Felieton 10 Jan 2018 | Redaktor

Spotkanie z siostrą Magdaleną odbyło się już jakiś czas temu, ale to o czym opowiadała jest ponadczasowe. Jest to jedna z sióstr posługująca ubogim i bezdomnym w Bydgoszczy.

Młoda, energiczna bardzo inteligentna i skromna osoba, prowadzi wspólnotę ubogich i bezdomnych w naszym mieście. Albertynki nie tylko bowiem rozdają jedzenie, ale i są wsparciem, tworząc wspólnotę z osobami cierpiącymi z powodu biedy i to jest niezwykłe, bo atmosfera pośród nich jest niesamowita. Tam się czuje, że wszystko prowadzi sam Bóg. Grupa spotyka się razem co wtorek i wspólnie od kilku lat błogosławią sobie nawzajem dobrem poprzez różne ciekawe działania, na przykład wspólne wyprawy.

Rozmowa:

Siostro Magdaleno, jak liczna jest ta Wasza nietypowa grupa, którą Siostra się opiekuje?

– Grupa stała jest na spotkaniach – można powiedzieć – wspólnotowych jest około 20 stałych osób. Dziesiątka osób się zwykle zmienia, raz są jedni, raz inni…

Czy wielu z tych ludzi jest naprawdę bezdomnych?

– Największą część stanowią osoby, które są na mieszkaniu socjalnym już zadłużonym, czyli są na progu bezdomności i osoby mieszkające „kątem” u kogoś. Oczywiście bardzo często jest to związane z uzależnieniem.

Czy temat uzależnień pojawia się na spotkaniach, czy raczej jest to temat pomijany?

– Czasami poruszamy ten temat, na przykład przy okazji rozmów o spowiedzi świętej. Temat uzależnień jest tematem otwartym, nic nie udajemy. Wiemy dokładnie, kogo dotyczy problem uzależnienia, jeśli ktoś nie przychodzi na spotkanie dwa, trzy razy, a ja pytam co się dzieje, po uśmiechach już widzimy, o co chodzi. Ale nie komentujemy tego, taką mamy zasadę. Wiemy co się dzieje, ale tu akceptujemy się takimi, jakimi jesteśmy. Nie jesteśmy anonimowi i przede wszystkim to nie jest grupa terapeutyczna. Tu nie chodzi o to, żeby wszystko kręciło się wokół tematu uzależnień.

My tu szukamy dobra, szukamy ścieżek wyjścia poprzez dobro, które możemy wspólnie czynić, na przykład w naszych wspólnych wyjściach w różne miejsca, do kina, na pielgrzymki, na wędrówki, czy pomysł z wypożyczalnią książek itd. Pomysły wymyślamy wspólnie. Minimalizujemy zło budując dobro i skupiając się na dobru.

Nie chodzi o to, aby atakować to co jest w nas słabe i ciągle na tym pracować, aby to na siłę się w nas rozwiązało, czasami pewnych rzeczy nie przekroczymy. Natomiast budując dobro, automatycznie sprawiamy, że zło się w człowieku cofa. Rozmawiamy otwarcie. Wiemy, co w nas jest kruche, ale skupiamy się na dobru.

Mamy taką zasadę, że jak ktoś jest pijany, to na spotkanie nie przychodzi. Zazwyczaj wtedy na kolejnym spotkaniu podchodzi i mówi: ‘Siostro, nie byłem, bo zapiłem’. I już. Jest akceptowany, bo jest szczery, prawdziwy.

Czy są tu ludzie, którzy w większości są jakoś bardzo poranieni, czy nie ma żadnej reguły?

– Nie ma reguły, bo są poranienia i rodzinne i środowiskowe i własne osobiste…, jakieś też pewnie naleciałości ze środowiska, z którego się wyszło. Faktem jest, że nie ma tutaj ludzi z tzw. ‘elity’, ale są osoby które miały na przykład jakieś swoje małe firmy, a które weszły w nałóg i to rozwaliło całe ich życie.

Ale są też osoby, które przeżyły drastyczne sytuacje, na przykład widziały morderstwo kogoś z bliskiej rodziny… Zdarza się i tak… Nie ma reguły, choć często obecna sytuacja osoby wynika z jakichś trudnych przejść, jak to w życiu.

Młodsze pokolenia to zazwyczaj osoby, które zażywają narkotyki, w przypadku tych osób trud pomocy jest większy… małymi kroczkami kierujemy te osoby do ośrodków, pomagamy znaleźć odpowiednie formy pomocy w ich skomplikowanych sytuacjach.

W tym wszystkim nie chodzi o efekty, na które się nie nastawiam. Po prostu zależy nam na człowieku. Nie patrzymy na to, co nam z tego wyjdzie. Ale na to, że jesteśmy z człowiekiem.

Im dłużej posługuję osobom bezdomnym, tym bardziej widzę jaki mały wpływ mam na życie człowieka, jak mało o nim wiem…

Czyli jest to taka siostry błogosławiona niewiedza?

– Tak. myślę że tak. Akceptuję w sobie swoją niemoc zrobienia „czegoś” z drugim człowiekiem. To jest zawierzenie w Bogu. I ta postawa uwalnia mnie samą. Dlatego my się tu razem dobrze ze sobą czujemy. Ja nie podnoszę nikomu poprzeczki. Jesteśmy jacy jesteśmy i jest nam ze sobą po prostu dobrze. I o to tutaj chodzi przede wszystkim. Co będzie dalej, to już jest kwestia modlitwy i łaski.

Mając swoje doświadczenie posługi w jednak dość trudnych warunkach, jakby siostra odróżniła rozumienie czym są oczekiwania od nadziei?

– To tak naprawdę jest nieporównywalne, stawianie tego na jednym pułapie jest już niewłaściwe, ale ludziom się często to rzeczywiście myli. W oczekiwaniach my zakładamy „coś”, natomiast w nadziei my widzimy, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami w Bogu, w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. W nadziei widzimy, że wszyscy idziemy do jednego celu, jednocześnie też widzimy, że wszyscy z jednego punktu wychodzimy – z ręki Boga. Do Boga należymy i od Boga zależymy.

We wszystkich działaniach dla dobra, zły atakuje człowieka różnymi pokusami. Czy w działaniach dla ludzi bezdomnych pojawiają się pokusy odczuwania, że jest się lepszym, bo się niby sobie w życiu ‘poradziło’?

– Myślę, że takie pokusy są na początku, a z czasem człowiek pokornieje. Taki rodzaj ambicji pojawia się na początku posługi. Wchodzi człowiek pośród ludzi i może mu się wydawać, że ma receptę na wszystko, ma plan, wie jak powinno być i dąży do tego aby to zrealizować często własnymi siłami. W moim przypadku to były jakie pierwsze dwa miesiące. (śmiejemy się) Jeśli posługa dla ubogich i bezdomnych jest szczera, to ta pokusa odchodzi, po prostu się pokornieje.

Czy od swoich podopiecznych otrzymuje Siostra czasem przekazy duchowe, które są dla Siostry wyraźnym jakimś znakiem Bożym, jakimś szczególnym przesłaniem?

– Tak. To się zdarza nawet bardzo często. Podczas samych spotkań czasem pewne słowo uleci w ferworze, w gwarze, ale potem ono wraca. Przypomina się. Może to być nie tylko słowo, ale na przykład jakieś zachowanie człowieka, jakiś gest…

A najczęściej takie przesłanie wychodzi w sytuacjach zwyczajnych, codziennych, prostych. Nagle jakaś myśl, słowo od kogoś się otrzymuje. I to się zapamiętuje, zapada w serce.

W swojej posłudze osobiście, czego siostra się nauczyła? Oprócz tego, że jest to piękna lekcja pokory, że widzi się ile się nie może, że zaufanie Bogu jest fundamentem działania, to jakich Bożych Tajemnic siostra dotyka tutaj na chwilę obecną?

– Myślę że dotykam powszechnego braterstwa. Ostatnio we mnie to bardzo pracuje, że jesteśmy wszyscy dziećmi jednego Boga. To przejawia się w widzeniu, że ta tajemnica jest ścieżką do drugiego człowieka. Nie ma wyższych, niższych, mniejszych, większych… Są różne środowiska w których się rodzimy, ale nie ma innych światów. Ludzie dla mnie są tajemnicą a ja dla nich, bo my jesteśmy dla siebie nawzajem tajemnicą. Dotykanie tej tajemnicy z wiarą i nadzieją pokazuje mi, że wszyscy mamy ten sam cel i Pan Bóg dla każdego ma swój plan. Nie jest tak, że ktoś tu jest bystrzejszy, ktoś mądrzejszy, choć owszem niektórzy mają taką Łaskę, że widzą więcej na dany czas, bo mają kogoś prowadzić, pomóc człowiekowi. Natomiast jakimi ścieżkami Pan Bóg prowadzi człowieka, to wszystko najczęściej jest przed nami zakryte.

My jesteśmy braćmi a wszystko, wszystko jest w ręku Boga. Taka droga Małej Tereski – droga dziecięctwa Bożego. Nie ma mądrzejszych, nie ma dojrzalszych. Doświadczenia owszem są, ale są Łaską. Nieco złudne jest myślenie, że jeśli mam większy zasób doświadczenia, to przez to więcej mogę.

A jeśli się zrównamy w braterstwie, doświadczamy, że wszyscy startujemy z tego samego pułapu, to wtedy nie idzie się w aktywizm, ale idzie się w modlitwę.

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała: Katarzyna Chrzan

żródło: Prawy.pl

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor