Felieton 5 Aug 2019 | Redaktor
Nie jesteśmy naszymi przeżyciami

Medytacje ewangeliczne z dnia 5 sierpnia 2019 r., Poniedziałek

Gdy Jezus usłyszał o śmierci Jana Chrzciciela, oddalił się stamtąd łodzią na pustkowie, osobno. Lecz tłumy zwiedziały się o tym i z miast poszły za Nim pieszo. Gdy wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi i uzdrowił ich chorych.A gdy nastał wieczór, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: "Miejsce to jest pustkowiem i pora już późna. Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności". Lecz Jezus im odpowiedział:"Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść!" Odpowiedzieli Mu: "Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb". On rzekł:"Przynieście Mi je tutaj". Kazał tłumom usiąść na trawie, następnie wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby, dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do syta, a z tego, co pozostało, zebrano dwanaście pełnych koszy ułomków. Tych zaś, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci. (Mt 14, 13-21)

...

Gdy Jezus usłyszał o śmierci Jana Chrzciciela, oddalił się stamtąd łodzią na pustkowie, osobno.

Każdy z nas przechodzi różne trudne doświadczenia w swoim życiu. Są to momenty, w których dowiadujemy się, że w tym świecie nie ma absolutnie nic, co by dało nam pocieszenie wobec smutku w którym jesteśmy. To tak jakby nasze wszystkie uczucia i emocje nie były w stanie zobaczyć nadziei.

Ale nie jesteśmy tylko naszymi emocjami i uczuciami. Nie jesteśmy naszymi przeżyciami. Oczywiście przeżywamy wydarzenia, które nas niekiedy bardzo niszczą, ale nie mogą nas zabić, bo nie przeżycia są źródłem życia, ale tylko Ten, Kto życie stwarza. Bóg.

Gdy coś dramatycznie nas przytłoczy, bez szukania winnych i analiz idziemy na odosobnienie, aby stanąć przed Bogiem w ciszy i wykrzyczeć Jemu i tylko Jemu cały nasz ból, nie ukrywając już nic.

I wtedy okazuje się, że my nic nie posiadamy. Nie mamy nic, kompletnie nic, co mogłoby nas pocieszyć - nakarmić. Co mogłoby wypełnić umysł, uczucia, emocję, wyobraźnię, nic co dawałoby nam nadzieje, że to co trudne skończy się.

Wreszcie, stając w prawdzie w obecności Boga, którego dramatycznie wołamy, widzimy wyraźnie, że siebie samych też nie posiadamy. Tyle spraw nami wciąż rządzi, tyle naszych uczuć, nad którymi nie mamy władzy. A jednak Bóg ma dla nas siłę i w takich spotkaniach wnika w nasze wnętrze i dowiadujemy się, że On stale jest w nas, a tylko my sami zapominamy czasami, skąd mamy czerpać pokarm, który nas rzeczywiście karmi.

To bardzo trudne doświadczenie, ale nasz Bóg nie jest Bogiem milczącym, nie jest daleki, jest najbliżej i nie pozwoli, aby stała się nam krzywda. Jest blisko, bo dokładnie każdy z nas potrzebuje wtulenia w Ojca. Każdy tego potrzebuje, bez względu na wszystko.

Gdy wychodzimy na naszą wewnętrzną pustynię, uczymy się, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. I choć dookoła widzimy, że nic nie ma, to Bóg właśnie z tego niczego nas karmi do sytości. On karmi nas ex nihilo - czyli stwarza to, czego naprawdę potrzebujemy i daje nam dokładnie wystarczająco. Tylko wyjdźmy na pustynię do Niego...

Tylko nie bójmy się wyjścia na pustynię... Na którą każdy musi co jakiś czas wracać, po... miłość.

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu

Ave Maryja

Kasia Chrzan

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor