Wydarzenia 28 Nov 2018 | Redaktor

Homilia wygłoszona w katedrze bydgoskiej w uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, która wygłosił ksiądz biskup ordynariusz Jan Tyrawa.

Czcigodni księża, drodzy ministranci, siostry i bracia,

Własne w tym kontekście, że są tutaj obecni własnie ministranci, tą dzisiejsza naszą refleksję nad Ewangelią i nad nad dzisiejszym świętem rozpocznijmy od pytania

Skąd w ogóle Liturgia?

Zwłaszcza liturgia w wydaniu chrześcijańskim, a zwłaszcza Liturgia w wydaniu tego nurtu chrześcijańskiego, który nazywamy katolicyzmem, bo tutaj troszkę różnimy się zwłaszcza nurtem protestanckim.

Otóż Liturgia wynika z pewnej istoty bycia w ogóle chrześcijaństwa, a bierze się stąd, że to święty Jan Ewangelista poucza nas zaraz na wstępie swojej Ewangelii w tzw. prologu, że Boga nikt nigdy nie widział.

A prefacja IV modlitwy eucharystycznej powie nam, że Bóg mieszka w niedostępnej światłości. Boga nikt nigdy nie widział. Bo taka jest jego natura, jego istota. Z czego wynikałoby, że człowiek nie ma żadnej możliwości żadnych szans komunikowania się z Nim, z czego także, paradoksalnie rzecz biorąc wynikałoby, że Bóg nie ma żadnych możliwości, żadnych szans komunikowania się z człowiekiem.

Ale właśnie dlatego, że Bóg jest Trójca Świętą, jest trój-jedyny, przezwycięża tę trudność. I nadal będąc Bogiem, którego nikt nigdy nie widział nadal będąc Bogiem, który mieszka w niedostępnej światłości, jednocześnie w Jezusie Chrystusie staje się człowiekiem. Rodzi się z Niewiasty w Betlejem. I w ten sposób wchodzi w historię świata, w ten sposób wchodzi w historię człowieka.

Ale to wejście Boga w historię człowieka, w historię świata nie było jednorazowym jakimś punktem w historii świata i w historii człowieka. Ono pociągnęło za sobą te konsekwencje, że Bóg jest nieustannie zapośredniczany przez znaki, czyli zapośredniczany przez to wszystko, co niejako stworzył, aby jednocześnie służyło za znak, i to skuteczny znak, jeśli chodzi o sakramenty, Jego obecności.

Właśnie znak i skuteczny znak, czyli prawdziwy znak Jego obecności.

Nie mamy innej możliwości spotykania się z Bogiem jak tylko w takiej formie zapośredniczania. Właśnie przez Liturgię, przez Słowo Boże, przez znaki konsekracji chleba i wina, przez namaszczenie olejem jeśli chodzi o inne sakramenty, przez znak krzyża jeśli chodzi o sakrament pokuty.

Tu się dokonuje nowa rzeczywistość, która tymi znakami jest oznaczana. To jest nie tylko odsyłanie do czegoś, ale to jest urzeczywistnienie, sprawienie nowej rzeczywistości, która jest zapowiadana owymi znakami.

Bóg wchodzi w historię, w historię każdego z nas w każdej chwili. W jaki sposób?

Każdy z nas zapewne może się odwołać do takich doświadczeń w swoim życiu, kiedy stawał wobec rzeczywistości, wobec doświadczenia, które było absolutnie niezależne od niego. Nad którym nie miał żadnej władzy. A jednocześnie jakby, czy chciał, czy nie chciał, musiał na to odpowiadać, w taki czy inny sposób, pozytywny bądź negatywny.

Tu oczywiście rodzi się pytanie, skąd się bierze ta rzeczywistość, wobec której stajemy, nad którą nie mamy żadnej władzy, która jest absolutnie od nas niezależna?

Niektórzy odpowiadają: przypadek. No dobrze, ale skąd przypadek? Bowiem jeśli przypadkowi będziemy przypisywać samoistność, to przez to samo popadamy w pewna sprzeczność, bo z jednej strony będziemy twierdzić, że pana Boga nie ma, Bóg nie istnieje, ale z drugiej strony właśnie przypadek będziemy kreować na Pana Boga. Przypadkowi będziemy przypisywać cechy boskie. Otóż nie ma przypadków.

Ale to nie znaczy, że wszystko to co nas w życiu, spotyka pochodzi od Boga. Nie wszystko. Nie wszystko możemy przypisać Panu Bogu i aby to wyjaśnić trzeba byłoby tu wprowadzić rozważania dotyczące grzechu pierworodnego. [Nie jest teraz na to czas.]

A mówię to dlatego i w tym kontekście, że dzisiaj w Europie, a świat nie ma o tym zielonego pojęcia, przeżywamy 85 rocznice wielkiego głodu na Ukrainie. Kiedy Stalin w latach 1932-33 sprowadził ogromne rzesze wojska zwłaszcza z terenów azjatyckich i praktycznie rzecz biorąc otoczono każdą wioskę na terenach Ukrainy, gdzie nawet mysz nawet nie miała prawa się przecisnąć, i w ten sposób zagłodzono 8 mln ludzi.

I moi drodzy, właśnie w kontekście Pana Boga, chcę tylko tyle powiedzieć, że właśnie to cierpienie człowieka sprawiedliwego, jakbyśmy powiedzieli językiem biblijnym, to cierpienie człowieka niewinnego, jest dla mnie takim swoistego rodzaju dowodem na to, że musi istnieć Pan Bóg, który w ostateczności on jedynie jest władny i zdolny upomnieć się o cierpienie człowieka niewinnego, człowieka sprawiedliwego.

Bo inaczej nasze życie nie miałoby żadnego sensu i byłoby jakąś pustką, gdyby życie przynajmniej jednego człowieka miało się w ten sposób kończyć, jako człowieka niewinnie cierpiącego. jako człowieka sprawiedliwego, który cierpi.

Jeszcze raz powtarzam: żeby te niesamowicie trudne problemy rozwiązać, a one przecież człowiekowi towarzyszą od zarania, jak tylko istnieje. Tylko człowiek mógł postawić pytanie 'Skąd zło?', i do tego dnia w pewnym sensie nie umie na nie odpowiedzieć.

Odpowiadamy w ramach doktryny chrześcijańskiej prawdą o grzechu pierworodnym.

Nasze życie nie miałoby sensu, gdyby miało się właśnie w ten [red. niesprawiedliwy] sposób kończyć. Po pierwsze dlatego, że skąd by się wziął w nas nasz bunt wobec jakiegokolwiek cierpienia. Zwłaszcza jak my sami jako niewinni doświadczamy cierpienia, doświadczamy niesprawiedliwości, to całym jestestwem się przeciw temu buntujemy.

Kto nam o tym powiedział że sprawiedliwość ma być górą? Kto nam o tym powiedział że sprawiedliwość ma dochodzić do głosu a nie niesprawiedliwość?

Dlaczego się domagamy sprawiedliwości skoro, powiedzmy sobie szczerze, doświadczenie otaczającego nas zła mówi nam, że na świecie sprawiedliwości nie ma, nie było i nigdy nie będzie? Otóż właśnie musi być Bóg, który w ostateczności upomni się o życie człowieka sprawiedliwego, który cierpiał, o życie człowieka który cierpiał niewinnie.

I tutaj moi drodzy dotykamy czegoś bardzo bolesnego, nie tylko w kontekście tego głodu, czy tych wszystkich niesprawiedliwości, których ludzkość doświadczała na przestrzeni historii i świata.

Powiedzmy wprost: ŻYCIE. Życie jako drugie dno człowieka, bowiem człowiek bez życia nie istnieje. nie ma człowieka bez życia. Człowiek bez życia to trup, zwłoki, ale nie człowiek. Ale z życiem jest tak, że chociaż ono jakby prześwituje przez każdego z nas, bowiem jest własnie zapośredniczane -nigdy nie spotykamy się jakby z nagim życia, z życiem się spotykamy poprzez żywe roślinę zwierze a zwłaszcza przez drugiego człowieka - ale właśnie życiem drugiego człowieka można poniewierać. Człowieka można unicestwić, zakopać w lesie i życie jako to drugie dno o człowieka się nie upomni, jak o siebie upominają się prawa fizyki. Każdy z nas wie co się z nim stanie jak będzie próbował wyjść przez okno z dziesiątego piętra.

Po prostu prawami fizyki nie wolno manipulować, bo sobie na to nie pozwolą. Z praw fizyki nie wolno kpić, bo się nie da. Natomiast z życia można kpić. Życiem można manipulować.

Życie można dowolnie definiować. Bo ono o siebie się nie upomni. Stąd aborcja, eutanazja, in vitro i wszystkie te techniki genetyczne, których doświadczenia przeprowadzane są w najróżniejszych laboratoriach. One są prowadzone dotąd, dopóki mamy do czynienia z żywymi organami. W momencie kiedy życie zostanie unicestwione, to wszystko ląduje w kanale, a sięgamy po następny żywy organ. W ogóle się nie zastanawiamy dlaczego on jest żywy i skąd to życie.

Bo do dzisiejszego dnia nauka nie rozszyfrowała genezy życia. Dzisiaj w dalszym ciągu życie tłumaczymy przez życie!

I dlatego tak sobie to wyobrażam, że na pewno sad ostateczny będzie wyglądał troszkę inaczej, niż się powszechnie sądzi. Po prostu Pan Bóg przyjdzie i tych, którzy tworzyli piekło na ziemi w tym piekle zostawi. Niech się tam dalej bawią. A ci, którzy niewinnie w tym piekle cierpieli, zostaną z tego piekła wydobyci i posadzeni po prawicy Ojca.

I Pan Bóg nikogo nie potrzebuje sądzić. Nikogo nie potrzebuje skazywać. Pan Bóg ich po prostu zostawi w tym piekle, niech się dalej bawią, albo ich z tego piekła wyprowadzi.

I sądzę, że to są rozważania, które zwłaszcza dzisiaj, w tych niesamowicie zawiłych dyskusjach, czy nie-dyskusjach, gdzie każdy racjonalny argument, czyli naukowy, jest bezsilny wobec demagogii, wobec marszów, protestów z tymi wulgarnymi napisami na transparentach... że to dzisiaj staje się bardziej newralgiczny problem, jaka jest odpowiedź na to?

**W odpowiedzi jest dzisiejsze święto: Chrystusa Króla Wszechświata. To święto niesie dla nas wszystkich przesłanie, że zło dobra nie zwycięży. Zło dobra nie zwycięży! Że dobra jest o wiele więcej. I dobro odnosi ostateczne zwycięstwo.

Ale dobro rozumiane nie jako idea, nie jako idea gdzieś tam fruwająca w chmurze!

Ale dobro w ostateczności przez Osobę przez Boga, przez Jezusa Chrystusa. To właśnie dobro w Bogu zwycięża. Nie jako idea, ale jako Bóg. To własnie dobro zwycięża w Jezusie Chrystusie, pozornie w Jego słabości czyli krzyżu. Ale nie na krzyżu się kończy świat, ale na zmartwychwstaniu.

I takie jest ostateczne przesłanie dzisiejszego święta, że dobro zwycięża. I stąd się bierze cały wymiar moralny życia ludzkiego. Tu jest zakotwiczone to, co nazywamy prawem naturalnym. Gdzie pierwszym przykazaniem prawa naturalnego jest aby dobro czynić, a zła unikać.

Bo dobro zwycięża, a nie zło. Jeśli chcemy odnieść zwycięstwo, to tylko w ten sposób: czyniąc dobro. I w ten sposób jakby coraz to bardziej zakotwiczając się w Bogu. Nie idei Boga, ale Boga którego spotykamy w Osobie Jezusa Chrystusa.

Stąd cała Liturgia, stąd te wszystkie znaki zapośredniczające Jego obecność. Stąd szacunek dla nas, bowiem nie uważamy, tak jak niektóre nurty protestanckie, że Bóg jakby bezpośrednio spada na człowieka, jak jakiś wodospad z trzech tysięcy metrów, i że żadnego pośrednictwa Pan Bóg nie potrzebuje. Jest jakby wprost i bezpośrednio obecny z i przy człowieku. Nie!

Bo w takim przypadku byłoby jasne, że ani Jezus Chrystus jest nikomu nie potrzebny, ani Liturgia jest nikomu niepotrzebna. Ani historia i to wszystko, co przezywamy nikomu nie jest potrzebne, bo Pan Bóg spada na człowieka jak grom z jasnego nieba. Nie, nie spada.

**Przychodzi do nas poprzez te najróżniejsze znaki. Sprawujmy te znaki i w ten sposób pogłębiajmy nasza jedność z Bogiem i nasze nieustanne komunikowanie się z Bogiem.

Amen

foto: Diecezja Bydgoska MJ

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor