Felieton 9 Jul 2018 | Redaktor
Znacie tego Chińczyka?

Wyobraźmy sobie, co dzieje się dokładnie każdego dnia i dokładnie na całej naszej planecie.

Dokładnie na każdej przestrzeni południkowej, na całej kuli ziemskiej, są każdego dnia czytane te same czytania liturgiczne. Gdybyśmy się ich wszyscy słuchali, ale tak prawdziwie, pewnie świat doczesny już by się skończył, Królestwo Niebieskie byłoby już zrealizowane na ziemi. Jednak z powodu naszej pychy i zatwardziałości naszych serc, naszego lenistwa i pewnie z powodu jeszcze wielu innych spraw, które pozostają tajemnicą, świat nasz jeszcze trwa.

W Chinach też czytają codziennie to co w Zimbabwe, czy Polsce, albo w Brazylii etc. Po prostu Słowo Żywe na dany dzień.

Nie słuchamy się tego Słowa, dlatego potrzebujemy takich ludzi jak Augustyn Zhao Rong, Leon Ignacy Mangin i in.

Poznajmy według dzisiejszego wspomnienia ich historie. Poznajmy ją sercem i dowiedzmy się co działo się w Chinach, w państwie w którym kunszt torturowania ludzi przekraczał wyobraźnię.

Augustyn Zhao Rong pochodził z prowincji Syczuan. W wieku 20 lat zaciągnął się do wojska i wchodził w skład oddziału, który eskortował do Pekinu grupę chrześcijańskich więźniów. Uderzyła go ich cierpliwość i odwaga.

Ponownie zetknął się z chrześcijanami w prowincji Wuczuan, gdzie poznał uwięzionego o. Marcina Moye. Przykład wiary i miłości tego kapłana oraz jego katecheza skłoniły Augustyna do przyjęcia chrześcijaństwa.

Otrzymał chrzest z rąk o. Moye w wieku 30 lat. Przez następnych pięć lat przygotowywał się do kapłaństwa i przyjął święcenia w 1781 r. Przez wiele lat pełnił posługę kapłańską.

W okresie prześladowań wszczętych za panowania cesarza Jiaqinga został aresztowany, gdy udzielał sakramentów choremu. Uwięziony w Chengdu, został skazany na dotkliwą karę cielesną, choć miał już 69 lat.

Otrzymał 60 uderzeń bambusowym kijem w kostki i 80 policzków zadanych skórzaną podeszwą. Zmarł w więzieniu kilka dni później, 27 stycznia 1815 r. Jest pierwszym kapłanem-męczennikiem pochodzącym z Chin.

A tymczasem dalej w Chinach:

"Pod koniec XIX w. prześladowania katolików w Chinach nasiliły się. Nieporadna cesarzowa-wdowa Cixi szukała oparcia w stronnictwie staromandżurskim, które dla swych celów zmobilizowało wojowników fanatycznej sekty, nazywanych bokserami. Swoją nienawiść do obcych ześrodkowali oni na chrześcijanach.

Zaczęli więc napadać na kościoły, palić je, potem masowo mordować wiernych. W okręgu Xiangchenggen pierwszym znakiem nadciągających pogromów była śmierć dwóch jezuitów francuskich. Ojcowie Remigiusz Isoré i Modest Andlauer zginęli przy ołtarzu skromnej kaplicy w On-Y. Było to wyraźne ostrzeżenie dla licznych chrześcijan z tych okolic.

Pod kierownictwem ojca Mangin schronili się oni w Czu-Kia-cho, bo istniała tam szansa obrony i ocalenia. W obwarowanym miasteczku odparli kilka ataków, kiedy jednak bokserów wsparły oddziały regularnej armii, obrona nie miała już żadnych szans. Ostatniego ratunku szukali w kościele. Zginęli wszyscy.

Ojcowie Mangin i Den ponieśli śmierć przy ołtarzu, inni znaleźli ją w płomieniach podpalonej świątyni lub w jej pobliżu, jeszcze inni wtedy, gdy próbowali ratować się ucieczką. Śmierć poniosło wówczas około 1800 chrześcijan, ponadto około 1200 zginęło w okolicach miasteczka. Nikt nie zdołał wówczas spisać ich imion i nazwisk.

Ustalono je znacznie później, i to jedynie w pięćdziesięciu sześciu wypadkach. Tych też pięćdziesięciu sześciu Pius XII beatyfikował w roku 1955, a kanonizował - wraz z innymi męczennikami chińskimi - papież św. Jan Paweł II w 2000 r. Duchowymi przywódcami męczenników z okresu powstania bokserów byli jezuiccy kapłani: Leon Ignacy Mangin, Paweł Denn, Remigiusz Isoré i Modest Andlauer."

red.: KB

źródło: Liturgia Godzin

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor