Dokąd zmierzasz, szkoło? – DYSKUSJA
Inne z kategorii
O Mszy papieża Piusa [VIDEO]
Komentarz do liturgii na XIV Niedzielę w ciągu roku
W redakcji „Katolickiej Bydgoszczy” odbyła się dyskusja nt. polskiego szkolnictwa z udziałem p. Marka Gralika, Kujawsko-Pomorskiego Kuratora Oświaty, dyrektorów bydgoskich szkół i nauczycieli. Błędy systemu, szacunek do nauczyciela, przekleństwo egzaminów, szkoły zawodowe, wartości w nauczaniu – to tylko niektóre z poruszonych tematów. Dziś publikujemy część 1. dyskusji, w której mowa jest o problemach i patologiach w systemie edukacji.
Michał Jędryka – redaktor naczelny portalu „Katolicka Bydgoszcz”; po ukończeniu studiów był szefem miesięcznika „Odpowiedzialność” wydawanego przez Caritas Archidiecezji Gnieźnieńskiej; uczył fizyki w Technikum Mechanicznym. Pracował także w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”; był dziennikarzem radiowym.
Marek Gralik – od 1 kwietnia 2016 r. Kujawsko-Pomorski Kurator Oświaty. Wieloletni nauczyciel języka angielskiego.
Edward Małachowski – ukończył Politechnikę Gdańską. Nauczyciel przez cały okres pracy zawodowej, do 2007 r. Wieloletni dyrektor niepublicznego Technikum Kolejowego w Bydgoszczy. Przygotowywał dokumentację założycielską dwóch szkół. Aktualnie współautor „Encyklopedii Bydgoszczy” (dział: oświata/edukacja).
Ks. Waldemar Różycki – od 17 lat nauczyciel religii; od 10 lat związany z bydgoskim
„Katolikiem”, wcześniej prefekt, obecnie dyrektor placówki; uczył we wszystkich typach szkół.
Beata Wróblewska – w 1995 r. ukończyła studia polonistyczne w Poznaniu, uczy w IX Liceum Ogólnokształcącym, wcześniej uczyła także w szkole podstawowej i gimnazjum. W tym roku uczestniczyła w konsultacjach w Ministerstwie Edukacji Narodowej.
Piotr Florek‒ prezes Stowarzyszenia „Sanctus Paulus” ‒ wydawcy portalu „Katolicka Bydgoszcz”. Właściciel Centrum Promocji i Reklamy „ReMedia” w Bydgoszczy.
Część I: Problemy, niedostatki i patologie
Próba obalenia rządu
Michał Jędryka: Postawmy się w takiej hipotetycznej sytuacji. Każdy z nas ma jakąś diagnozę obecnego stanu edukacji. Gdyby było tak, że ten nasz zespół mógłby zaprojektować nowy system, to jak byśmy się do tego zabrali?
Marek Gralik: Ja się nie będę wypowiadał, bo to byłaby próba obalenia obecnego rządu.
Wszyscy: (śmiech)
Marek Gralik: A ja mam ten rząd wspierać!
Edward Małachowski: Nie wiem, czy Pan też widzi to tak ostro jak ja, że nastąpił koniec tego systemu, tej praktyki pedagogicznej ukierunkowanej nie, jak dziś, na tzw. kompetencje, ale na wiedzę i sprawności intelektualne oraz moralne. Kiedy to runęło? Kiedy szkoła stała się państwowa. Proces upaństwawiania szkół zapoczątkowała reformacja. Tam się to zaczęło. I Koneczny już w okresie międzywojennym analizując to, twierdził, że to już jest nieodwracalne. Tego nikt nie odwróci, to znaczy nie odbierze państwu monopolu na edukację. To jest pierwsze uwarunkowanie, od którego należy wyjść, myśląc o krokach naprawczych.
Zainteresowanie rodziców
Drugi punkt wyjścia, to kwestia rodziców. Pytanie brzmiałoby, ilu jest takich rodziców, którzy czują potrzebę, aby krytycznie spojrzeć na szkołę, w której jest dziecko, żeby przyjrzeć się praktyce pedagogicznej, programowi etc. Myślę, że tych rodziców jest margines, być może się mylę, ale nie wydaje mi się. Z tego należy wyciągnąć wnioski, ale na to przyjdzie mam nadzieję czas.
„Po co to mieszanie?”
Jeszcze jedna kwestia. Gimnazjum pruskie w pełni rozwinięte było 9-klasowe, po całym cyklu można było iść na studia, ale można było skończyć już po 6 klasach. Na przestrzeni 160 lat cykl kształcenia ogólnego – pod zaborem pruskim, potem w Polsce – zamykał się wciąż w 12 latach. Manipuluje się tylko podziałem 12 lat. W Polsce było najpierw 8+4=12, później reforma Jędrzejewiczów i podział 6+4+2=12, obecnie 6+3+3=12. Na przestrzeni 160 lat jest ciągłe manipulowanie tymi stopniami nominalnymi. Pytanie jest zasadne: po co to mieszanie?
Czym prędzej zawrócić
Marek Gralik: Na edukację musimy patrzeć w perspektywie długofalowej. Nie możemy zamykać się, bo coś jakoś funkcjonuje, więc brnijmy dalej, nie zmieniajmy, bo są tego koszty, koszty materialne, społeczne, a zmiany wywołają zamieszanie. Jeżeli popatrzymy na edukację szerzej i uznamy, że ona nie ma się skończyć z wraz z kadencją jakiegoś sejmu i jeżeli uznamy, że coś teraz jest felerne, to trzeba to po prostu uzdrowić. Jeżeli stwierdzimy, że jest kiepsko, to im prędzej z tej drogi zawrócimy, jakkolwiek bolesny to byłby zabieg, tym lepiej.
Szkoły katolickie wiodą prym
Trudno, żebyśmy wracali tak daleko [jak mówi p. Małachowski – red.]. Ale proszę zauważyć, że obok szkoły państwowej mamy całe spektrum szkolnictwa prywatnego. Te szkoły są dalece niewystarczające, ale oczywiście szkoły katolickie na tle szkół niepublicznych wyglądają bardzo dobrze. Są to szkoły z wizją kształcenia, wychowania i rozwoju szkoły. To jest zresztą znamienne, że w wielu krajach, w tym w krajach anglosaskich, szkoły katolickie wiodą prym i tam przyjmuje się dzieci, które niekoniecznie cokolwiek z wiarą katolicką mają wspólnego. To jest po prostu dobra marka.
Jeszcze jedna opcja – nauczanie domowe
Mamy też możliwość kształcenia domowego. W Polsce jest kilkaset rodzin, które nie posyłają swoich dzieci do szkół. Uczą je w domu. Dziecko jest przypisane do szkoły, bo musi, ale cała nauka odbywa się w domu, a w szkole są tylko egzaminy. Jest to alternatywa dla tych, którzy nie mają zaufania ani do szkolnictwa publicznego, ani do niepublicznego.
Państwo zwolniło rodziców z obowiązków
Zgadzam się, że zainteresowanie rodziców szkołą jest znacznie mniejsze niż powinno. Ale to dlatego, że państwo przejęło na siebie obowiązek kształcenia, w związku z czym wielu rodziców mentalnie zostało zwolnionych z zainteresowania się nią. Kiedy sięgniemy pamięcią wstecz, to stwierdzimy, że zainteresowanie było większe. Ale wtedy to szkoła wymuszała większe zainteresowanie. Teraz pozornie wymusza. Teraz smsami i mailami informuje się rodziców o postępach dzieci w szkole. Teraz rodzice uważają, że w zasadzie nie za bardzo jest potrzeba kontaktowania się. No chyba że dzieje się coś złego. Z drugiej strony możemy mówić o bardzo dużym zaangażowaniu rodziców w przypadku zagrożenia, np. w kwestii posyłania na siłę dzieci 6-letnich do szkół.
Rząd bez omnipotencji
Sytuacja jest bardzo złożona, ale to, co chciałbym w sposób zdecydowany podkreślić, to że po raz pierwszy dochodzi do ogólnokrajowej debaty na temat kondycji oświaty w Polsce. Tych debat zarządzanych centralnie ze strony Warszawy czy MEN-u jest dużo, ale dzieje się także to w takich kręgach, w jakim jesteśmy tutaj.
Rząd nie uważa, że ma antidotum na wszelkiego rodzaju oświatowe bolączki. Chce wysłuchać, co inni mają na ten temat do powiedzenia. Nawet taka kwestia jak likwidacja gimnazjum nie jest przesądzona.
Obowiązek szkolny tylko do 16 lat
Natomiast ten cykl 12-letni skądś się bierze. Pytanie jest tylko takie, czy każdy młody człowiek musi 12 lat się uczyć. Jeżeli byśmy odpowiedzieli, że nie, to warto wrócić do sytuacji, gdy 16-letni człowiek kończący zawodówkę może zacząć zarabiać, i to zarabiać poważne pieniądze. Rynek pracy wyczekuje absolwentów szkół zawodowych, ale ich nie otrzymuje. Chodzi o to, żeby odwrócić myślenie. Naprawdę nie wszyscy muszą mieć maturę i nie wszyscy muszą studiować.
Pogoń za statystykami
Trochę zmienię temat. Na skutek pewnych wymogów Unii Europejskiej staraliśmy się dorównać innym krajom co do liczby absolwentów szkół wyższych. My w tej chwili jesteśmy niewolnikami osiągania różnych mierników, wskaźników. Patrzymy na szkołę przez pryzmat efektów kształcenia, czyli zewnętrznych mierników, a trudno jest zmierzyć ten wysiłek, który nauczyciel wkłada w kształtowanie człowieka. Tego, jakiego ma na wejściu do szkoły, a jakiego ma na wyjściu. Jednym słowem jest potrzeba zmian.
Więc, reasumując, szkoły państwowe są i będą. Po drugie, zaangażowanie rodziców jest za małe, ale teraz dzięki tym debatom to się może zmienić. Jutro nawet będzie pierwsza ogólnopolska konwencja rad rodziców. Popatrzmy też na wygodę dyrektorów szkół. Wielu dyrektorów nie chce mieć rad rodziców u siebie w szkole, bo czuliby, że ktoś im patrzy na ręce, bo ktoś ich mobilizuje do innej pracy. A rodzice sami też nie bardzo się garną. To zaangażowanie rodziców kiedyś było naprawdę duże, choć troszeczkę było sterowane.
Rodzic – klient, nauczyciel – ?
Beata Wróblewska: À propos rodziców. Życzliwe zainteresowanie rodziców szkołą jest małe. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że rodzic interesuje się dzieckiem w sposób roszczeniowy. Rodzic stał się klientem, którego trzeba dobrze, miło obsłużyć. Bo za dzieckiem idą pieniądze, bo rodzic może zabrać dziecko, a wtedy zabrane są pieniądze. Mało jest takich rodziców, którzy interesują się szkołą w sposób aktywny, którzy chcą coś dla szkoły zrobić albo coś doradzić.
Rzeczywiście to dla dyrektora może być niewygodne. Tego życzliwego zaangażowania osobiście widzę mało, a widzę wielu rodziców, kiedy są problemy, konflikty. Wtedy rodzic się aktywizuje i zdecydowanie jest w kontrze do nauczyciela. To sprawia, że zanika coś takiego jak autorytet. Nie mówię, że nauczyciela trzeba ślepo bronić. Natomiast znika świadomość, że rodzic i nauczyciel to de facto są ci, którzy uczą i wychowują, dlatego też powinni raczej stanowić front, a nie strony przeciwne.
Nie wszyscy pasują do liceum Myślę, że bardzo ważne jest przywrócenie zawodowego szkolnictwa. Dużym nieszczęściem dla kształcenia ogólnokształcącego jest to, że w liceach mamy całą młodzież, która po części jest niezadowolona, że musi się uczyć rzeczy, których nie chce, bo wolałaby uczyć się budowy silnika czy ścinania włosów. Wystarczy przyjrzeć się szkołom zawodowym, które jeszcze są. One mają liczne nabory i wypuszczają dobrych absolwentów.
W prywatnych szkołach więcej swobody
Ks. Waldemar Różycki: Czuję się wezwany do wypowiedzi przez Pana Kuratora, dlatego że poruszył kwestię szkół niepublicznych.
Szkoły niepubliczne pracują oczywiście na tej samej podstawie programowej, ale to, co je odróżnia, to przede wszystkim autorskie programy związane z wychowaniem. Kiedy widzimy, że kierunki zmian oświatowych nie idą ku pożytkowi ucznia, mamy taką możliwość, żeby pewne rzeczy modyfikować, na przykład zwiększając liczbę zajęć, chociażby godzin historii. To dotyczy także tego, co się stało kilka lat temu: praktycznie skasowane zostało nauczanie ogólne w liceach ogólnokształcących, gdzie specjalizacja wchodzi już od drugiego roku. Przez to, jeśli uczeń chce na początku trzeciej klasy zmienić przedmiot realizowany na poziomie rozszerzonym, to praktycznie nie jest już w stanie, bo nie zrealizuje wystarczającej liczby godzin danego przedmiotu. To są problemy, przed którymi stajemy.
Przekleństwo egzaminów zewnętrznych
To, co tutaj zostało też powiedziane, to jest przekleństwo wręcz egzaminów zewnętrznych, ponieważ szkoła uczy do egzaminów. Teraz nie będzie już egzaminu na koniec szóstej klasy. Po co był ten egzamin? Mi się wydaje, że tylko po to, żeby ktoś mógł potem analizować słupki, wykresy, statystyki.
To samo dotyczy EWD [Edukacyjna Wartość Dodana – przyp. red.]. Wiemy, że EWD jest obliczane na podstawie współczynników, że dziewczynka ma inny współczynnik w matematyce niż chłopiec…
Rada Szkół Katolickich zorganizowała dla dyrektorów spotkanie z Panią Minister, która mówiła też o bolączkach obecnego systemu oświaty. Wspominając o finansowania form doskonalenia zawodowego nauczycieli, poruszyła kwestie istniejących w tym wymiarze patologii. Zdarza się, że zajęcia są prowadzone przez firmy, których jakość jest żenująca. Niedawno sam uczestniczyłem w takim szkoleniu. Właściwie poza dobrym obiadem w dobrym hotelu nic z tego szkolenia nie wynikło. A przecież płacimy za to wszyscy.
Michał Jędryka: Jest cały biznes takich szkoleń!
Ks. Waldemar Różycki: Pani Minister krytycznie odniosła się do ORE [Ośrodek Rozwoju Edukacji – przyp. red.]. Wydaje on wielką liczbę publikacji, których nie są czytane. Wiemy, że środki na edukację nie płyną szerokim nurtem, a jednocześnie są tak marnotrawione. Cieszy mnie, że Pani Minister to widzi i głośno mówi o tym na forum.
Uczyć, a nie uczyć do egzaminu
Potrzebny jest przede wszystkim powrót do aksjologii, do budowania autorytetu nauczyciela. Oczywiście przed egzaminami zewnętrznymi całkowicie nie uciekniemy, jakiś egzamin kończący cały etap nauki jest potrzebny, ale żeby nauczanie nie sprowadzało się wyłącznie do przygotowania do egzaminu.
Marek Gralik: A egzamin niech tylko podsumowuje wiedzę i umiejętności nabyte przez ten szereg lat.
Analfabeci z maturą
Beata Wróblewska: Jako egzaminator wiem bardzo dobrze, że kiedy sprawdzamy matury, to one muszą się udać, to one muszą mieć wysoki procent zdawalności. I my musimy w nich wynaleźć punkty! Wiem, że to jest przekleństwo uczelni, które dostają studentów i są po prostu przerażone. Na spotkaniu w Ministerstwie, na którym byłam, prof. Waśko powiedział, że na Uniwersytecie Jagiellońskim na polonistyce są studenci, którzy nie potrafią biegle głośno czytać!
Ks. Waldemar Różycki: Bo tego się nie wymaga na egzaminie…
Piotr Florek: Zasadniczym kierunkiem, w jakim powinny pójść zmiany, to żeby szkoła powróciła do nauczania od podstaw w pełnym i szerokim zakresie. I uczenia dokładnego.