Felieton 25 Dec 2016 | Redaktor
Dziecięca świętość

Słuchałem dziś w parafialnym kościele świątecznej homilii ks. prof. Grzegorza Bartha. Zwrócił on uwagę na to, co mówi nam fakt, że Bóg przyszedł był do nas jako Dziecko. Później już przecież, w czasie publicznej działalności Pan mówił: „jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego” (Mt 18,3).

Ale w dziecku – o tym właśnie mówił kaznodzieja – realizują się trzy ewangeliczne rady: czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. Dziecko jest ubogie – w tym najbardziej ewangelicznym znaczeniu – nie ma niczego na własność, wszystko co ma, należy do rodziców. Ale dziecku niczego nie brakuje, bo rodzice dbają o jego potrzeby. Dziecko jest posłuszne. W zasadzie małe dziecko dość łatwo i chętnie spełnia wolę rodziców. Wreszcie dziecko jest czyste, nie ma nim jakichkolwiek duchowych brudów, do tego stopnia, że wierzymy, że jeśli umiera małe dziecko idzie bezpośrednio do nieba, a przecież tylko ludzie czystego serca „Boga oglądać będą”.

Niezwykle ciekawa ta myśl zwróciła moją uwagę również dlatego, że na co dzień widoczne jest jak bardzo ta dziecięca świętość jest psuta przez „ducha tego świata”.

Dziecięce duchowe ubóstwo agresywnie atakowane jest przez reklamy. Nie tyle krzyczą one, co sprytnie przemycają do dziecięcej podświadomości zasadę chciwości – musisz to mieć. Posłuszeństwo zaś kwestionowane jest bez przerwy, ideologowie „nowego wychowania” na głowie stają, by wmówić wszystkim, że dziecko musi mieć całkowitą wolność – nawet wtedy, kiedy jeszcze nie umie z niej odpowiedzialnie korzystać. Wreszcie czystość – działalność rozmaitych edukatorów nie pozostawia wątpliwości – chcą oni zachlapać błotem już nawet przedszkolne dzieci.

Dziecięca świętość to skarb. My, rodzice, powinniśmy jej strzec, jak źrenicy oka.

Michał Jędryka

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor