Kto stoi tam, gdzie stało ZOMO? [ANALIZA]
fot. Anna Kopeć, archiwum
Co rusz w ustach mniej lub bardziej znanych polityków pojawia się swego rodzaju przekleństwo, czy może raczej zaklęcie, mające przeciwnika politycznego wbić w ziemię i zniszczyć. Brzmi ono złowrogo: pan stoi tam, gdzie stało ZOMO.
Inne z kategorii
O Mszy papieża Piusa [VIDEO]
Komentarz do liturgii na XIV Niedzielę w ciągu roku
Warto zastanowić się, kto dziś rzeczywiście jest spadkobiercą komunizmu, którego ZOMO (gdyby czytał ktoś młodszy – były to Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej, czyli specjalne oddziały uzbrojone, powołane w drugiej połowie 1956 roku, po wydarzeniach Poznańskiego Czerwca, do „likwidacji zbiorowych naruszeń porządku publicznego”) było złowrogim symbolem i siłową tarczą.
A warto się nad tym zastanowić nie tylko dlatego, żeby móc szafować przywołanym na początku argumentem, lub przeciwnie, umieć go odparować. Dobrze jest bowiem zdać sobie sprawę, że komunizm w świecie wcale nie należy do przeszłości. Przeciwnie, ma się dobrze na przykład w Chinach, gdzie pod rządami jawnie komunistycznego reżimu żyje niespełna półtora miliarda osób, co stanowi z grubsza jedną piątą ludzkości. Reżim Putina też jest formą postkomunizmu, choć nieco zmodernizowanego.
To nie wszystko, ponieważ w Europie marksistowska utopia przybrała nową formę, o której coraz częściej mówi się jako o neomarksizmie, zataczającym coraz szersze kręgi także na Zachodzie. Ta ideologia, nazywana też Nową Lewicą, panoszy się również w Polsce, a jej ideologami są profesorowie tacy jak Magdalena Środa, Maciej Gdula czy Jan Hartman.
Dlatego poniżej spróbujmy przypomnieć istotne cechy komunizmu: czym on jest, skąd się wziął, jakie ma cele i wreszcie – dlaczego zdrowa część polskiego narodu podjęła przeciwko temu uroszczeniu walkę, często tragiczną. Jeśli to zrozumiemy, będziemy w stanie również pojąć, dlaczego przywracanie pamięci o żołnierzach wyklętych tak bardzo drażni dziś lewicę liberalną.
Od ideologii do reżimu
Przez komunizm rozumieć należy trzy rzeczywistości, ściśle ze sobą powiązane. Po pierwsze, marksistowską ideologię społeczno-polityczną, głoszącą utopijną równość wszystkich ludzi oraz zniesienie własności prywatnej, a także docelowo zlikwidowanie naturalnych wspólnot takich jak rodzina czy nawet państwo. Ideologia ta dąży także do zniszczenia i likwidacji religii, którą uważa za ostoję klasy panującej, a w szczególności wrogiem numer pierwszy komunizmu jest Kościół katolicki. Dla realizacji tych celów komunizm wprowadza „przejściową” dyktaturę proletariatu. Druga rzeczywistość to ruch komunistyczny, mający charakter międzynarodowy, dążący do wprowadzenia owej ideologii w życie. Wreszcie wymiar trzeci to reżim polityczny, który dzierżył władzę w komunistycznych krajach od rewolucji bolszewickiej, a w Chinach i do pewnego stopnia w Rosji trzyma ją do dziś. Reżim ten ma na sumieniu ofiary ludobójczego terroru, których liczbę szacuje się na sto milionów na całym świecie.
Spróbujmy prześledzić ideologiczną osnowę komunizmu, którą najstarsze pokolenia jeszcze pamiętają z ideologicznych przymusowych kursów, szkoleń i innych niezliczonych form indoktrynacji. Podstawy tej ideologii stworzyli niemieccy filozofowie Karol Marks i Fryderyk Engels. Zanim spróbujemy je opisać, zwróćmy uwagę na słowo „ideologia”. Niektórzy obserwatorzy życia politycznego bowiem używają go mylnie, nazywając ideologią każdy zestaw poglądów na życie społeczne. Tymczasem ideologie zaczęły powstawać w XVIII wieku i ich cechą charakterystyczną jest przeciwstawienie się tradycji i religii. Ideologia bowiem chce budować – wbrew właśnie tradycji i religii – nowy, niezależny od tych zakorzenionych głęboko, naturalnych źródeł, porządek społeczny. Tradycje ani religie nie były wymyślone przy uniwersyteckim biurku przez jakiegoś filozofa. Ich początki zawsze zakorzenione są albo w Objawieniu Bożym, albo – jeśli ktoś w Objawienie nie wierzy – to gdzieś w niezbadanych mrokach prehistorii.
Dogmat: walka klas
Podstawą ideową komunizmu jest pogląd, że całą historię ludzkości można opisać jako toczącą się walkę klas. (Pogląd ten w filozofii sięga w pewien sposób Tomasza Hobbesa, co wskazuje na wspólne korzenie ideologii komunistycznej i liberalnej, ale nie będziemy się w to zagdnienie tym razem zagłębiać). Twórcy komunizmu uważali, że walka ta przybierała w dziejach różne postaci, a ostatecznie zawsze ktoś kogoś uciskał. I tak właściciele uciskali niewolników, potem szlachta uciskała chłopów, następnie kapitaliści uciskali proletariat. Przy tym walka klas jest walką na śmierć i życie. Nie ma możliwości porozumienia i współpracy. To jest dogmat komunizmu.
Żeby ten ucisk zakończyć, trzeba przeprowadzić rewolucję. Ale w myśl wspomnianego przed chwilą dogmatu, trzeba w ramach tej rewolucji ucisk „odwrócić”, wprowadzając dyktaturę proletariatu, a dyktatura ta musi stosować terror, aż do całkowitego zniszczenia klas wcześniej posiadających. Przy tym zniszczeniu muszą ulec również instytucje służące utrzymaniu panowania tych klas, a taką instytucją jest zdaniem komunistów przede wszystkim religia. Marks nazwał religię „opium dla ludu”, a Lenin (który nigdy nie mógł się pogodzić z tym, że przyszło mu rewolucję wprowadzać w Rosji, a nie w zachodniej Europie), przekształcił powiedzenie Marksa. Jego zdaniem religia to „gorzałka dla ludu”.
Ofensywa w kulturze
Rewolucja komunistyczna nie tylko ma znaczenie polityczne. Ma także zburzyć moralność i zbudować nową. Tak jak wiara w dobrego Boga chrześcijan wytworzyła złotą regułę, że dobre jest to, co służy chwale Bożej, a złe to, co się jej sprzeciwia, tak przewrotna czerwona moralność sprowadzona została do prostej zasady: dobre jest to, co słuzy zwycięstwu proletariatu, złe zaś wszystko to, co to zwycięstwo utrudnia. W ten sposób i ludobójstwa i walka z Kościołem zyskały moralne uzasadnienie. Na miejscu Boga został postawiony bożek rewolucji.
Istnieje pewna rozpowszechniona, a szkodliwa (bo umniejszająca zbrodniczość komunizmu) koncepcja, jakoby komunizm stanowił „tylko” pewną odmianę totalitaryzmu. Oczywiście teraz należałoby zapytać, czym jest totalitaryzm, nie będziemy jednak wchodzić w niuanse, wystarczy nam, że totalitaryzm to rodzaj tyranii, która usiłuje przejąć władzę nad jak największą sferą życia obywateli, mocno ograniczając ich prywatność. Nie ma wątpliwości, że komunizm, owszem, ma cechy totalitarne, ale to nie opisuje wystarczająco jego szkodliwości. Złem komunizmu, jak próbowaliśmy wykazać, jest – poza tyranią – jego walka z naturalnymi instytucjami społecznymi jak rodzina czy religia i próba całkowitego przedefiniowania moralności.
I właśnie te strony komunizmu przetrwały w koncepcjach neokomunizmu czy neomarksizmu. Twórcy nowej wersji marksizmu zauważyli bowiem, że marksizm klasyczny popełnił poważny błąd. Zakładał bowiem, że po przeprowadzeniu rewolucji w sferze stosunków własnościowych reszta (czyli zniesienie rodziny czy religii) dokona się sama (baza definiuje nadbudowę – tak mówili). Ale klasyczna kultura nie chciała umierać, nawet tam, gdzie komunizm zwyciężył politycznie. Dlatego neomarksizm, zwany też marksizmem kulturowym, zmienił strategię. Zaczyna od „nadbudowy” i tam chce prowadzić rewolucję. Szuka nowego proletariatu, „proletariatu zastępczego”. Może nim być bohema artystyczna, intelektualiści, mniejszości seksualne, a nawet – po prostu – kobiety. We wszystkich tych środowiskach znalazły się grupy, które mają pretensje do reprezentowania całych tych społeczności i istotnie próbują przeprowadzić rewolucję kulturową. Dlatego to właśnie oni dziś – co do tego nie może być wątpliwości – stoją tam, gdzie kiedyś stało ZOMO.
Maksymilian Powęski