Ks. Czesław Lewandowski CM (1864 – 1934)
fot. misjonarze.pl
Urodził się dnia 15 października 1864 roku w Błotnicy (Wielkie Księstwo Poznańskie); był drugim spośród dziesięciorga dzieci Wawrzyńca Lewandowskiego i Anastazji Wrzesińskiej. Do Zgromadzenia wstąpił we wrześniu 1884 roku, a w dwa lata potem złożył śluby święte. W Notatniku rekolekcyjnym ówczesnego kandydata do kapłaństwa zapisał: …złożyłem Bonum Propositum.
Inne z kategorii
Z Ewangelii na każdy dzień - 21 listopad
Z Ewangelii na każdy dzień - 20 listopad
Oświadczyłem Bogu, że do Niego chcę całkiem należeć. Oddałem Mu wszystko: miłość, nadzieję, ciało i własną osobę. Jestem więc jako ofiara całopalenia Bogu. Jako kleryk studiował obok teologii na Uniwersytecie Jagiellońskim przyrodę. Studium tego nie dokończył (jego delikatna natura nie mogła znieść wiwisekcji, dokonywanych na zwierzętach). W tym czasie uczył również łaciny i historii kościelnej w Małym Seminarium Zgromadzenia Księży Misjonarzy.
Święcenia kapłańskie otrzymał dnia 21 grudnia 1889 roku. Po święceniach spełniał funkcje kapelana w Zakładzie im. Helclów w Krakowie, a w roku 1892 powołano go na stanowisko ojca duchownego w seminarium duchownym we Lwowie. Pracował tam do roku 1900, kiedy został mianowany superiorem domu na Kleparzu w Krakowie i profesorem teologii moralnej. Równocześnie wszedł w skład rady prowincjalnej Zgromadzenia jako pierwszy jej członek – wicewizytator polskiej prowincji. Funkcję tę spełniał za trzech wizytatorów: ks. Józefa Kiedrowskiego, ks. Kaspra Słomińskiego i ks. Józefa Kryski. Na tym stanowisku bardzo się przyczynił do podjęcia w 1903 roku przez polską prowincję Zgromadzenia posługi duszpasterskiej pośród wychodźców w Ameryce Północnej, a potem w Brazylii.
W roku 1901 został superiorem na Stradomiu i spełniał ten urząd przez dwa lata, a następnie powrócił na Kleparz jako superior i profesor homiletyki. Zgodnie z panującym wówczas zwyczajem w Zgromadzeniu, każdy kapłan – misjonarz (bez względu na zajmowane stanowisko) prowadził misje ludowe. Również ks. Lewandowski żywił przekonanie, że żaden misjonarz św. Wincentego a Paulo nie może odmówić, gdy wzywają go do pracy misyjno-rekolekcyjnej. Sam oddawał się jej z misjonarskim zapałem. Jako ojciec duchowny czy też przełożony – superior, na ten cel często obracał wakacje. Nie odstraszały go i nie zniechęcały ofiary i umartwienia, jakie łączyły się z pracą misyjną, i różne dolegliwości, które towarzyszyły mu na misjach z powodu wątłego zdrowia. Lata spędzone na Stradomiu i pierwsze lata na Kleparzu były najbogatszymi pod tym względem. Z biegiem lat, coraz bardziej osłabiony i podejmując obowiązki superiora domu centralnego na Kleparzu, mógł rzadziej wyjeżdżać z rekolekcjami czy misjami. Zawsze natomiast udzielał rekolekcji mieszkańcom Śląska, którzy wówczas na takie rekolekcje licznie przybywali na Kleparz.
W roku 1914 ks. Lewandowski otrzymał nominację na ojca duchownego w seminarium duchownym w Krakowie. Życzył sobie tego sam książę metropolita Adam Stefan Sapieha, który jeszcze jako kleryk w seminarium duchownym we Lwowie był synem duchowym ks. Czesława (a jako metropolita krakowski został jego penitentem). Na trudnym stanowisku ojca duchownego pozostał przez 17 lat, wychowując szeregi świątobliwych i dzielnych kapłanów dla diecezji krakowskiej i zyskując powszechne zaufanie, niekłamaną miłość i szczere przywiązanie swoich duchowych synów. Dla swych synów duchowych — Ojciec Duchowny Seminarium miał być drugim ojcem, miał zastępować rodziców w całym tego słowa znaczeniu, objąwszy w swoją opiekę alumna, który opuścił rodziców — tak po śmierci ks. Lewandowskiego charakteryzował jego pedagogię i jego posługę wobec krakowskich alumnów dyrektor seminarium ks. Józef Gaworzewski. Ks. Kazimierz Figlewicz, wychowanek ks. Lewandowskiego w latach 1921—1926, pisał: Był to kapłan świątobliwy i dobry dla drugich, i dlatego powszechnie był ceniony i szanowany, zarówno przez przełożonych jak i przez alumnów, bo świętość jego nie odpychała lecz przyciągała. Tak też oceniał ojca duchownego książę metropolita Adam Sapieha: Jest to rzadko spotykany typ mądrego i dobrego człowieka. Po latach ks. bp Julian Groblicki, wychowanek ks. Czesława, powiedział krótko: My nim żyjemy, On dla nas nie umarł, jest wśród nas. Wiedza, mądrość i duchowa dojrzałość pozwoliły ks. Lewandowskiemu podołać tak odpowiedzialnemu powołaniu: w setkach sług Bożych skutecznie kształtował kapłańskiego ducha w ciągu 25 lat pracy w seminariach duchownych, we Lwowie i w Krakowie.
Prawdopodobnie w roku 1901 do domu Księży Misjonarzy na Stradomiu, z prośbą o kapłana dla swoich ubogich, udał się św. Brat Albert Chmielowski. Odtąd często kontaktował się z ks. Lewandowskim w swoich sprawach osobistych, ale również w problemach wspólnot, którym dał początek, oraz licznych ubogich, którymi się zajął. Przychodził do niego szukać pociechy duchowej lub poradzić się, w jaki sposób ma urządzić swoje zgromadzenia: często przychodził do ks. Lewandowskiego, by się radzić i radzić, bo nie mógł i nie chciał inaczej niż św. Franciszek z Asyżu ująć sprawy bezwzględnego ubóstwa. Nie było przypadkowym, że na wiele lat życia obrał sobie jako kierownika swego sumienia ks. Czesława Lewandowskiego (ks. Konstanty Michalski CM). Ks. Lewandowski był spowiednikiem Brata Alberta, patrzył na jego wysiłki i prace, wspierał go swymi radami – aż do ostatniej chwili jego życia. W niedzielę 24 grudnia 1916 roku po południu, w przeddzień śmierci Brata Alberta przybył do przytuliska dla ubogich przy ul. Krakowskiej i po raz ostatni go wyspowiadał. Podał mu do ucałowania krzyż oraz zachęcił, aby swe cierpienia połączył z cierpieniami Chrystusa. Poprosił także, aby zebranym wokół niego braciom i siostrom pobłogosławił na drogę ich życia, aby pobłogosławił nieobecnych. Dzięki zachęcie spowiednika błogosławieństwo Założyciela objęło i jego potomnych, gdyż na życzenie ks. Czesława pobłogosławił też wszystkich braci i siostry, którzy w przyszłości będą w zgromadzeniach. Z serca, pobłogosławił też wszystkich ubogich i bezdomnych pozostających w założonych przytuliskach.
W roku 1904 Brat Albert polecił ks. Lewandowskiego bł. Siostrze Bernardynie Jabłońskiej, której powierzył urząd przełożonej generalnej formującego się dopiero Zgromadzenia Sióstr Albertynek: Bardzo bym się cieszył, żebyś poszła do Ojca Lewandowskiego się wyspowiadać, bo on dobrusi, łagodniusi i duchowy. Odtąd s. Bernardyna, która przez długi okres przeżywała silne niepokoje wewnętrzne, skrupuły oraz wątpliwości co do słuszności obranej drogi – znajdowała się pod opieką duchową ks. Lewandowskiego. Tak jak Brat Albert – wiązał on z s. Bernardyną wielkie nadzieje na przyszłość, dlatego pozwolił sobie pisać: Jak dziecku za ciężko krzyż dźwigać, to ja go biorę, bom grzesznik – niech on cierpi za drugich, od czego jest kapłanem. Dopóki dziecko będzie myśleć o wystąpieniu, o zrzuceniu sukni – to ojciec nie przestanie przyjmować za nie cierpień, pokuty i śmierci. Wolę nie żyć, aniżeli się doczekać tego głupstwa, któreby miało dziecko zrobić. Można twierdzić, że gdyby ks. Lewandowski nie okazał jej tak wiele serdeczności i cierpliwości, nie poświęcił jej tak wiele czasu – nie starczyłoby jej sił, aby przezwyciężyć wszystkie trudności, na jakie napotykała w życiu wewnętrznym. Otoczona jego ojcowską opieką – nie tylko wytrwała w powołaniu, ale stała się współzałożycielką Zgromadzenia Sióstr Albertynek i wyjątkową postacią w jego dziejach.
Po śmierci Brata Alberta wspólnoty albertyńskie potrzebowały różnorakiej pomocy: prawnej, finansowej, a nade wszystko pomocy duchowej. Siostry Albertynki właśnie w osobie ks. Lewandowskiego znalazły przedłużenie dobroci i miłości Założyciela. Ks. Lewandowski znał każdą siostrę w Zgromadzeniu, każdej okazywał szacunek i życzliwość, obdarowywał słodyczami, które starał się zawsze mieć pod ręką, a nawet pierwszy zwracał uwagę, czy konkretnej siostrze coś nie dolega, czy nie jest chora, dlaczego jest smutna. Świadectwa sióstr albertynek są bardzo wymowne: od samego początku uważałam Ojca za świętego księdza. Uderzała u niego wielka miłość i dobroć. Chyba żaden ojciec nie odnosi się z taką miłością do swego dziecka, jak Ojciec Lewandowski odnosił się do sióstr. Gdyby mógł, oddałby im swe serce (s. Ferdynanda Grzenkowicz). Dawne i nowsze wypowiedzi sióstr albertynek przedstawiają ks. Lewandowskiego jako żywego świętego.
Po śmierci Brata Alberta ks. Lewandowskiemu przyszło też bronić idei albertyńskiego ubóstwa poprzez zasadniczy wkład w zredagowanie konstytucji Braci Albertynów i Sióstr Albertynek.
Zachowało się wiele rękopisów ks. Lewandowskiego: są to przede wszystkim listy, konferencje, rozważania i notatki, które spisywał w różnych okresach swojego życia. Dziś znaleźć je można w archiwach Zgromadzenia Sióstr Albertynek, Zgromadzenia Księży Misjonarzy, Naszej Przeszłości i Kurii Metropolitalnej w Krakowie.
Natomiast teksty wydane drukiem są nieliczne. W roku 1903 w Rocznikach Obydwóch Zgromadzeń opublikował Krótki rys historyczny Małego Seminarium XX Misjonarzy w Krakowie z okazji 25-letniego jubileuszu, a w następnych latach biogramy księży Antoniego Buczkowskiego (1905), Franciszka Blocka (1913) i wizytatora Józefa Kiedrowskiego (1921) oraz Wiązankę wspomnień o 1903 roku z okazji ćwierćwiecza zamorskich wypraw naszych wychowanków Małego Seminarium w Krakowie (1928). W piśmie Miłosierdzie Chrześcijańskie (w latach 1910—1913) pisał o opiece nad opuszczonymi niemowlętami (podrzutkami) w Krakowie i we Lwowie. W roku 1905 wydano modlitewnik Przyjdź, Duchu Święty. Nowenna do Ducha Przenajświętszego, a w 10. rocznicę śmierci Brata Alberta ukazała się drukiem niewielkich rozmiarów książeczka pod tytułem Brat Albert. Do końca życia pracował też nad obszernym żywotem Brata Alberta, który pozostawił w rękopisie (krytyczne wydanie tej pracy – na życzenie Sióstr Albertynek – być może w tym roku doczeka się wydania w Wydawnictwie Instytutu Teologicznego Księży Misjonarzy).
Sterany pracą i chorobą – w roku 1931 ks. Lewandowski zamieszkał u Sióstr Albertynek na Prądniku Czerwonym. Ostatnią Mszę św. w swoim życiu odprawił u sióstr 14 lutego 1934 roku. Sakrament chorych otrzymał z rąk ks. wizytatora Józefa Kryski 26 lutego 1934 roku w obecności bł. Siostry Bernardyny i wielu sióstr. Zmarł w Domu Sióstr Albertynek 20 marca 1934 r. Nazajutrz wśród licznie nawiedzających zwłoki zmarłego pojawił się także książę metropolita abp A. S. Sapieha. Do zasmuconych sióstr powiedział krótko: Dużo straciłyście. Pogrzeb ks. Lewandowskiego odbył się dnia 22 marca: ciało Zmarłego złożono w grobowcu Księży Misjonarzy na Cmentarzu Rakowickim.
Opinii świętości, jaką cieszył się już za życia, nie zdołał zatrzeć czas, co więcej, zauważa się prywatny kult, jakim otoczona jest jego osoba, zwłaszcza w środowisku albertyńskim, i przekonanie, że można w nim znaleźć orędownika w wielu codziennych sprawach. Jeżeli jest prawdą, że święty skutecznie patronuje w sprawach, które sam w życiu podejmował – w ks. Czesławie mogliby znaleźć swojego patrona kapelani, ojcowie duchowni, formatorzy, spowiednicy, wykładowcy, kierujący wspólnotami, ale także dobroczyńcy, biedni, chorzy czy poszukujący swojej życiowej drogi.
Według ludzkiego przekonania musiał być świętym ten, który do świętości prowadził innych – a ks. Czesław prowadził ku realizowaniu swojego powołania całe pokolenia kapłanów diecezjalnych, księży misjonarzy czy sióstr albertynek. Prowadził pewnie i z Bożym błogosławieństwem, skoro jego duchowe dzieci doznają dziś chwały ołtarzy: św. Brat Albert Chmielowski i bł. Siostra Bernardyna Jabłońska. Jeżeli drzewo poznaje się po owocach – ks. Czesław był dobrym drzewem. Niewątpliwie dawał innym to, co sam posiadał. Na jego żywym przykładzie wielu uczyło się szukać w życiu tego, co nieprzemijalne, i utwierdzało się w przekonaniu, że warto iść przez życie dobrze czyniąc, stając się tym samym wiernym świadkiem i naśladowcą Jezusa Chrystusa.
Na podstawie: ks. Bogdan Markowski CM