Felieton 30 Sep 2016 | Redaktor
Wolność i czwarte przykazanie

Nie milkną echa bluźnierczego i obraźliwego dla Polski spektaklu wystawionego na scenie Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Ze swej strony zachęcamy bydgoszczan do modlitwy przebłagalnej, bo bez wątpienia przedstawienie to było obrazą Boską.

Zadziwiające oświadczenie wydał natomiast bydgoski Teatr. Nie tylko nie wyraża w nim ubolewania za dokonane zniewagi Chrystusa oraz Ojczyzny, ale zdaje się je usprawiedliwiać. „Uproszczona i zwulgaryzowana krytyka spektaklu w mediach nie ma nic wspólnego z jego artystycznym kształtem i jest niezgodna z wymową sztuki” – czytamy w tym oświadczeniu. I dalej: „Teatr Polski w Bydgoszczy szanuje prawo artystów do niezależności sądów oraz wolności wypowiedzi i nie zamierza ingerować w ich swobodę twórczą, którą gwarantują także przepisy Konstytucji RP, która (…) gwarantuje każdemu wolność twórczości artystycznej…”.

Dyrektorowi Teatru i organizatorom Festiwalu proponowałbym następujący eksperyment myślowy. Przypuśćmy, że zaprasza Pan do domu gościa. Gość ten przyjeżdża i siadacie do stołu. Po kolacji proponuje on recytację swego monodramu. Pan i Pańscy domownicy oczywiście się zgadzacie i zaczyna się małe przedstawienie. Już po pierwszych zdaniach widać, że poziom zarówno poezji, jak i artystycznego wykonania, jest doskonały. Jednak ze zdumieniem słyszy Pan, że Pański gość w treści utworu znieważa Pańską matkę. Odbywa to się na wysokim poziomie artystycznym, ale nie pozostawia złudzeń – mama zostaje wręcz zmieszana z błotem.

Czy broniłyby Pan tak samo wolności artystycznej swojego gościa? Czy raczej wystąpiłby Pan w obronie honoru swej matki? Nie będę tu pozwalał sobie na rozwój wyobrażeń, co mogłoby się stać dalej. Spróbuję jedynie uzasadnić , że ta analogia jest właściwa i oddaje doskonale sytuację, w jakiej się właśnie znaleźliśmy.

Zakładam, że nawet najbardziej zawzięty relatywista i liberał obyczajowy uznaje, że matkę należy kochać i szanować, że prawo to jest niekwestionowalne. Gdybyśmy bowiem mu zaprzeczyli, to cóż jeszcze pozostaje poza samym przeczeniem? Miłość do matki jest głęboko zakorzeniona w sercu każdego normalnego człowieka, chyba nawet wtedy, gdy utracił już inne zasady moralne. Wiąże się to z wdzięcznością – matce zawdzięcza się życie, wyżywienie i wychowanie, a więc niemal wszystko.

Z miłości i czci dla rodziców wyrastać powinna miłość do społeczeństwa, w którym się wyrosło. Sprawiedliwość zaś (którą Rzymianie nazywali stałą wolą oddania każdemu, co mu się słusznie należy) skłania do przenoszenia dobra wspólnego ojczyzny nad swoje własne.

Znakomicie to wyraził Jan Długosz, autor znanej „Historii” i wychowawca królewskich synów, pisząc, że ojczyźnie każdy winien jest tyle, na ile tylko go stać. Wdzięczność za otrzymane od społeczeństwa dobra nie da się przecież ściśle wymierzyć. Nikt nie jest w stanie samodzielnie odpłacić za wszystko, co od społeczeństwa otrzymał – by wymienić tylko język, kulturę, wykształcenie. Patriotyzm to hołd składany społeczności, w której się wyrosło, i której zawdzięcza się ukształtowanie swego życia fizycznego i duchowego.

To dlatego tak dramatycznym głosem wołał kiedyś w Kielcach Jan Paweł II – „(…) To jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!”.

Podobnie dla człowieka wierzącego matką w porządku duchowym jest Kościół, bo Kościół dał wiarę, która jest duchowym życiem. Było to szczególnie piękne wyrażone w dawnym dialogu rozpoczynającym obrzęd chrztu świętego: „Czego żądasz od Kościoła Bożego?”. W imieniu dziecka odpowiadają chrzestni - „Wiary”. „Co ci daje wiara?” - „Życie wieczne”. Dlatego tak poruszającym jest bluźnierstwo. I to powinien uznać nawet człowiek niewierzący, że dotknął tu najczulszych strun osobowości wierzącego , jeśli nawet nie chce uznać tej metafizycznej grozy, którą niesie bluźnierstwo wobec samego Boga.

Te moralne podstawy życia każdego społeczeństwa, wypływające w prosty sposób z zasady „czcij ojca i matkę”, wyznaczają właśnie granice wolności, granice sztuki. Nie wolno obrażać własnej matki. A każdy człowiek honoru, jeśli jego matka zostanie obrażona, będzie domagał się satysfakcji. Chyba że dla kogoś nawet honor nie ma znaczenia…

Michał Jędryka

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor