Felieton 6 Apr 2016 | Redaktor
Ze szminką i Apokalipsą

Byłam niedawno z moją kochaną przyjaciółką (kto zna, ten wie, o kim piszę; kto nie zna, niech żałuje) na bardzo babskim wyjściu pod hasłem „profesjonalny makijaż”. Panie kosmetyczki, specjalistki od wizażu, dwoiły się i troiły, by wyczarować z nas gwiazdy zachwycające swoją urodą. Niewątpliwie udało im się wydobyć z naszych twarzy wiele uroku, a jeszcze bardziej niewątpliwe, że poczułyśmy się dopieszczone i wyjątkowe. Cała ta przyjemność pozostałaby do końca przyjemnością, gdyby nie fakt, że dopełnieniem była konieczność zakupu kosmetyku, którego cena, niemal tak samo jak nasz makijaż, zapierała dech w piersiach. Ponieważ jednak nagrodą były później zdjęcia robione przez profesjonalistów, tylko z lekkim bólem zdecydowałam się na zakup…

I tu powoli zacznie się wyjaśniać, o czym jest ten felieton. Wybrałam błyszczyk, czy jak kto woli szminkę w błyszczyku, o kolorze, delikatnie mówiąc, wyrazistym. Moja pani makijażystka niemal zemdlała, najpierw z wrażenia, a potem z zachwytu. Nie mogła się nadziwić, że wybieram szminkę, którą można prędzej zauważyć niż moje włączone światła w samochodzie. I pani makijażystka piała z zachwytu. Jak to miło, że jest pani taka odważna, jak to miło, że nie zaprzecza pani swojemu typowi urody, jakie to niesamowite, że akurat dziś trafiła mi się taka klientka.

A ja nie bardzo mogłam panią zrozumieć. Bo skoro powinnam usta malować na czerwono, skoro jestem osobą o zdecydowanej karnacji wymagającej konkretnych kolorów, skoro wiem, czego chcę, to dlaczego miałabym się wzdragać przed tą naprawdę piękną szminką?

I tu zacznę zmierzać do puenty. Po pierwsze, nie fascynują mnie beżo-brązo-popiele, które sprzyjają chowaniu się w tle i wtapianiu się w nie. Po drugie, odwaga w postaci czerwonej szminki jest tylko cząstką tej odwagi, na którą lubię się zdobywać. Po trzecie, miałkość, konformizm, poprawność są mi obce (oczywiście nie piszę tu o empatii i delikatności, które w życiu blisko z ludźmi są absolutnie niezbędne).

„Obyś był zimny albo gorący, a tak skoro ani zimny, ani gorący nie jesteś, wypluję cię z moich ust”. Tak mówi Apokalipsa, a my sami mówimy nieraz: „Rzygać mi się chce na twój widok”. Te słowa z Pisma Świętego mam mocno w pamięci i szczerze mówiąc, one mnie wciąż przekonują. Nie da się uciec od polityki, społeczności, małej ojczyzny. Nie da się udawać, że jest się kimś innym, niż się jest. I ja nawet nie chcę zaprzeczać, że jestem katolikiem, Polakiem, kobietą, matką i nauczycielem. Jestem i już.

Wyjmuję szminkę (vel błyszczyk) z torebki, maluję usta i ruszam w świat. Dziarskim krokiem.

Beata Wróblewska

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor