Felieton 18 Mar 2016 | Redaktor
MENtalna zmiana

Zjechaliśmy się ze wszystkich możliwych części naszej Ojczyzny. Każde z nas miało coś do powiedzenia, każdy z nas chciał podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, bo każdy z nas uczy od wielu lat i widzi, że dłużej się nie da na lekcjach być i literaturoznawcą, i filmowcem, i teatrologiem, i historykiem sztuki czy muzykologiem. Każdy z nas chciałby uczyć po prostu języka polskiego.

Pamiętam, że kiedyś Agnieszka Osiecka powiedziała, że nie mogłaby opuścić Ojczyzny, bo dla niej Ojczyzna to polska gramatyka, to finezyjna możliwość wysławiania się w sposób nieraz bardzo zawiły, by przedstawić swoje przekonania, myśli, uczucia, poglądy. I jakkolwiek dziś możemy ją oceniać, pewne jest, że wiersze, które wyszły spod ręki tej niezwykłej kobiety, są piękne, wzruszające i prowokujące do refleksji.

No więc zjechaliśmy się 16 marca do MEN do Warszawy na spotkanie w sprawie nowej podstawy programowej. Najważniejszym punktem programu było właśnie odnalezienie dominanty myślowej, która sprowadziła się do pytania, kim jest polonista i czym jest nauczanie polskiego. Bo doprawdy większość z nas nie spostrzegła, że zaczęliśmy nauczać o kulturze, czyli o filmie, muzyce, malarstwie i teatrze, a język polski w czystej swej postaci stał się tylko częścią naszego przekazu. I nie można winić za to polonistów. Wszak matura w nowej formule w 1/3 obejmuje treści z kultury szeroko pojętej, co zmusza nas do nauki czytania nie powieści, wierszy czy esejów, ale do szerokiego otwierania oczu, bo przecież tekstem kultury jest i „Pan Tadeusz”, i… mural.

Profesor Andrzej Waśko, który prowadził to spotkanie, gorąco nas zachęcał do prezentacji swoich poglądów, do wyrażania sugestii na temat tego, co naszym zdaniem należy zmienić w nauczaniu. Mówiliśmy sporo o treściach patriotycznych, które budują naszą tożsamość, tak bardzo przez ostanie lata zepchniętą na boczny tor. Bo przecież warto być Europejczykiem, a nie Polakiem. Część polonistów mówiła o swoich formach pracy z młodzieżą, które mają umacniać ducha i nauczać, co to honor i ojczyzna.

Pani Minister Marzenna Drab w kuluarowej rozmowie mówiła nam, że ta reforma ma wypływać od praktyków, że nie ma być tak, by ktoś zza biurka decydował, co jest nam potrzebne w szkole, a co nie. Rozmawiałam także z profesorem na temat zmniejszenia liczebności klas. Mówił, że oczywiście nie da się przecenić pożyteczności takiego ruchu, tyle że wymaga to naprawdę ogromnych środków. I wszystko zależy od postawy MEN wobec Ministra Finansów, który panuje nad subwencją oświatową.

Poza tym zastanawialiśmy się wszyscy nad prestiżem nauczyciela polonisty, który z racji delikatnej natury nauczanego przedmiotu, powinien być szczególnie doceniany. Nie chodzi oczywiście o finanse, ale o to, by język polski wrócił do statusu przedmiotu, z którego wynik egzaminu jest istotny przy WSZYSTKICH egzaminach na studia. Wszak każdy informatyk, biolog, lekarz, logistyk i prawnik musi napisać pracę magisterską po polsku i po polsku potem mówić.

To tylko malutka część tego, co udało nam się poruszyć na zaledwie trzygodzinnym spotkaniu. Ważne dla mnie było to, że ani przez chwilę nie było mowy o polityce, że nikt nie negował zdań przedmówców, że każdy miał konkretne propozycje. Tak jakbyśmy wiedzieli, że czas już zaprzeczyć powiedzeniu „gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania”. Na spotkaniu 16 marca 2016 roku w MEN było jednogłośnie, choć bardzo polifonicznie. I o to chodzi. Nasze giętkie języki mówiły to, co pomyśli głowa, chcąc jednocześnie odpowiednie dać rzeczy słowo (jak powiedziałby i Słowacki, i Norwid).

Beata Wróblewska

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor