, że w kulturze kreowana jest emocjonalno-uczuciowa moda na życie w pojedynkę, a wielu nie zdaje sobie chyba wciąż sprawy z tego, jak daleko to weszło w umysły i chyba w serca ludzi też. Nie ma znaczenia ile randek się po drodze zaliczyło. Samotność to samotność. Ona albo jest, albo jej nie ma. Taki fakt zero-jedynkowy, jasny i klarowny.
Tylko, że ten niby ciekawy, i niby wolny styl życia nie działa, bo nie może. Jest po prostu wbrew naturze człowieka. To tak jakbyśmy chcieli serwować komuś bardzo niezdrową dietę, wmawiając, że to jest 'samo zdrowie'. Prędzej czy później organizm zacznie chorować, choć pewnie przez długie lata może odczuwać sytość. Choroba organizmu się rozwija bez względu na ową sytość.
Współcześnie mamy więc do czynienia z analogiczną chorobą tylko trudniejszą do zdiagnozowania, bo karmienie substytutami prawdziwej relacji mężczyzny i kobiety rozwija się i infekuje całe społeczeństwa oczywiście na dużo wyższych poziomach niż somatyczny, ale na poziomie fizyczności też. Choroba samotności niezauważalnie, albo dla niektórych już zauważalnie, rozwija się w najlepsze. Przyjęcie przez nas samych tej twardej diagnozy jest prost-proporcjonalnie trudne względem uznawania jej przyczyn za normy, na przykład za normy obyczajowe, czy społeczne. Na przykład uznawanie lubieżności czy zwykłego egoizmu za normalność zaślepia cały ogląd sprawy.
Weź mnie na randkę
Dla potrzeb tego artykułu zmusiłam się do obejrzenia pewnego programu. Owo kuriozum [czyt.: program] nazywa się "Weź mnie na randkę" [Take me out], a dlaczego jest to prawdziwe kuriozum powiemy za chwilkę.
Właściwie jest to bardzo ciekawy program, bo jasno, to znaczy w sposób skrajny, obrazuje naszą współczesną kondycję. A zatem może stać się inspiracją do autorefleksji, ale może tylko dla nielicznych jego widzów.
Otóż w owym programie występuje trzydzieści kobiet, ustawionych za jakby sędziowskimi pulpitami. Mają one przyciski, którymi włączają lub nie czerwone światło, kwalifikujące lub dyskwalifikujące kandydata z potencjalnej randki.
Ten z kolei, najpierw w świetle reflektorów zjeżdża windą i wszystkim się prezentuje, a potem ogląda się filmy o nim. On sam z resztą też jest swoistym sędzią, który ostatecznie wybiera jedną z pań, jeśli zostanie w czym jeszcze wybierać, bowiem to kobiety muszą go zaakceptować, a zdarza się, że żadna nie wyrazi zgody na wspólne randkowanie.
Panie występują w strojach wieczorowych, dość wydekoldowane, wystylizowane bardzo ostrym makijażem. Przez cały czas programu dla owych trzydziestu pań, przewija się trzech kandydatów, a w międzyczasie prezentuje się randkowiczów z poprzednich odcinków z ocenami, czy 'zaiskrzyło', czy 'nie zaiskrzyło'. Panie są dość wytrwałe w swym uczestnictwie, niektóre z nich występują już dziesiąty raz i otwarcie mówią o desperacji. Nota bene, słowa, które czasem padają z ich ust są ponadto co najmniej niedwuznaczne.
Antyrelacja matematyczna
Czasem myślimy sobie, że poziom takich programów jest tak niski, że nas to nie dotyczy. Czy aby na pewno? Bo może robimy niekiedy dokładnie to samo, tylko w bardziej inteligentny sposób?
Jaki by nie był, program ten jasno obnaża powody choroby społecznej jaką jest samotność wielu kobiet i mężczyzn, pokazuje bowiem jak zakochanie zostało zamienione na... kalkulację.
Oto człowiek zostaje przekalkulowany. Kobiety i mężczyźni wzajemnie się przeliczają. Opłaca się być z tym, czy z tamtym? Człowiek - taki... towar. Kupić, czy nie?
Kalkulowanie człowieka może mieć różne powody, od skrajnego egoizmu, po lęk i in. Ostatecznie przynosi ono zawsze ogromne wewnętrzne spustoszenie i czyjeś zranienie. Nie ma kompletnie znaczenia jak bardzo byśmy zagłuszali w sobie pustkę i jak bardzo byśmy zagłuszali wyrzuty sumienia z powodu kalkulacji przeprowadzanych na drugim człowieku. To jest po prostu dramat nawet jeśli obie strony się na to godzą.
Piękno kobiety i mężczyzny
"Każda kobieta potrzebuje mężczyzny i każdy mężczyzna potrzebuje kobiety" pada stwierdzenie w tytule artykułu, ale to jest przewrotne, bo jest półprawdą, a półprawdy nas gubią. Powinno to wszystko zabrzmieć tak: Każda kobieta potrzebuje oddawać to, co ma najlepszego swemu mężczyźnie, a każdy mężczyzna potrzebuje oddawać to, co ma najlepszego swojej kobiecie. Nie ma mowy wtedy o kalkulacji w miłości. Nie ma mowy o opłacalności. W ten sposób buduje się szczęście w narzeczeństwie, a potem w małżeństwie. To nie jest naiwne, ale bardzo prawdziwe i bardzo konkretne. Możliwe do realizowania każdego dnia.
