Wydarzenia 4 Jul 2016 | Redaktor
O, jakże miejsce to przejmuje grozą!

Terribilis est locus iste: hic domus Dei est et porta cæli: et vocábitur aula Dei. O, jakże miejsce to przejmuje grozą! Prawdziwie jest to dom Boga i brama do nieba! (Rdz 28, 17)

To zdanie, wypowiedziane przez patriarchę Jakuba, gdy obudził się ze swojego słynnego snu, w którym „ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy się wspinali i schodzili po niej na dół”, używane było przez stulecia przez Kościół w liturgii konsekracji świątyni i w święto rocznicy tejże konsekracji.

Wyraża ono niezwykłość miejsca, jakim jest konsekrowana świątynia, tajemnicę wybrania przez Boga miejsca na ziemi, w którym to miejscu ma być Mu składana ofiara chwały. Taki jest bowiem sens konsekracji, czyli wyłączenia jakiegoś miejsca z użytku codziennego, świeckiego. Od dziecka słusznie uczono nas wielkiego szacunku dla Bożego domu, do którego wchodząc, należy zachowywać się cicho i godnie, skupić się i oddać cześć obecnemu tu Bogu.

Można dyskutować, czy to starodawne określenie poprzez „grozę” jest i dziś aktualne i wylewają niektórzy teologowie sporo atramentu na ten temat, to jednak dziś spór ten pomińmy. Wspominam bowiem ten werset, ze względu na to, o czym pisali na łamach Katolickiej Bydgoszczy dr Andrzej Bogucki i Andrzej Adamski, od lat zaangażowani w sprawę odbudowy kościoła na bydgoskim Starym Rynku.

Nie ulega bowiem żadnej wątpliwości, że miejsce to uświęcone jest nie tylko istnieniem tam przez wiele wieków świątyni, barbarzyńsko zburzonej przez okupanta, ale również krwią niewinnie zamordowanych tam Polaków, na których dokonała się równie barbarzyńska zemsta za obronę Bydgoszczy, obronę, która jest przecież prawem każdego narodu, gdy atakowane jest jego terytorium.

To są fakty znane. Znana też jest legenda o znaku dłoni, skrwawionej dłoni, którą postrzelony kapłan oparł się o ścianę kościoła, a która to plama żadnym sposobem nie dała się z tego muru wywabić. Nie sposób dowieść dziś prawdziwości tej – z ust do ust podawanej – ludowej relacji, przynajmniej w warstwie faktograficznej, ale jest ona z pewnością prawdziwa w swojej warstwie symbolicznej. Pan Bóg nigdy nie zapomina o krwi przelanej niewinnie. Podobnie jak krew Abla „głośno woła ku Niemu z ziemi” (Rdz 4, 10).

Stary Rynek w Bydgoszczy ma dziś bolesną wyrwę. To tak jak gdyby – co nie daj Boże – okupant zburzył w Krakowie kościół Mariacki, czyż można wyobrazić sobie, by nie był on odbudowany? Powtarzam zawsze: kościół pojezuicki był tym dla Bydgoszczy, czym dla Krakowa jest kościół Mariacki.

Zdecydowany mój sprzeciw budzi też argument, podnoszony przez niektórych bydgoszczan, choć coraz rzadziej, że kościoła tego nie należy odbudowywać, bo to był kościół niemiecki. Żadna świątynia katolicka nie jest własnością ludzi. Ani Niemców, ani Polaków, ani jakiejkolwiek innej grupy. Kościół, gdy został już konsekrowany, czyli poświęcony służbie Bożej, jest własnością Bożą. Nie należy już nawet do fundatora, można by bowiem zacytować tu ludowe powiedzenie o tym, kto daje i odbiera. „Prawdziwie jest to dom Boga i brama do nieba”!

To wszystko, co powyżej wymieniłem, stanowi argumenty za odbudową świątyni i jest jakąś wielką goryczą, że dziś w tym miejscu, miejscu męczeństwa, nie jest znów odprawiana codzienna Msza święta…

Ale trzeba też powiedzieć o innym pomyśle, który był również słyszany. Otóż pojawiają się też pomysły odbudowy pierzei Starego Rynku w taki sposób, by odbudować w nim sylwetkę kościoła, który… nie będzie kościołem, w którym miałyby powstać jakieś świeckie, może muzealne wnętrza. Wszystko burzy się we mnie przeciwko takiemu pomysłowi. Mam przed oczyma jeszcze przerażający widok kościoła świętego Kazimierza w Wilnie, gdy byłem tam w latach osiemdziesiątych, zamienionego w muzeum ateizmu. Mam przed oczyma widok, jakże smutny i niemal porażający, porzuconych, zamkniętych i niszczejących kościołów zeświecczonej Francji. Nie ma nic smutniejszego niż kościół, który nie jest kościołem. Jest w takim budynku jakiś niesamowity fałsz, gdy coś, co w zamierzeniu pierwotnym miało być znakiem Bożej obecności na ziemi, staje się znakiem Jego nieobecności, znakiem, że Bóg przestał być człowiekowi potrzebny, staje się antyznakiem!

Jeśli więc my, bydgoszczanie, nie znajdziemy pomysłu, by przekonać Księdza Biskupa, że jesteśmy w stanie nie tylko wybudować, ale i utrzymać kościół na Starym Rynku, to pozostaniemy albo z wyrwą, która jest wyrwą nie tylko w układzie urbanistycznym, ale i w tożsamości, bo ten kościół był swego rodzaju symbolem Bydgoszczy, albo zostaniemy ze smutnym symbolem tożsamości martwej, która bezpowrotnie minęła i wyraża… fałsz. Nie wiem, co gorsze…

Michał Jędryka

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor