Trąba groźnym zabrzmi tonem...
Tak się przyjęło w naszych czasach, że w okolicach 1 listopada chodzimy do filharmonii na Requiem. I zazwyczaj jest to Requiem Mozarta. Utwór ten spopularyzowany został głównie dzięki słynnemu filmowi Milosa Formana „Amadeusz”. Zostawimy tu zupełnie na boku to ile w tym filmie jest prawdy, a ile fikcji, bo też nie o Mozarta nawet tu chodzi (a Requiem w Filharmonii Pomorskiej mamy już za sobą).
Inne z kategorii
Św. Gelazy I, papież - patron dnia (21 listopada)
Św. Rafał Kalinowski, prezbiter - patron dnia (20 listopada)
Mógłby bowiem ktoś w tym miejscu powiedzieć: ależ tak, przecież Requiem to dziesiątki innych, sławnych i setki mniej znanych, a niesłusznie zapomnianych świetnych utworów. I tak jest rzeczywiście, ale nie o utwory muzyczne tu chodzi.
Czym jest Requiem? To Msza za zmarłych. Msze w dawniejszych czasach, a ściślej formularze mszalne, miały swoje tytuły. A tytuły te, zwyczajem sięgającym jakichś niepamiętnych czasów prehistorii literatury, brały się od pierwszych słów ich tekstu. Pierwszym tekstem własnym Mszy był introit. Introit znaczy po łacinie „wejście”. A więc była to antyfona śpiewana w Mszach uroczystych w czasie wejścia kapłana do ołtarza. Introit był obowiązkowy. Jeśli nawet Msza nie była śpiewana, a recytowana (w dawniejszej liturgii nie było „mieszanki” jak dziś, albo trzeba było całą Mszę śpiewać, albo całą recytować, choćby po cichu) to introit kapłan odczytywał po wejściu po stopniach do ołtarza (ściśle rzecz biorąc w Mszy śpiewanej też odczytywał po cichu, a w tym czasie chór lub lud już śpiewał „Kyrie eleyson”). Mogło też być tak, że organista śpiewał na wejście jakąś inną pieśń, ale kapłan miał obowiązek introit po cichu odczytać.
Ów introit dla Mszy żałobnej brzmiał „Requiem aeternam dona eis Domine…”, co się tłumaczy — „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie…” (w łacinie podobnie jak w polskim szyk słów w zdaniu jest swobodny, ale powszechnie się przyjęło, że tu się w tłumaczeniu odwraca: „reqiues” znaczy odpoczynek, a „aeterna” wieczna, bo requies jest rodzaju żeńskiego).
Tak więc Requiem to po prostu Msza żałobna. Warto przeczytać jej teksty. Te dawne (które właśnie były podstawą niezliczonych muzycznych utworów), zawierają między innymi sekwencję. To utwór poetycki najczęściej ułożony w prosty sposób, że melodię w kolejnych zwrotkach można powtarzać. (Oczywiście Mozart ułożył do każdej strofy inną melodię). Treść tej sekwencji, śpiewanej przed Ewangelią, jest wstrząsająca, nic więc dziwnego, że odpowiada jej poruszająca muzyka. Pierwsze słowa sekwencji brzmią Dies irae — Dzień gniewu. Dobrze jest przeczytać całość — w tłumaczeniu Leopolda Staffa znajduje się ona na przykład tu.
W tekście Agnus Dei (Baranku Boży), w Requiem mamy inną formę niż w pozostałych Mszach. Zamiast „miserere nobis” (zmiłuj się nad nami) śpiewamy „dona eis reqiuem” (daj im wieczny odpoczynek. Ostatnia, posoborowa reforma usunęła zarówno całą sekwencję jak i to zróżnicowanie w Agnus Dei.
Tak więc Requiem jest modlitwą mszalną i trochę żal, że dziś na Requiem chodzi się do filharmonii, a nie do kościoła. Ale dla bydgoszczan mamy też dobrą wiadomość. Dziś, w Dzień Zaduszny, o 17 w bydgoskiej Katedrze zostanie odprawiona Msza ze śpiewem klasycznego gregoriańskiego Requiem, w obrządku zreformowanym. Śpiewać będzie schola Studium Organistowskiego z księdzem Łukaszem Kucharskim. A o 19.30 w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa na placu Piastowskim Msza Requiem odprawiona zostanie w klasycznym rycie rzymskim.
Maksymilian Powęski