Felieton 29 Oct 2015 | Redaktor
Czas zadumy

Wszystkich Świętych. Czas niezwykłej łączności z tymi, którzy żyją w naszych wspomnieniach. W tych dniach ze szczególną siłą wracają, pukając do naszej pamięci. Delikatnie szarpią strunę nostalgii i tęsknoty. Z uchylonych na ten czas bram Nieba, idą ku nam zastępy naszych przodków. Spoglądają na nas spod spękanej patyny twarze ciotek, które umilały nam szczenięce lata, powracają dostojne i pełne ciepła spojrzenia prababć i pradziadków, którzy odeszli, zanim mogliśmy ich lepiej poznać i zadać mądrzejsze pytania.

Przewijają się twarze i postacie towarzyszy dziecięcych zabaw, którzy nie doczekali dorosłości, a z którymi smakowaliśmy świat cukrowej waty, niedojrzałych jabłek z ogrodu sąsiada, majowych kąpieli, solidarnie podartych spodni na płocie i rowerowych wypraw. Oni wszyscy odeszli. Do świata ciszy i spokoju. Dyskretnie i po cichu ulotnili się z naszego życia zasiawszy w nim ziarno pamięci, które ciągle wzrasta. Tak jak dzisiaj.

Wracają wspomnienia chwytające za serce, szarpiące strunę jakiegoś niespełnienia i tęsknoty za tymi, do których chcielibyśmy się znowu przytulić, posłuchać ich głosu, popatrzeć na nich, po prostu być z nimi… Zamieszkują w naszej pamięci, przysypywani kurzem niepamięci dnia codziennego. Nie narzucają się. Jedynie czasami czujemy, jak proszą dyskretnie o modlitwę, bo jest ona dla nich pomocą i wsparciem, ciepłem, jakie możemy im ofiarować, nienazwaną formą miłości, która przenika śmierć.

Na co dzień rzadko myślimy o tym, że zegar naszego życia odmierza jego kres już w chwili naszych narodzin. W dobie niezwykłych osiągnięć techniki, kiedy komputer zaczyna regulować nasze życie, a zdrowie i zadowolenie z życia stały się atrybutami szczęścia, śmierć ze swoją nieuchronnością, nierozpoznana przez dostępne człowiekowi instrumenty, uwiera. Zbanalizowana przez kulturę masową, wzbudza obawę i niepewność, zwłaszcza kiedy człowiek zostaje sam na sam z myślami o ostateczności, znanymi tylko jemu, od których nie sposób uciec.

W jakimś sensie życie samo przygotowuje nas na nieuchronność. Wraz z wiekiem staje się to pełniejsze i wyraźniejsze. I być może dlatego natura starzenia się polega właśnie na psychicznym wyciszeniu się, refleksyjności i w końcu na pogodzeniu się z odejściem. To ludzie starsi najlepiej wiedzą, co oznaczają noce spędzone na rozmyślaniu, samotności i czuwaniu, kiedy dynamika życia zostaje zastąpiona dynamiką przeczuwania, wyostrzającą te zmysły, które u młodych zagłusza hałaśliwa codzienność, tężyzna i witalność.

A gdy jeszcze choroba, często nieuleczalna, podcina ostatnie lata życia, wtedy dogasające życie nabiera, jakby na przekór okolicznościom, owego niesamowitego blasku, widocznego jedynie dla tych, którzy widzą człowieczeństwo w pełnym wymiarze, jako odbicie tego, co nas czeka za bramą majestatycznej ciszy.

Za rok znowu będzie listopad, a w miesiącach go poprzedzających odejdzie na zawsze ktoś z naszych bliskich, jakiś wielki mędrzec i wielki przywódca. Nie wezmą nic z tego świata. W proch się obrócą…

Maciej Eckardt

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor