Dla poszukiwaczy medytacji
Inne z kategorii
Od lat zastanawia mnie jedno: człowiek który pragnie wewnętrznego spokoju (zewnętrzny i tak w tym życiu jest niemożliwy), poszukuje go i trafia na rozliczne oferty. Nie wszystkie są jednak dobre, bo naprawdę istnieje wiele świadectw o tym, jak trafia sie po prostu w pustkę i swoisty nihilizm. Takie jest na przykład marzenie o osiągnęciu stanu nirwany.
Już w starożytnej grecji filozofowie poszukiwali głębin wyciszenia, dystansu do własnych uczuć, ale i w wierzeniach dalekiego wschodu, czy w plemionach zamieszkujących dzikie dżungle człowik poszukiwał głębin we własnym wnętrzu. Bo taka jest nasza natura, zwłaszcza gdy budzimy sie ze światowego snu z myślą, że jednak w tym świecie nic nie jest w stanie nas... nakarmić. Choćbyśmy poszukiwali najbardziej wysublimowanych form artyzmu, od sztuki wizualnej po muzyczną, choćbyśmy zwiedzili najdalsze zakątki tego świata, obfitujące w obrazy najpiękniejszej przyrody, a nawet gdybyśmy wyruszyli w kosmos, wciąż pojawia się w nas pewien niespożyty głód. I bardzo dobrze! Ten głód... obyśmy nigdy nie przestawali go odczuwać.
A propos tzw. 'dzikich plemion'... Mówi się często i niestety populistycznie o katolickim narzucaniu ludziom żyjącym w swoich etnicznych religiach Chrystusa. Polecam przy tej okazji pewne odczarowanie opisane w w ciekawej i rzetelnie podającej źródła książce pt.: "Czarne karty Kościoła" - Vittorio Messori, wiele wyjaśnia w tym temacie. A dla nieco mniej chętnych w zdobywaniu wiedzy, może mała refleksja porównawcza w tym miejscu: Porównajmy Amerykę Północną z Ameryką Południową i zobaczmy ilu rdzennych mieszkańców zostało realnie na tych kontynentach. Ilu na północnym kontenencie, a ilu na południowym? Sięgnijmy też do rzetelnych źródeł w kwestii historycznej i sami poszukajmy odpowiedzi na pytanie: kto realnie przywiózł na tamte ziemie wiedze o Jezusie Chrystusie, któ na Północną Amerykę, a kto na Amerykę Południową? Możemy być zdziwieni efektem własnych poszukiwań. Warto przy tej okazji zobaczyć bliżej, kto realnie jest autorem źródeł historycznych opisujących te wydarzenia i konfrontować zdobywaną wiedzę z różnymi źródłami. W tej kwestii może nas również zaskoczyć niejedno. Pozostawiam do samodzielnego poszukania w temacie.
Ad rem: Medytacja. Wyciszenie. Wniknięcie do własnego wewnętrznego sanktuarium... jesli jest poszukiwaniem nirwany, to właściwie dlaczego niby jej szukamy? Nirwana jest nicością, zawieszeniem własnej uczuciowości, ale dlaczego ma ona być celem samym w sobie? Czyżbyśmy zamierzali zniknąć? Ale właściwie dlaczego? Brzmi to dość depresyjnie, bo przecież jesli nie dolega nam jakaś ciężka rozpacz, to z natury cżłowiekowi po prostu chce sie żyć. I to chce sie żyć dobrze, szczęśliwie.
Nie zna się w historii przypadku człowieka medytującego osobę Boga żywego, który byłby... nieszczęśliwy. Nie mówimy tu o trudach życiowych, których wszyscy doświadczamy, co juz w Starym Testamencie wyraźnie było powiedziane, że większość naszych dni to marność. Nota bene: Gdyby tak nie było, czy ktokolwiek z nas zacząłby myśleć o życiu po śmierci? O celu ostatecznym naszego życia?
Jest szeroko dostępnych wiele pism, z których każde zdanie jest o nas i może nam mocno pomóc w osiągnięciu szczęścia i wewnętrznego spokoju. Są pisane ludzkim językiem. Bo na przestrzeni dziejów byli tacy, którzy nie uciekli od świata, ale swoje ziemskie życie złożyli jako dar dla Boga i wyruszyli na pustynię. Nazywa się ich Ojcami Pustyni. I obalmy wreszcie ten dziwaczny mit, że była to ich jakaś rzekoma ucieczka! Było dokładnie odwrotnie.
Pomyślmy: gdy my sami doświadczamy jakis trudnych stanów wewnętrznych, organizujemy sobie zazwyczaj jakis relaks. Idziemy do kina, coś ciekawego zjemy, spotkamy się z przyjacielem, który nas wysłucha. Ojcowie pustyni oddzielili się od wszelkich uśnieżaczy egzystencjalnych bóli i postanowili je do końca poznać, a wielu z nich nam opisało te stany i realne - to znaczy niczym niezagłuszone - ludzkie możliwości (i ich realną ograniczoność) radzenia sobie z nimi.
Taką książeczką ze zdaniami pełnymi głębi dla nas jest na przykład: "Nauka o ośmiu demonach" według Ewagriusza z Pontu. Osiem bardzo konkretnych sytuacji, w których człowiek doświadcza realnych trudności, i to dokładnie każdy człowiek. Nie tylko ten, żyjący gdzies na odludziu. Treść ta nie jest poradnikiem psychologicznym, których mamy całe mnóstwo w internecie i księgarniach. Ewagriusz opisuje rozwiązania wieczne, a doraźne sytuacje są w nich zanurzone przecież. Gdyby tak nie było, nie umieralibyśmy, ale umieramy w końcu wszyscy.
Warto zaglądać do pism św. Jana od Krzyża. Sami współbracia tego karmelity mu nie ułatwiali życia. Zamknięty w więzieniu doświadczył ciemnej nocy uczuć i ciemnej nocy duszy. Każdy z nas doświadcza nocy uczuć, co z tym zrobić?
Można zagłuszać, ale można inaczej. Przechodząc przez doświadczenie ciemnej nocy uczuć, możemy przekroczyć samych siebie. Dzieją się z nami niesamowite rzeczy, wzrastamy we wszystkich swoich wymiarach, zarówno w wyobraźni, w samych uczuciach, w intelekcie, woli, pamięci a także w cielesnych pożądaniach, nad którymi odzyskujemy władzę. To jest droga do prawdziwej wolności. Nie do nirwany. Ale do pełni.
Mamy wiele niesamowitych słów dla nas spisanych przez Ojców Pustyni i naprawdę dla nas, dla każdego człowieka, bez względu na okoliczności w jakich żyje. Dlaczego współczesnie nie są one tak chętnie czytane? Oto znaki czasów.
Jest jakaś swoista chęć ucieczki od wypalania się złota w ogniu. To złoto to my. Ale musi sie wypalić wszystko, co w nim zanieczyszczone, byśmy byli naprawdę wolni. Bez naszego wyjścia do realnej relacji z Tym, Który nas stworzył, jest to niemożliwe. Podstawą wędrówki do pełni wolności jest Miłość. Nie naiwne uczuciowe wzniosłości nazywane współcześnie miłością, ale Miłość prawdziwa, przekraczająca nas w nas samych. Miłością jest Bóg. Dlatego własnie... zostaliśmy stworzeni i żyjemy już na wieczność.
Katarzyna Chrzan