Program "Weź mnie na randkę" uwłacza kobiecemu pięknu, które ze swej natury ma swe źródło w skromności i wstydliwości. Tu wiele osób może współcześnie parsknąć śmiechem. Nie szkodzi. W głębi serca każdy z nas wie, że skromność i wstydliwość to jedne z największych atrybutów kobiecego piękna. Tak samo jak naturalne pragnienie mężczyzny, by chronić kobietę. To jest jeden z ważniejszych przejawów piękna męskiego charakteru. Mężczyzna i kobieta są dla siebie fundamentalnym rozumieniem rzeczywistości.
Targowisko
"Weź mnie na randkę" jest jak targ ze zwierzętami, które nawzajem nad sobą przeprowadzają osąd, wspólnie depcząc po pięknie natury zakochania. To jest handel człowiekiem szydzący z godności zakochania. Zjawisko uderzające w najczulsze przestrzenie ludzkiego życia uczuciowego. Ile mamy takich zjawisk we współczesnym świecie poza telewizją?
Kuriozum takich sytuacji polega na tym, że człowiek sam chce w tym brać udział. Nikt nie zmusza do udziału w takim wydarzeniu, ale też nikt nie zmusza do oglądania tego. Gdyby słupki oglądalności były niskie, nie istniałoby to wcale. Jest popyt. Jest program. Hm... Niby ma być to wszystko jakimś żartem, ale bardziej chce się płakać niż śmiać, gdy się patrzy na tak zdeformowane pragnienia ludzkie. To jest przerażająco smutne.
To tylko program pokazujący jakąś skrajność, ale kalkulacja ma różne oblicza w codzienności, bardzo inteligentne również, wtedy zwykle bywa większa dbałość o pozory, że nic w tym złego...
Wojna pragnień
Kalkulacja walcząca z zakochaniem toczy swój bój, ale tak naprawdę ringiem jest tylko i wyłącznie nasze własne serce. Niecierpliwość i nieustające oczekiwania spełniania naszych pragnień, które ma w nas ktoś zaspokoić, roztrzaskują kiełkujące ziarna czystej miłości w proch. Poukładane co do godziny atrakcyjne życia, których nikt nie ma prawa naruszać, stają się niechybnie naszymi bożkami.
Z pewnością kalkulowanie siebie nawzajem było pokusą od kiedy człowiek oddzielił się od czystej Miłości. Czy choroba samotności jednak toczyła nasz świat na aż tak ogromną skalę? Dziś z pewnością jest to choroba cywilizacyjna. Można uznawać to za wymyślony problem. Można uznanie tego za problem zagłuszać na setki sposobów, tylko że to nic nie daje. Wielu cierpi z powodu samotności a moda na bycie singlem to mit do wyrzucenia na śmietnik.
Wewnętrzne sanktuarium
Biblia mówi, że są też i bezżenni, bo ludzie ich takimi uczynili. Oczywiście, bywają sytuacje ogromnie trudne. czy jednak zobaczymy w nich przekleństwo, czy odnajdziemy błogosławieństwo dokładnie w każdym dramacie, który przeżywamy, zależy od nas.
Każdy człowiek przechodzi w życiu przez jakieś trudne doświadczenia. Każdy z nas ma w sobie takie szczególne miejsce, zwane wewnętrznym sanktuarium. To miejsce osobistego spotkania z Bogiem. On zna nas lepiej, niż my samych siebie znamy. W każdej sytuacji On dla nas ma bardzo konkretną drogę. W jego obecności i z Jego siłą jesteśmy w stanie wybaczyć wszystkim, którzy nas przekalkulowali. Jesteśmy też w stanie zobaczyć, kiedy i na jak sprytne sposoby my sami kalkulujemy jakiegoś człowieka. Jeśli zakochujemy się, to najpierw jest to sprawa między nami, a Bogiem. Bo miłość czysta nie jest wcale taka prosta. Złożyć komuś w darze własne pragnienia, to przecież ogromnie trudne, a i dziś takie niemodne... I takie nieopłacalne.
Nawet jeśli nabyliśmy już złych nawyków i nasz własny egoizm przestał nas - współczesnych ludzi przerażać, to zawsze autentyczne wejście w głęboką relację z Bogiem, jest dla nas odkryciem prawdy i zobaczeniem, jak niesamowite piękno On dla nas przygotował dokładnie w tej sytuacji, w której się znaleźliśmy. I niech nas to przekracza. Tu nie ma przegranych. Dla Boga nie ma spraw niemożliwych.
Czy więc w nas - współczesnych ludziach możliwa jest miłość bez oczekiwań? Czy możliwa jest miłość ze wzajemnym dawaniem sobie prawa do słabości? Jaki świat fundujemy naszym dzieciom? Przyjrzyjmy się światu, w jakim one dorastają. Mają naprawdę bardzo ciężko...
Prawdziwa miłość się nie opłaca według tego świata. Tylko, że ten świat nie ma dla nas szczęścia.
Nie bójmy się tych pytań i nie szukajmy odpowiedzi w żadnych artykułach, ale w nas samych, w wewnętrznym sanktuarium. Słowo Boga też jest spisane dla nas na własnie te konkretne sytuacje. To jest dla każdego, bo przecież pokus przeciwko prawdziwej miłości doświadczamy wszyscy.
Katarzyna Chrzan - filozof klasyczny