Felieton 24 Jan 2020 | Redaktor

Bydgoscy Maturzyści 1920-1939 Edwarda Małachowskiego to publikacja wydana z okazji 100. rocznicy powrotu Bydgoszczy do Macierzy. Będzie ją można nabyć podczas spotkania poświęconego bohaterom tej monografii, 26 stycznia 2020 r. w WSD DB, o którym pisaliśmy: TU

O publikacji pisze autor w interesującej przedmowie:

„Tę jubileuszową publikację mającą się wpisać w czas refleksji towarzyszącej 100. rocznicy powrotu Bydgoszczy do Macierzy, polecam Czytelnikom z pewnym niepokojem. Odczuwają go zapewne niektórzy autorzy monografii, bowiem ten specyficzny gatunek literacki służący do opisu całości problemu lub tematu, przyciąga nie tylko znawców potrafiących wskazać w dziele rzeczywiste braki, ale także tropicieli dziury w całym. Sytuację pogarsza jeszcze wybrany temat; na maturze znają się wszyscy. I ci, którzy mają już ją za sobą, i ci, dla których poprzeczka maturalna była zbyt wysoko zawieszona. Wiedzą o niej wszystko szykujący się dopiero na zmagania umysłowe w cieniu kwitnących kasztanów oraz członkowie ich bliższej i dalszej rodziny.

Nikt nie nazwie matury reliktem przeszłości, choć obecna jest w systemach edukacyjnych już ponad 230 lat. Przez te wszystkie lata nie dawano jej spokoju: modyfikowano i przekształcano, uwsteczniano i unowocześniano, indywidualizowano i egalitaryzowano. Molestowano maturę merytorycznie oraz ideologicznie. Eksploatowano politycznie, sięgając w niektórych krajach wyżyn myśli społecznej, by uczynić z niej dźwignię łagodnej perswazji zawracającej błądzący rząd.

O maturze międzywojennej będzie w niniejszej publikacji wiele. Pokazane zostaną prawne uregulowania, praktyka egzaminów dojrzałości, także uwarunkowania pozwalające absolwentom kontynuować naukę na poziomie akademickim. Ale najwięcej miejsca oddano samym maturzystom.

Zjawiali się czasem pod powiekami, gdy późnymi wieczorami przymykałem oczy przy klawiaturze komputera. Młodzi, uśmiechnięci, odświętnie przyodziani, pełni planów i nadziei na jutro, bo przed chwilą odebrali paszport na dalszą drogę życiową. Miałem nad nimi kolosalną przewagę wiedząc o nich to wszystko, co przed nimi było jeszcze zakryte. Znałem już ich życiorysy. Jednak nie wolno mi było odkrywać przed nimi przyszłości. Naruszałoby to harmonię świata, w której wzrastający człowiek nie może wcześniej znać progów przyszłości, bowiem wzrasta je pokonując, a nie omijając. Wiedziałem, którzy spośród nich ujdą z życiem z lat znaczonych śmiercią, wiedziałem kogo i jak, unicestwią bliźniacze – brunatna i czerwona – machiny zagłady.

Nie mogłem powiedzieć Gertrudzie – wiotkiej blondynce o delikatnych rysach twarzy – że spełnią się jej proste, życiowe kalkulacje, że spotka ukochanego, wiernego Stefana, i że wspólnie dochowają się trójki dzieci ułożonych na porządnych ludzi. Tadeusz, obdarzony talentami poety, wśród których bywa szczególna zdolność rozpoznawania świata, był osobą dość wcześnie zwracającą uwagę na czarne chmury gromadzące się nad niebem Europy. W 1937 roku pisał: „[…] Krew polska, co wsiąkła w tę ziemię, Tej nauczyła nas mądrości,/Że póki trwa krzyżackie plemię/Musim się gryźć jak psy o kości. [...]”. W kieszeni jego marynarki tkwiła złożona gazeta, w której zamieszczał swe utwory.

Wybite na pierwszej stronie tytuły w lipcowych jej wydaniach roku 1939 uspokajały czytelników: „Stan moralny żołnierzy niemieckich jest więcej niż słaby”, „Niemcy nie9 mają wyboru: Anglia wypełni zobowiązania wobec Polski. Premier Chamberlain stwierdza jeszcze raz, że Anglia będzie się bić o Gdańsk”, „Z Anglii padają słowa mocne, zrozumiałe nawet dla tępych głów niemieckich”. Nie mogłem Tadeuszowi powiedzieć, że już wkrótce Hitler totalnie zlekceważy jego ostrzeżenie z ostatnich dni sierpnia w wierszu „Do Adolfa Hitlera”, w którym pisał: „[…] Szło was takich przez wieki wielu,/buńczuki nieśli i mord – / gdzie się ich kość dziś bieli, gdzie te miliony hord? [...]”.

Widziałem braci, harcerzy – Ryszarda i Edmunda – z tej samej klasy gimnazjalnej. Nie wolno mi było im powiedzieć w jaki sposób za pięć lat rozdzielą się ich losy; że Ryszard jako instruktor wojskowego pilotażu zginie wraz z uczniem w samolocie z powodu rzadkiej burzy śnieżnej nad Wyspą, że Edmund jako wojskowy prawnik będzie współdecydował o 25 wyrokach śmierci dla osób podobnych jego bratu, ale walczących o Polskę na ziemi ojczystej.

Widziałem Marię, Zuzannę i Leszka. Nie mogłem ujawnić temu rodzeństwu, że całą trójką podejmą kilkuletnią służbę w polskiej armii podziemnej, i że wschodnia zaraza przyniesiona na bagnetach wyzwolicieli Miasta, tuż po jego wyzwoleniu zabije Leszka. Wieczorami, gdy siedziałem zbyt długo przy klawiaturze komputera i opadały powieki, pojawiali się pod nimi ci, którzy już dawno odeszli. Myśli o nich kształtowały wtedy układane teksty, dlatego są one w znacznej części ich własnością. Ale myślom o bydgoskich maturzystach z okresu międzywojennego, towarzyszyły także myśli o tych, którzy zbliżają się dopiero do życiowego progu maturalnego. Niech mi będzie wolno jako ich reprezentantów widzieć Karola, Zofię i Krystynę. To im, moim wnuczętom Burczykom, dedykuję tę książkę."

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor