Wydarzenia 31 Oct 2020 | Redaktor
Jak to jest z duszą u zwierząt

Z upływem czasu dzieci próbują nawiązywać jakieś relacje „wyższego rządu” z żywymi istotami. I dlatego od etapu zajmowania się maskotkami przechodzą do etapu posiadania zwierząt. Wówczas to one stają się dla nich ważne. Opiekują się nimi, karmią je, wyprowadzają na spacer. Dla dzieci zwierzę jest ważnym elementem życia rodzinnego. I gdyby na tamtym etapie dziecko dowiedziało się, że kiedyś w niebie zabraknie jego ulubionego zwierzątka, byłby to niewątpliwe jego osobisty dramat…



Inaczej jest jednak w przypadku osób dorosłych. Przychodzi taki moment w życiu, że od posiadania zwierząt ważniejsze stają się dla nas relacje z innymi ludźmi. To jest objaw dojrzałości z naszej strony. Oczywiście szanujemy zwierzęta, zajmujemy się nimi, hodujemy je, ale nie są one dla nas odpowiednimi interlokutorami. Bo choć w niektórych przypadkach mają nawet bardzo rozbudowane instynkty, to jednak nie da się ich postawić na tym samym poziome, co homo sapiens.

A zatem ma zwierzę duszę czy też nie?

Ciekawie duszę postrzegali filozofowie starożytnej Grecji. Platon zakładał, że istnieje w człowieku dusza ludzka – rozumna, najwznioślejsza i najważniejsza, która pozwala mu pozostawać bytem samodzielnym, zdolnym do istnienia bez ciała, a zatem także nieśmiertelnym. Obok tego dopuszczał w człowieku duszę wegetatywną, która odpowiada za funkcje życiowe oraz duszę zwierzęcą, która z kolei odpowiada za działania zmysłowe. Nieco inaczej o duszy mówił Arystoteles. Dla niego dusza ludzka nie tyle mieszkała w ciele, co była jego swoistym twórcą. To właśnie dzięki tej duszy materia formuje się w określone ciało. Dusza wegetatywna jest w stanie uformować się w organizm roślinny, dusza zmysłowa jest zdolna przekształcić materię w ciało zwierzęce. Ale tylko dusza ludzka formuje materię w ciało ludzkie, które zdolne jest do działań wegetatywnych i zmysłowych, ale nade wszystko do prowadzenia życia duchowego. Jakkolwiek starożytni Grecy używali pojęcia duszy w stosunku do roślin i zwierząt, to jednak zupełnie inaczej ją rozumieli i zawsze odrębnie w odniesieniu do duszy ludzkiej.

Uważna lektura biblijnej Księgi Rodzaju zdaje się dostarczać odpowiedzi na postawione powyżej pytanie. Gdy Bóg uczynił „istoty żywe różnego rodzaju”, widział, że były one tak dobre, jak stworzone wcześniej: ziemia i woda oraz rośliny zielone i ciała niebieskie (Rdz 1,1-25). Jednak na koniec Bóg uczynił człowieka na swój obraz i podobieństwo. Stworzył mężczyznę i kobietę, aby panowali „nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Rdz 1,26-27). I dopiero po stworzeniu człowieku Bóg powiedział – mając zapewne na myśli tę ostatnia istotę, że oto wszystko, co uczynił było bardzo dobre (Rdz 1,31).

Drugi opis stworzenia człowieka zawarty także w pierwszej księdze Starego Testamentu zawiera zdanie: „Wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą” (Rdz 2,7). Również ten fragment zdecydowanie sytuuje człowieka na innym poziomie aniżeli rośliny i zwierzęta. Stał się on w pełni znaczenia tego słowa istotą żywą dopiero wówczas, gdy otrzymał tchnienie życia. Użyte tutaj hebrajskie ruah oznacza bowiem nie tylko tchnienie, ale także właśnie ducha. A zatem człowiek stał się rozmówcą, towarzyszem Boga dopiero wówczas, gdy Stwórca podzielił się z nim swoim duchem i wzbogacił tym duchem ludzką duszę. Dlatego św. Paweł, sugerując, że jedynie dusza ludzka będzie żyła poza ciałem w niebie, stwierdził: „A jak nosiliśmy obraz ziemskiego człowieka, tak też nosić będziemy obraz człowieka niebieskiego” (1 Kor 15,49).

Wobec powyższych należy stwierdzić, że – choć nie brakuje na łonie Kościoła i takich, którzy chętnie podejmowaliby dalsze dyskusje w tym temacie – to jednak po pierwsze filozoficzne pojęcia duszy wegetatywnej i zwierzęcej nijak się mają do duszy ludzkiej. A po drugie zdaje się, że tylko ta ostatnie – obdarzona w akcie stworzenia boskim ruah – potrafi jako samodzielna zafunkcjonować poza ciałem i znaleźć się w niebie. Dlatego jakkolwiek można czasem żartować sobie z dziećmi, że piesek poszedł do pieskiego nieba, a kotek do kociego nieba, to jednak na gruncie teologii trudno zgodzić się z poglądem, że Bóg w niebie trzyma na kolanach kota. Ponieważ ta koncepcja nieba nijak się ma do przedstawionej przez św. Jana wizji liturgii niebieskiej, na którą zaprasza nas Bóg (Ap 21,1 – 22,5).

Ks. dr Marcin Kołodziej

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor