Mennonici - zapomniani sąsiedzi
Inne z kategorii
Sumliński kończy Tydzień Kultury Chrześcijańśkiej w Bydgoszczy
We wsi Chrystkowo, położonej na północ od Bydgoszczy, znajduje się doskonale zachowana pomennonicka chata, będąca jednym ze świadectw bytności na naszych terenach wspólnoty religijnej, którą ocaliła polska tolerancja i gościnność. Choć Mennonici kojarzą się głównie z Żuławami i Dolną Wisłą, to ślady ich osadnictwa znaleźć możemy daleko na południe wzdłuż Wisły. W swojej wędrówce dotarli pod Warszawę, a także do wschodniej Małopolski.
Mennonici przybyli do Polski z Niderlandów czterysta lat temu, uciekając przed prześladowaniami i nietolerancją religijną. Zaszczepili na polski grunt niezwykle rozwiniętą kulturą agrarną. To za ich sprawą osuszano bagna i grzęzawiska, przywracając je rolnictwu. Charakterystyczny krajobraz nadwiślański, pełen zgrubiałych przyciętych wierzb, niewielkich pagórków, na których stały drewniane zabudowania, poletek i kanałów irygacyjnych, to właśnie ich dziedzictwo.
Cechowała ich religijna surowość i prostota. Oprócz biblii, kultem otaczali pracę, która stanowiła silną część ich tożsamości. Swoimi zwyczajami i sposobem życia przypominali (i przypominają) amerykańskich amiszów, z którymi są zresztą silnie spowinowaceni. Zostawili po sobie spore, choć podupadłe z racji dziejowych zawieruch, dziedzictwo materialne, niewiele w nim jednak dokumentów pisanych. Stanowią prawdziwą rzadkość, poszukiwaną przez pasjonatów mennonickiego dziedzictwa, których z roku na rok przybywa.
Dziedzictwa, które za sprawą lokalnych stowarzyszeń wychodzi z mroków niepamięci, ukazując oryginalność niezwykłej społeczności, trochę tajemniczej i niedostępnej, odgradzającej się od zgiełku świata, strzegącej swojej moralności głęboko zakorzenionej w Biblii, gotowej do podejmowania „wędrówek ludów” w poszukiwaniu tolerancji i spokoju. Krajom, które przyjmowały mennonitów, nowi przybysze odwdzięczali się ciężką pracą, podatkową sumiennością i lojalnością, w takim zakresie, na jaki pozwalały im surowe zasady religijne.
W imię tych zasad odmawiali na przykład służby wojskowej, co było powodem prześladowań, m.in. ze strony króla Prus Fryderyka Wilhelma II, który wydał edykt antymennonicki, znacząco ograniczający ich prawa majątkowe. Skwapliwie wykorzystała to zresztą caryca Katarzyna II, oferując mennonitom dogodne warunki osadnictwa, z czego wielu skorzystało, osiedlając się w delcie Dniepru. Z Polski mennonici definitywnie wyjechali przed wkroczeniem Armii Czerwonej w 1945 roku, po której nie mogli spodziewać się niczego dobrego. Pozostawili po sobie charakterystyczny krajobraz, drewniane chaty, cmentarze i… szum wierzb.
Ich historia frapuje i kusi. Byli naszymi sąsiadami, a ich pot i krew wsiąkały w polską ziemię. Tutaj spoczywają prochy ich przodków. Są częścią naszej historii, choć mocno zapomnianą i zakurzoną. Dzisiaj w Polsce nie ma mennonitów i zapewne ich już nie będzie. Będzie za to historia ich osadnictwa, najczęściej dla nas miła, choć zdarzało się niektórym mennonitom, zwłaszcza w Prusach Wschodnich, podjąć współpracę z hitlerowskimi Niemcami. O tym pamiętamy, ich potomkowie na szczęście też.
Nie wróci już klimat, tak opisujący mennonitów:
„Głową rodziny mennonickiej był ojciec. Żona zaś opiekowała się dziećmi, ona też miała być ich pierwszą kierowniczka duchowną. Mężczyźni mennonici jawili się jako uprzejmi, ale dość chłodni. W domu przebywali rzadko, większość dnia spędzali w polu. Kobiety – wręcz przeciwnie. Najczęściej otoczone gromadką dzieci, w czepku i fartuchu okrywającym ciemną, zapiętą na haftki suknię. Skromną, bo brak guzików i kieszeni symbolizował rezygnację z dóbr materialnych i zwrócenie ku Bogu. Nie znosiły żadnych nowinek w strojach.”
Matki dzień spędzały na pracy i modlitwie. Strzegły dzieci przed wiejskimi potańcówkami i hucznymi zabawami. Przyłapanie mennonity na weselu, mogło się dla niego skończyć karą kościelną. Surowej karności kościelnej mennonici przestrzegają do dziś.
Odeszli z Polski definitywnie, choć wciąż są w niej obecni – krajobrazem i aurą tajemniczości. Ich historia na polskich ziemiach pociąga, bo jest historią liczącą wiele setek lat, która aż prosi się o gruntowne zbadanie. To się od jakiegoś czasu dzieje. I dobrze. Jako Polacy byliśmy dla mennonitów gościnni. Mogli u nas żyć i się rozwijać, choć zapewne, jak to wśród sąsiadów, nie brakowało napięć. Jednak to nie my byliśmy powodem ich „wędrówek ludów”.
Dzisiaj ich potomkowie przyjeżdżają do Polski w poszukiwaniu swoich korzeni. Przemierzają cmentarze i nadwiślańskie polne drogi, ocienione wierzbami, które sadzili ich przodkowie. Poznając historię swoich rodzin, przy okazji poznają historię Polski, której – w odróżnieniu np. od przyjeżdżających w podobnym celu do Żydów – są ciekawii. Chętnie rozmawiają i dziwią się, jak wiele odnajdują tutaj fryzyjskich krajobrazów i klimatów.
Z roku na rok ich przybywa, co skwapliwie wykorzystują gminy i stowarzyszenia, czujące „klimat” mennonicki. Dlatego warto udać się do Chrystkowa, by zobaczyć, poczuć i posmakować, kim byli ci tajemniczy i dziwni mennonici.
Maciej Eckardt