Kto stanie na moście?
Inne z kategorii
Codziennie rano przejeżdżam przez most Prezydenta Kaczyńskiego w Bydgoszczy. Tak: Prezydenta a nie Uniwersytecki. Bo dla mnie ten most ma takie imię i tylko pod takim imieniem mnie cieszy. Tak czy siak przejeżdżam, nieustannie czerpiąc radość, że mam krótszą drogę do domu i do pracy (choć to może ciut mniej mnie raduje).
No i myślę. Taką mam wadę. Myślę. O mostach w ogóle, o idei mostów, o potrzebie mostów tych, na których można się spotkać, z których da się spojrzeć na wolną płynącą rzekę, gdzie można podumać nad magią wychodzenia sobie naprzeciw czy wreszcie zastanowić nad możliwością przejścia na drugą stronę, by z niej choć trochę obiektywniej spojrzeć na własny brzeg.
Jakie to piękne. Jestem wielbicielką mostów. Kiedyś podczas trzydniowego pobytu w Warszawie pokonałam wszystkie, by poczuć tę magię łączenia. W Bydgoszczy z radością pokonuję zarówno Kładkę jak i most Bernardyński. Mosty mają moc. Są też elementem strategicznym czyli ważnym dla każdej przestrzeni, w której się znajdują.
A teraz im zagrażamy. Chcemy (ustami różnych natchnionych niekoniecznie Duchem Świętym) przez nie wprowadzać do Polski ludzi, którzy nie przychodzą w imię jednania się, w imię bliższego poznania. Chcemy (my?), by przez nie maszerowali ludzie, którzy niezależnie od miejsca pobytu mają skrajnie inne poglądy na świat i rzeczywistość.
Martwię się tym. Ilekroć byłam za granicą doświadczałam obcości kultury muzułmańskiej. Mężczyźni cmokający na kobiety i z trudem panujący nad rękami, by nie poklepywać Europejek, kobiety zakryte szczelnie burkami i idące pół kroku za mężczyznami. Panowie siedzący z założonymi rękami i grubymi złotymi łańcuchami na szyjach, kobiety krzątające się wokół codziennych spraw (licznych dzieci i usługiwania swoim panom).
A przecież mało widziałam, a przecież to tylko jakieś szczątkowe fragmenty rzeczywistości, w której mężczyzna ma prawo paradować w kąpielówkach na plaży, a kobieta siedzi na niej niczym bela materiału.
Czy ja ich chcę spotkać na moście? Czy jestem pewna, że go nie stratują? Czy mam gwarancję, że uszanują wiszący na mojej piersi krzyż? Czy ja mam prawo skazywać następne pokolenia Polaków na wymuszoną sytuacją polityczną wielokulturowość??? Jadę mostem Prezydenta. I myślę.
Beata Wróblewska