Trójkolorowo?
Inne z kategorii
O Mszy papieża Piusa [VIDEO]
Komentarz do liturgii na XIV Niedzielę w ciągu roku
Kiedy w Paryżu terroryści dokonali swego straszliwego dzieła, ludzie w różnych częściach świata poczuli naturalną potrzebę okazania solidarności z poszkodowanymi. To oczywisty ludzki, szlachetny odruch – wyrazić chęć pomocy rannym, złożyć rodzinom zabitych wyrazy współczucia, potępić sprawców straszliwej zbrodni. Jednym ze środków wyrazu było umieszczenie na portalu społecznościowym trójkolorowej grafiki w kolorach flagi Republiki Francuskiej.
Nie sposób potępiać, ani nawet wykazywać błędu, w stosunku do osób, które to w dobrej wierze uczyniły, warto jednak chwilę zatrzymać się nad symboliką francuskiej „tęczy”. Barwy te były znakiem rozpoznawczym rewolucjonistów, obalających tradycyjny porządek społeczny pod koniec XIX w. Okrucieństwo tamtych rewolucjonistów jest w jakiś sposób porównywalne z aktem terroru dokonanym kilka dni temu. W literacki sposób opisuje te postawy Jean Raspail w genialnej książce „Sire”.
Przypomnijmy tylko podstawowe fakty. Burząc Bastylię nie uwolniono żadnych więźniów politycznych – bo ich tam nie było – ale pospolitych przestępców. Owszem, było wśród nich dwóch chorych psychicznie. Króla i jego rodzinę zamordowano po pseudoprocesach, w którym nie dano tym osobom żadnej możliwości obrony. Z paryskiej Sainte-Chapelle (arcydzieła gotyckiej architektury) zrobiono spichrze zbożowe, zniszczono wspaniałą, tysiącletnią bazylikę w Cluny, wyrzucono z grobów bazyliki w Saint-Denis doczesne szczątki królów, a samą świątynię sprofanowano. Katedrę w Chartres - kolejne arcydzieło gotyku przed zburzeniem uratował przypadek.
Ale to był dopiero początek. Po ścięciu króla Ludwika XVI zamordowano wielu księży i wiele sióstr zakonnych. Zaczęto wprowadzać swego rodzaju religię państwową z własnym kalendarzem i własnymi świętami. Była ona nazywana kultem rozumu i wolności. Ustanowiono święta bohaterów i mędrców oraz wymyślono przedmioty prawdziwie pogańskiego kultu. Jednym z takich „świętych” przedmiotów stała się gilotyna. Ludzie przyglądali się egzekucjom, zwłaszcza egzekucjom kleru, czyniąc sobie z tego rozrywkę. Szerzył się zwyczaj noszenia miniaturowych gilotyn na szyjach, co było przewrotnym nawiązaniem do noszonych przez katolików krzyżyków.
Kiedy w Wandei wybuchło katolickie powstanie, zostało krwawo stłumione. Jego uczestników rewolucjoniści mordowali przy pomocy najbardziej wymyślnych metod. Jedną z najbardziej znanych było topienie barek wypełnionych powstańcami w rzekach. Wielu historyków widzi w tym pierwsze w czasach nowożytnych ludobójstwo.
To tylko niektóre zbrodnie czerwono-biało-niebieskich. Ale – jak mówi Ewangelia – po owocach poznacie ich. Jakie więc były owoce rewolucji? Było to całkowite zniszczenie dotychczasowego – ustroju społecznego. I nie chodzi tu o tymczasowy ustrój prawno-ekonomiczny, ale o sam fundament – o porządek społeczny oparty na naturalnych więzach społecznych, a których zasadniczą stanowi rodzina. Toteż właśnie owocem Rewolucji Francuskiej jest wprowadzenie takich instytucji jak rozwód, małżeństwo cywilne.
Jako nowy dogmat określono pojęcie umowy społecznej jako podstawy życia społeczeństwa. Przemocą i w oparach krwi spróbowano wprowadzić model społeczeństwa całkowicie laickiego, absolutnie samowystarczalnego, czyli bez Boga, a nawet przeciw Bogu.
Rewolucja wygasła po kilkudziesięciu latach. Przepoczwarzona w świeckie cesarstwo z Napoleonem na czele, rewolucyjna Francja nie wytrzymała wojny na wszystkich frontach Europy. Ale otworzyło to drogę do kolejnych rewolucji, w których dostrzec możemy wiele rysów wspólnych z ta pierwszą: przemoc, terror, mordowanie niewinnych w imię rzekomych wyższych wartości oraz – co ciekawe – wyjątkową nienawiść do wszystkiego co katolickie. W każdej kolejnej rewolucji – czy to w Meksyku, czy w Rosji, czy w Hiszpanii, ginęli śmiercią męczeńską księża i siostry zakonne.
Nie dziwi więc specjalnie, że dzisiejsza poprawność polityczna, która świeckość za wszelką cenę uznaje za cel podstawowy, zawiera cichy sojusz z największym odwiecznym wrogiem katolicyzmu – islamem i za wszelką cenę otwiera drzwi dla tej oczywistej choć przedziwnej inwazji. Może czas zamiast trójkolorowej flagi, odkurzyć lilie andegaweńskie, widniejące w herbach królów Francji? Może czas przypomnieć sylwetkę świętego Ludwika? Świętej Joanny d’Arc?
Oczywiście ma rację Ksiądz Biskup Jan Tyrawa, że dzisiejsza rozprawa z islamem nie będzie taka sama jak w 1683 A.D. Będziemy musieli bronić naszej kultury w konflikcie wielopłaszczyznowym, ale – po piątkowym zamachu widać to wyraźniej niż kiedykolwiek – będzie to konflikt wymagający od nas męstwa, odwagi, a być może i przelania nieraz krwi męczeńskiej za wiarę. I trzeba to dziś wyraźnie powiedzieć.
Michał Jędryka