Wydarzenia 9 Jul 2016 | Redaktor
Na wschód!

Kardynał Robert Sarah − Gwinejczyk, prefekt watykańskiej Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, wygłosił kilka dni temu znamienne oświadczenie, cytowane przez niemal wszystkie agencje prasowe. W Londynie, podczas konferencji liturgicznej (cytuję za KAI) zaproponował, aby począwszy od tegorocznego Adwentu księża znów zaczęli odprawiać Msze twarzą „ad orientem”, czyli „na wschód”, a nie do wiernych. „Jest bardzo ważne, aby kapłani i wierni jak najszybciej razem zwrócili się w tym samym kierunku – na wschód lub przynajmniej ku absydzie, ku Panu, który przychodzi” – powiedział kardynał na konferencji „Sacra Liturgia” w Londynie 5 lipca.

Osobiście, niżej podpisany przyjął słowa kardynała Saraha z ogromną radością, ale też z pewnym niepokojem. O tym jednak napiszę na końcu, najpierw bowiem trzeba – tak mi się wydaje – uporządkować pewne pojęcia i fakty historyczne w tej sprawie. Nie da się bowiem dyskutować o usytuowaniu kapłana przy ołtarzu bez kontekstu historycznego. Jeśli więc trafił tu Czytelnik – duchowny, czy świecki – doskonale znający historię i sens liturgicznej reformy, niech mi wybaczy, nie znajdzie tu nic, o czym by nie wiedział, chyba że zechce wytknąć mi jakąś drobną nieścisłość, której zapewne nie będę potrafił się ustrzec.

Historia nauczycielką… liturgii

Kiedy próbuje się odtworzyć historię katolickiej liturgii, widać wyraźnie – i przyznają to wszyscy uczciwi autorzy – że jej początki giną w mrokach historii starożytnej i skąpość źródeł nie daje nam możliwości odtworzenia z całą pewnością, jak wyglądała Msza święta odprawiana przez Apostołów i ich bezpośrednich następców. Brak bowiem wystarczająco pewnych opisów, a tym bardziej obrazów, które w czasach niezwykle dramatycznych prześladowań, w pogańskim cesarstwie czasów przedkonstantyńskich, albo w ogóle nie były tworzone, albo zaginęły, a być może zostały nawet przez prześladowców zniszczone. Najsłynniejszy opis św. Justyna, na przykład, nie wspomina ani słowem, w którą stronę zwrócony był kapłan.

Świadectwa wieków następnych też nie są o wiele bogatsze, bo były to wieki upadku cesarstwa, gwałtownych wojen, barbarzyńskich najazdów i wędrówek ludów. Tak więc pierwsze w miarę pełne źródła, pozwalające na jakąkolwiek poważną rekonstrukcję, mamy z wieków VII – VIII. Z nich dowiadujemy się co nieco o wcześniejszych czasach papieża Grzegorza Wielkiego, którego rola w uporządkowaniu liturgii chrześcijańskiej na pewno była ogromna, ale dowiadujemy się też, że Msze święte w tych czasach na pewno były odprawiane „na wschód”. Znaczyło to, że w kościele, którego absyda zwrócona była ku wchodowi, kapłan, odprawiając Mszę świętą zwracał się w stronę wschodnią, czyli do obecnych ludzi świeckich stał tyłem, a mówiąc inaczej i poprawniej, wszyscy oni – i kapłan i lud – zwróceni byli w stronę krzyża, będącego wizerunkiem umierającego Pana i jednocześnie w stronę wschodzącego słońca (Msze święte były odprawiane rano!) stanowiącego bardzo wymowny symbol Zmartwychwstałego.

I taka sytuacja – jeśli chodzi o kierunek ustawienia kapłana przy ołtarzu – trwała do XX w. Popularnie mówi się, że do II Soboru Watykańskiego, ale trzeba wskazać na rzeczywistość nieco bardziej złożoną. Już sto lat wcześniej w Kościele powstał tak zwany Ruch Liturgiczny. Nazwa ta obejmuje raczej pewien proces historyczny i teologiczny niż organizację. Ruch ten miał oczywiście na celu odnowienie modlitwy i praktyki liturgicznej w Kościele.

W Ruchu Liturgicznym już w drugiej połowie wieku XIX wyraźnie wyróżniły się dwa nurty związane z dwoma wielkimi postaciami tego ruchu, benedyktynami. Pierwszy, związany z postacią dom Prosper Guérangera (1805 - 1875), który odnowił fundację opactwa St.Pierre w Solesmes i poszukiwał źródeł odnowy w tradycji liturgii rzymskiej i chorału gregoriańskiego, był bardziej tradycyjny i starał się przede wszystkim o pogłębienie rozumienia liturgii i o intensywną katechezę liturgiczną. Drukowano dwujęzyczne mszaliki dla wiernych pozwalające nie znającym łaciny rozumieć i rozważać teksty liturgiczne. Nie tylko zresztą o łacinę szło, gdyż zgodnie z przepisami liturgicznymi w rycie rzymskim wiele modlitw (w tym centralna modlitwa eucharystyczna czyli Kanon Rzymski) wypowiadanych było przez kapłana po cichu, toteż tylko dzięki mszalikom można było zapoznać się z ich treścią. Drugi, bardziej „postępowy” jak powiedzieliby dziennikarze, nurt Ruchu Liturgicznego wziął swój początek od dom Lamberta Beauduina (1873 - 1960), mnicha opactwa Mont César.

To ten drugi, „postępowy” nurt, zaczął postulować rozmaite innowacje w liturgii. Jedną z nich było właśnie „odwrócenie” ołtarza, tak by kapłan, zwrócony do wiernych, stanął po jego drugiej stronie.

Versus populum – w stronę ludu

W połowie XX wieku odprawianie Mszy św. przy odwróconym ołtarzu było już dość rozpowszechnione, jeszcze przed Soborem. W Niemczech najbardziej znanym jego propagatorem był Romano Guardini. W Polsce, w 1954 r. ks. Aleksander Fedorowicz, znany liturgista, zaczął odprawiać Mszę św. „twarzą do ludu”. „Na odprawianie twarzą do wiernych mam zezwolenie Ordynariusza. W podawaniu treści kolekty i modlitwy po Komunii przez lektora w języku narodowym, w urządzeniu ofiarowania i w niektórych innych sprawach idę za wskazówkami kard. Lercaro. (...) Ważniejsze od sprawy języka jest rozbudzenie świadomości liturgicznej wiernych” - pisał w artykule ogłoszonym w 1959 r. Podobne ustawienie ołtarza widać wyraźnie na przykład na rozpowszechnionych w Internecie filmach ze Mszy świętych świętego ojca Piusa, kapucyna (zwanego niezbyt poprawnie ojcem Pio).

O procesie tym mówił w kazaniu z okazji poświęcenia ołtarza w kościele świętego Krzyża w Warszawie kard. Stefan Wyszyński w 1969 r: „Skoro Kościół niesie rodzinie ludzkiej swoje misterium, czyli ożywiającego, uświęcającego i jednoczącego wszystko Boga, to Chrystus, który jest w ludzie Bożym, musi stać jak najbliżej tego ludu. Zewnętrznym wyrazem tej wewnętrznej prawdy jest "wymarsz" mensy ołtarzowej na środek świątyni, aby tu, na transepcie, jak gdyby w sercu wielkiego krzyża, otoczony przez lud Boży, spoczął Ten, który jest dla Kościoła największą Tajemnicą, mocą trwania i obecnością po wszystkie dni, aż do skończenia świata...”

Ale serce kardynała Wyszyńskiego było rozdarte w tej sprawie. W tym samym kazaniu wierni usłyszeli: „Nie rozstaliśmy się z przeszłością. Minęły już na Zachodzie zapędy obrazoburcze ludzi, którzy zbyt jednostronnie pojęli odnowę liturgii i niszczyli stare zabytkowe ołtarze. My uchroniliśmy się przed tym skutecznie. Zachowaliśmy to, co było cenne, a idąc za wskazaniem Soboru, przybliżyliśmy ołtarze do ludu Bożego”.

Obowiązek czy możliwość?

Ustawianie nowych ołtarzy w kształcie stołów, przy których Msza odprawiana miała być „w stronę ludu” stało się masowe po wejściu w życie nowego Mszału, wprowadzonego przez Pawła VI od adwentu roku 1970. Na Zachodzie rozpowszechniło się wcześniej. Już w 1966 r, a więc bezpośrednio po Soborze, jeszcze przed gruntowną zmianą liturgii i wprowadzeniem nowego Mszału, ówczesny ksiądz profesor Józef Ratzinger, mówił na wykładzie podczas Katholikentag w Bambergu: „Nie możemy już dłużej zaprzeczać, że przesada i odchylenia, które są równie denerwujące jak i niestosowne, wkradły się do liturgii. Czy zatem każda Msza św. musi być sprawowana przez kapłana zwróconego twarzą do ludu? Czy naprawdę patrzenie na twarz kapłana jest aż tak ważne? A może ku własnemu pożytkowi warto zastanowić się nad tym, że kapłan to też chrześcijanin, który ma wiele powodów, by zwrócić się twarzą ku Bogu wraz ze swoimi współwyznawcami i wyrecytować wraz z nimi Ojcze Nasz?”

Co zastanawiające, żaden przepis prawa kościelnego nie nakazał odwracania ołtarza. Gdyby przeciętny katolik przeczytał soborową Konstytucję o liturgii świętej (Sacrosanctum concilium), stwierdziłby, być może z pewnym zdumieniem, że o odprawianiu Mszy świętej „twarzą do ludu” nie ma tam ani słowa. Jeszcze większe zdziwienie spotka owego zwykłego katolika, gdy uważnie przeczyta Ogólne wprowadzenie do Mszału Rzymskiego i teksty samego Mszału. Przeciwnie, Mszał zakłada, że kapłan odprawiający Mszę zwrócony jest na „wschód” (określenie to jest umowne, bo nie wszystkie kościoły są dziś budowane w kierunku geograficznego wschodu), bo na przykład na słowa „Módlcie się, aby moją i waszą ofiarę…” każe się kapłanowi odwrócić w stronę ludzi!

Zwróćmy uwagę, że pewien szczątkowy zwyczaj zwrócenia się kapłana i ludzi razem w jednym kierunku – ku Bogu – zachował się, zwłaszcza w Polsce. Ma to miejsce w czasie wystawienia Najświętszego Sakramentu, kiedy to kapłan prawie zawsze klęka przez Panem Jezusem po tej samej stronie co pozostali wierni. Jaka więc logika każe mu stanąć po stronie przeciwnej, gdy na ołtarzu dokonuje się nie tylko wystawienie Najświętszego Sakramentu ale największa tajemnica Kościoła - samo uobecnienie Najświętszej Ofiary?

Jeszcze raz w stronę historii

Argumenty za Mszą „twarzą do ludu” były tak naprawdę dwa. Jeden duszpasterski – była to owa „bliskość” Chrystusa, o której echo pobrzmiewało powyżej w cytacie z kard. Wyszyńskiego. Drugi sięgał do owych mroków historii, o których na początku wspominaliśmy. Do pierwszych wieków chrześcijaństwa.

Niektórzy historycy twierdzą bowiem, że mimo niewielu źródeł, można wykazać, że przed VI w. Msze święte były sprawowane „twarzą do ludu”. Jednym z najczęściej cytowanych jest niemiecki profesor Otto Nusbaum, który dowód taki przeprowadzał z architektury rzymskich kościołów. Najważniejszym takim kościołem jest rzymska katedra, czyli bazylika na Lateranie, w której usytuowanie ołtarza i miejsca kapłana zdają się jednoznacznie wskazywać, że musiała tu być odprawiana Msza święta „w drugą stronę”.

Tę argumentację powszechnie przyjęto w Kościele i wyprowadzano stąd wniosek, że obecna celebracja „w stronę ludu” jest odnowieniem praktyki pierwszych wieków. Późniejsze prace historyczne pokazały jednak, że wcale nie jest to takie proste. Owszem, w bazylice na Lateranie, a także w Bazylice św. Piotra, kapłan stał po przeciwnej stronie ołtarza niż ta, po której znajdowało się główne wejście do świątyni, wniosek Nusbauma o celebracji „w stronę ludu” okazał się jednak przedwczesny. Wskazał na to inny niemiecki historyk, ks. Klaus Gamber.

Otóż okazuje się, że po pierwsze, wierni w czasach konstantyńskich gromadzili się nie w nawie głównej, ale w nawach bocznych (właśnie dlatego naw bocznych było tak wiele, ich liczba dochodziła do sześciu). Nawa główna pozostawała najprawdopodobniej pusta. Zatem kapłan miał wiernych w najlepszym razie z boków ołtarza, ale nie przed sobą.

Po drugie, te bazyliki, które wzięto pod uwagę, mają układ dość szczególny. Zbudowane są zdecydowanie inaczej niż większość ówczesnych kościołów. Wzorem dla nich była najprawdopodobniej świątynia Jerozolimska i jej brama skierowana na Wschód. Mowa o tym jest w proroctwie Ezechiela, a także w znanym wersecie Godzinek: „Miasto Pańskie i brama na Wschód wystawiona…” To głównym wejściem do świątyni wpadało zatem do bazyliki na Lateranie światło wschodzącego słońca. A kapłan zwracał się nie w stronę ludu, tylko wraz z ludem zgromadzonym w bocznych nawach, na Wschód. Bo Wschód – powtórzmy – jest symbolem Pana, wyraża to starożytny Exsultet: „gdy wzejdzie słońce nie znające zachodu, Jezus Chrystus, Twój Syn Zmartwychwstały”.

Oczywiście jedna i druga teoria historyczna jest hipotezą (bo jak już wcześniej mówiliśmy, ostatecznych, wieloźródłowych dowodów przeprowadzić się tu nie da), na pewno jednak nie można przyjąć za bezsporne, że Msza „twarzą do ludu” jest odnowieniem praktyki pierwotnego Kościoła.

Dlatego też Benedykt XVI u początku swojego pontyfikatu mówił o konieczności „reformy reformy”. Na pewno nie chciał on kolejnej – tym razem konserwatywnej – rewolucji w Kościele. Jednak i słowem i przykładem wskazywał, że pewne elementy dawnych tradycji należy ocalić i przywracać. Do tego też nawiązuje kardynał Sarah.

Kto jest najważniejszy?

Ale jest jeszcze jeden element, na który warto zwrócić uwagę i rozważyć, w kontekście apelu kardynała odpowiedzialnego za kult Boży w Stolicy Apostolskiej. Wydaje się bowiem, że zupełnie wbrew założeniom twórców reformy posoborowej, stało się coś, czego oni nie przewidzieli. Chodzi o pewien efekt psychologiczny. Dla publiczności, która zgromadzi się w jakiejś sali, podświadomie najważniejszym elementem zawsze będzie ten, który znajduje się przed nimi na środku, w centrum. Stąd też klasyczna architektura kościoła właśnie tak była projektowana, by centralnym elementem całej świątyni, do którego kieruje się od razu wzrok i uwaga każdego wchodzącego, było tabernakulum, w którym obecny jest prawdziwie Pan Jezus w eucharystycznej postaci.

I stało się po reformie, że w tym centralnym miejscu stanął kapłan i odwrócił się do ludu. Efekt psychologiczny jest piorunujący. To on staje się podświadomie najważniejszym elementem celebracji. Mamy więc – wbrew założeniom – niespotykany w całej historii Kościoła klerykalizm! Czy więc odwrócenie kapłana nie przywróci w jakiś sposób zachwianych proporcji? Przecież cała jego postawa, gdyby wraz ludem był odwrócony w stronę ołtarza, wskazywałaby: tu nie ja jestem ważny, ale Ten, który przeze mnie, sługę działa…

Co teraz będzie?

Wyżej starałem się wyłuszczyć powody, dla których słowa kard. Saraha mnie ucieszyły. Papież Benedykt XVI również przykładem wskazywał, że czasem warto Mszę św. odprawić „ad orientem”, czynił to najczęściej w słynnej kaplicy sykstyńskiej. Moje serce konserwatysty cieszy się zawsze, gdy dawne, tradycyjne zwyczaje bywają doceniane i przywracane. Msza „w stronę Wschodu” odprawiana daje też mniej pokus do nadużyć, kapłanowi łatwiej się zapewne skupić, nie myśli podświadomie o obserwujących go wiernych.

Natomiast pewien niepokój, o którym wspomniałem na wstępie, związany jest po prostu z tym, że obawiam się, iż może stać się tak, jak z wieloma pięknymi i dającymi nadzieję inicjatywami. Ktoś coś powiedział – i na tym koniec. Wiele zależy zapewne od samego papieża Franciszka. Osobiście będę się modlił, aby ta „dobra zmiana” w Kościele mogła być zrealizowana. Choćby w jakimś zakresie. Gdyby choć jedna Msza św. w każdą niedzielę w każdej parafii była oprawiona „ad orientem”, byłby to powód by Panu Bogu dziękować.

Jeśli zaś któryś z Wielebnych Księży doczytał do tego miejsca, niech mi wybaczy, że ja, prosty wierny świecki usiłuję „uczyć księdza pacierza”.

Michał Jędryka

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor